​Wo Long: Fallen Dynasty - souls-like nieco inny niż wszystkie. Recenzja

Team Ninja i Koei Tecmo prezentują graczom swoje podejście do tematyki gier souls-like. Jak im się to udało?

Team Ninja może być znane graczom przede wszystkim z serii gier Ninja Gaiden. Inspiracje tą serią widać też w ich najnowszym dziele, Wo Long: Fallen Dynasty. Gra ta może z jednej strony mocno kojarzyć się z gatunkiem tytułów souls-like, ale po bliższym zapoznaniu się z nią okazuje się, że niekoniecznie musi to być najbardziej celne skojarzenie.

Gra przenosi nas do okolic roku 200 naszej ery, kiedy to na terenie Chin trwała tzw. Epoka Trzech Królestw i rozpoczynało się Powstanie Żółtych Turbanów. Sytuacja ta doprowadziła do rozpadu krainy na trzy trzy oddzielne państwa - stąd nazwa epoki. Nasza postać - którą możemy wykreować sobie od zera, albo skorzystać z gotowego szablonu wyglądu - ma być bohaterem, który uratuje cesarstwo.

Reklama

Śmierć jest początkiem wszystkiego

Jak na souls-like przystało, giniemy już na samym początku, właściwie jeszcze w trakcie intra, ale nie jest to dla nas problemem, bo na naszej drodze staje pewien niewidomy młodzieniec, który nas ożywia i przedstawia nam naszą misję. Później z tym umieraniem bywa różnie - dlatego napisałem, że skojarzenie z souls-like nie do końca jest tym najbardziej precyzyjnym. Owszem, na początku gra jest trudna, ale z pokonanych przeciwników wypada dużo przedmiotów, dość szybko więc jesteśmy w stanie wzmocnić postać na tyle, że większość “szeregowych" przeciwników nie będzie stanowiła dla nas specjalnie frustrującego wyzwania. Co innego bossowie - starcia z nimi będziemy powtarzać dość często...

Souls-like z twistem

Poziom trudności oraz ogólne odczucia z rozgrywki to jedna z rzeczy, które od razu przywołały wspomnienia z Ninja Gaiden. Tam również nie było zbyt łatwo, ale nie było też frustrująco trudno. Co ważne, gra w przeciwieństwie do walk z typowego souls-like jest bardzo dynamiczna. Autorzy gry zdecydowali się nie implementować w niej typowego systemu staminy, która powoduje zmęczenie bohatera i problemy w machaniu bronią - zamiast tego, mamy jedynie system parowania ataków, które jednak są na tyle widoczne, że trafienie w idealny moment do sparowana nie powinno być trudne. Nadal też można robić uniki, blokować i wycofywać się by podreperować życie, ale to parowanie jest podstawą walki. Kluczem do zwycięstwa jest natomiast odpowiednie wyczucie czasu - jeśli zaatakujemy w złym momencie, to przeciwnik wyprowadzi w naszą stronę serię ciosów, która zabierze nam większość poziomu zdrowia.

Drugą ważną modyfikacją typowych systemów walki jest morale - można je porównać nieco do poziomu postaci, do którego porównywane jest morale przeciwników, z tą różnicą, że po śmierci tracimy część poziomu morale. Możemy je oczywiście odzyskać, o ile zlikwidujemy przeciwnika, który nas chwilę wcześniej zabił. No i na koniec mamy punkty, w których możemy odnawiać życie czy wykupywać umiejętności, czyli odpowiedniki ognisk - tutaj w formie wbijanych w ziemię chorągwi. Odpoczynek przy chorągwi oznacza, że odradzają się przeciwnicy, których wcześniej pokonaliśmy, z jednym wyjątkiem - niektórych punktów bronią mini-bossowie, którzy już nie wracają do danego miejsca. Na szczęście jednak aktywowanie chorągwi sprawia, że zabezpieczamy swój obecny poziom morale.

Nasza postać, oprócz klasycznego oręża, dysponuje statystykami, związanymi z pięcioma “przemianami" - przemiany można porównać do różnych kategorii umiejętności. Tak więc inwestowanie w konkretną przemianę pozwala nam rozwijać umiejętności z tej kategorii, a co za tym idzie potem możemy stosować chociażby specjalne ataki, związane z tą właśnie umiejętnością. Trochę skojarzyło mi się to z drzewkami umiejętności znanymi z Assassin’s Creed: Odyssey i Origins, szczególnie, że ataki wiążemy z przyciskami kontrolera, tak samo jak w AC. Do tego naszej postaci mogą pomagać towarzysze, sterowani przez AI, którzy nie raz, nie dwa przydadzą się do zajmowania uwagi przeciwnika.

Oprawa

Co do oprawy graficznej, to Wo Long: Fallen Dynasty wygląda po prostu poprawnie - ani nie powala (choć podobały mi się lokacje pełne ognia i świateł), ani też nie odrzuca. Tytuł ogrywałem na Xboxie Series X (za pośrednictwem Game Passa) i oczywiście jak na gry stworzone z myślą o starej i obecnej generacji konsol przystało, możliwy jest wybór trybu jakości grafiki, albo płynności (60FPS). W kwestii dźwięku również nie ma się do czego przyczepić.

Wo Long: Fallen Dynasty to zdecydowanie tytuł warty zapoznania się z nim, który powinien przypaść do gustu nie tylko fanom klimatów rodem z Azji, ale też wszystkim tym, którzy mieli by ochotę spróbować czegoś w stylu souls-like, ale boją się poziomu trudności. Tutaj nie sprawia on jakiegoś wybitnego problemu, za to satysfakcja z szatkowania przeciwników, albo atakowania ich z ukrycia i eliminowania jednym ciosem jest ogromna. Jedyne zastrzeżenie jakie mam dotyczy powtarzania tych samych lokacji - nasza postać odradza się przy chorągwiach, ale niekoniecznie musi to być ostatni aktywowany przez nas punkt, co sprawia, że respawnowanie działa czasem dość losowo. Poza tym, odpowiednie przygotowanie się do walk z bossami również może niekiedy wymagać powtarzania lokacji by podbić poziom postaci.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Wo Long: Fallen Dynasty
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy