Nintendo Switch OLED - test konsoli

​Nintendo Switch OLED to nie to, na co wszyscy czekali. Gracze mieli nadzieję, że Japończycy, oferując nową wersję konsoli, dadzą znacznie więcej.

Od wielu miesięcy mówiło się i pisało nieoficjalnie o Nintendo Switch Pro, który to miał zaoferować nie tylko lepszy wyświetlacz, ale także wydajniejsze podzespoły, pozwalające na wyświetlanie obrazu w rozdzielczości 4K i w 60 klatkach na sekundę po zadokowaniu. Ostatecznie do sklepów trafił Nintendo Switch OLED, w którym największa zmiana - i tak naprawdę jedna z niewielu - dotyczy wyświetlacza. Jest jednak grupa graczy, których nowa wersja konsoli zachwyci. Kto to taki?

To wszyscy ci, którzy ze Switcha korzystają w wersji handheld i/lub tabletop. W tym przypadku zmiana wyświetlacza ze starego technologicznie LCD na nowoczesny OLED to przejście do zupełnie nowego świata. Już w pierwszej chwili byłem zadowolony, a gdy postawiłem obok siebie poprzednią i nową wersję konsoli, nie byłem już w stanie grać na poczciwym V2 (który do tej pory wydawał mi się zupełnie znośny).

Reklama

Kolory, kontrast i głębia czerni są bez porównania lepsze, a zagęszczenie pikseli na cal sprawia, że można odnieść wrażenie, że gry na nowym Pstryczku działają w wyższej rozdzielczości. Od razu rzuca się w oczy także wyraźnie większy rozmiar ekranu. Mogłoby się wydawać, że wzrost z 6,2 do 7 cali to nic spektakularnego, ale uwierzcie mi, że różnica jest ogromna - teraz wyświetlacz niemal sięga krawędzi konsoli. Albo nie wierzcie na słowo, tylko popatrzcie na zdjęcia.

Jeśli bawisz się na Switchu w wersji handheld, odczujesz też nieco lepszej jakości materiały, a jeśli zdarza ci się grać, stawiając ekran na blacie stołu czy biurka, docenisz znacznie stabilniejszą i o zmiennym kącie podpórkę. Chociaż przeważnie na Pstryczku gram ze słuchawkami na uszach (lub w uszach), od niedawna także po Bluetooth, czasem korzystam z wbudowanych głośników. A te w wersji OLED grają wyraźnie bardziej donośnie i czysto niż te z V2. Warto dodać, że pomimo tych wszystkich zmian nowy Pstryczek pracuje na baterii tak samo długo, jak poprzednik. Możecie liczyć na pięć do nawet dziewięciu godzin zabawy na jednym ładowaniu.

I to by było na tyle, jeśli idzie o zmiany. Dla graczy bawiących się z konsolą w rękach lub stawiając na stole będą one olbrzymie i zdecydowanie warte zmiany, natomiast dla tych z was, którzy na Switchu grają wyłącznie albo niemal wyłącznie po zadokowaniu - praktycznie niezauważalne. No, bo co wam z tego, że konsola i stacja dokująca występują teraz także w czarno-białej kolorystyce? Albo że w stacji dokującej pojawił się port LAN (swoją drogą, w miejsce jednego z portów USB)? To tylko detale, dla których według mnie nie ma co dopłacać. A, przepraszam, powiększono jeszcze pamięć wewnętrzną do 64 GB. Ale czy to takie istotne, skoro konsola w każdej wersji pozwala zastosować kartę microSD?

Nintendo Switch OLED nie wymaga dużej dopłaty. Switch V2 kosztuje obecnie 1369 zł, a nowa wersja - 1699 zł. Jeśli gracie handheldowo lub tabletopowo, zdecydowanie warto dopłacić te 330 zł. A jeśli bawicie się głównie po zadokowaniu, może to nie mieć sensu. To także dobry moment na zakup Switcha V2 dla osób, które od dawna rozważały zakup konsoli Nintendo. Jej cena jeszcze nigdy nie była tak atrakcyjna.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama