Virginia - recenzja

Virginia to pozycja wręcz obowiązkowa dla miłośników takich seriali, jak "Miasteczko Twin Peaks" czy "Z archiwum X".

Tzw. symulatory chodzenia na dobre zadomowiły się w przemyśle gier wideo. Co i rusz na horyzoncie pojawiają się kolejne produkcje tego typu, a najlepsze z nich przebijają się na szczyty list przebojów. Dear Esther, Everybody's Gone to the Rapture czy pochodzące z Polski Zaginięcie Ethana Cartera zostały bardzo ciepło przyjęte przez graczy i przez media. A teraz do sprzedaży trafiła Virginia - produkcja mało znanego studia Variable State, inspirowana w dużej mierze kultowymi serialami, takimi jak "Miasteczko Twin Peaks" czy "Z archiwum X".

Reklama

W grze poznajemy Anne Tarver, młodą agentkę FBI, oraz jej bardziej doświadczoną partnerkę, Marią Halperin, które wyruszają do miasteczka Kingdom w stanie Virginia. W ostatnim czasie doszło tutaj do zaginięcia Lucasa Fairfaksa, nastolatka wywodzącego się z raczej przeciętnej rodziny. Tak rozpoczyna się dwugodzinna przygoda, podczas której zgłębiamy kilka wyjątkowo interesujących wątków. To niedługi czas zabawy, ale zupełnie wystarczający, biorąc pod uwagę to, że historia jest całkiem intensywna, a cena Virginii wynosi niecałe 40 złotych.

Virginia to reprezentantka wspomnianego podgatunku symulatorów chodzenia, w której skupiamy się na przemierzaniu kolejnych lokacji, poznawaniu postaci, zgłębianiu fabuły... Gra wyróżnia się dwiema rzeczami. Po pierwsze - przerysowaną, kolorową oprawą wizualną, która jednym się spodoba, a innym pewnie nie do końca (niektórzy woleliby pewnie w tego typu produkcji zobaczyć bardziej poważną i mroczną grafikę). Po drugie - w Virginii nie występują... dialogi. Ani monologi. To może się wydawać naprawdę dziwne, ale szybko się do tego stanu rzeczy przyzwyczajamy i zaczynamy skupiać swoją uwagę na doprawdy fenomenalnej muzyce. Naprawdę, ścieżka dźwiękowa w produkcji Variable State jest mistrzowska i z przyjemnością słuchamy jej jeszcze teraz, po ukończeniu gry.

Fani wspomnianych wcześniej seriali - przede wszystkim "Miasteczka Twin Peaks" i "Z archiwum X" - powinni być zachwyceni dużą liczbą nawiązań do nich. Pierwszy z brzegu - główna bohaterka każdy dzień rozpoczyna od wypicia kawy niczym agent Dale Cooper. A to tylko jeden z przykładów tego, jak panowie z Variable State puszczają oko do wielbicieli historii o zaginięciu Laury Palmer oraz o dwójce agentów FBI na tropie UFO.

Virginia opowiada wciągającą historię, opatrzoną świetną muzyką, ale zawiedzeni będą gracze, którzy lubią mieć większy wpływ na to, co dzieje się na ekranie. Tutaj mieć go nie będą ani trochę. W zasadzie cała rozgrywka w produkcji Variable State opiera się na chodzeniu oraz wciskaniu jednego przycisku na padzie. I to tyle. To bardziej (trochę) interaktywny film niż gra wideo i należy mieć to na uwadze, decydując się na zakup.

Czy według nas warto skusić się na Virginię? To zależy od odpowiedzi na dwa pytania. Pierwsze z nich brzmi - czy lubicie interaktywne opowiadania, w których rola gracza zostaje ograniczona do minimum? A drugie - czy na myśl o "Miasteczku Twin Peaks" i "Z archiwum X" odzywa się w waszej duszy jakaś głęboko skryta, melancholijna nutka? Jeżeli na co najmniej jedno z tych pytań odpowiecie twierdząco, przemyślcie zakup. A jeśli na oba z nich odpowiedź brzmi "tak", to nawet nie macie się co zastanawiać!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy