Testuję V Rising dopiero jakiś czas po premierze. W sumie nieprzypadkowo, bo to właśnie aktualizacja 1.1, znana jako Invaders of Oakveil, zachęciła mnie do wejścia w ten świat. Uznałem, że to idealny moment, żeby sprawdzić, co tak naprawdę potrafi ten cały "Diablo z wampirami", o którym słyszałem już dziesiątki razy. I nie żałuję, bo przez te kilka wieczorów spędzonych z grą przeszedłem przez prawdziwą mieszankę zachwytów, powracających wątpliwości i momentów czystej satysfakcji (z małym zgrzytem tu i ówdzie, ale o tym za chwilę).
Gwoli wprowadzenia i przypomnienia, V Rising to przebój Early Access na Steamie, który z miejsca przyciągnął tysiące graczy na pecetach, a później - po wielu miesiącach intensywnego rozwoju - dostał wersję 1.0 i trafił na PlayStation 5. Gra na konsoli Sony również poradziła sobie bardzo przyzwoicie, a twórcy nie spoczęli na laurach. Regularnie dorzucają świeżą zawartość, w tym niedawny patch 1.1, który przyniósł największy dotychczasowy zastrzyk nowości.

Co nowego w Invaders of Oakveil?
- Aktualizacja do V Rising, opatrzona numerem 1.1, to przede wszystkim:
- Nowy obszar Oakveil - klimatyczny, mroczny las.
- Nowi bossowie i nowi przeciwnicy.
- Trzy nowe rodzaje broni i siedem świeżych czarów.
- System mieszania krwi i przekuwania broni.
- Nowe dekoracje zamku, możliwość craftowania prosto ze skarbca, pełna personalizacja wnętrz.
Nie samą krwią wampir żyje
V Rising zaczynamy od szybkiego stworzenia naszej postaci (kreator jest raczej podstawowy, ale można później wszystko zmienić), a następnie w mgnieniu oka zostajemy rzuceni w wir wydarzeń. Nie ma tu klasycznej historii do prześledzenia. Zamiast tego gra kładzie nacisk na gameplay, eksplorację i rozwijanie swojej mrocznej fortecy. W praktyce to idealna propozycja na szybkie "wejście na serwer" po pracy czy uczelni, bez konieczności śledzenia skomplikowanych wątków fabularnych.
To, co najbardziej mi się podoba, to połączenie survivalu i hack & slasha (czy jak kto woli - RPG-a akcji). Z jednej strony walczymy z coraz silniejszymi bossami, szukając ich po niemałej, ręcznie zaprojektowanej mapie. Z drugiej - budujemy, rozbudowujemy i dekorujemy nasz zamek (z biegiem czasu można stworzyć prawdziwą wampirzą rezydencję godną samego Drakuli). Każdy boss, którego pokonamy, pozwala zdobyć nowe umiejętności i schematy, a także... inne moce, zależne od tego, czyjej krwi się napijemy (wampirzy recykling pełną gębą).

Krwiopijcze mechaniki i zabójcze słońce
Podczas zabawy w V Rising nie tylko walczymy i zbieramy zasoby. Musimy także regularnie "tankować" nasz wskaźnik krwi, polując na zwierzęta lub ludzi. Co ciekawe, każda ofiara daje nam inne bonusy - wilcza krew zwiększa szybkość, niedźwiedzia wzmacnia siłę, a ludzka daje unikalne zdolności zależne od tego, kogo upolowaliśmy.
Cykl dnia i nocy to kolejny smaczek. W nocy jesteśmy panami sytuacji, ale za dnia słońce zaczyna szybko przypominać, dlaczego wampiry raczej nie wychodzą na spacery w samo południe. Wystarczy, że znajdziemy się na otwartej przestrzeni, a nasza postać zaczyna otrzymywać obrażenia. W praktyce wymusza to trochę planowania - za dnia lepiej zająć się rozbudową zamku, a na polowanie wybrać się po zmierzchu.
Bo trzeba mieć gdzie wracać na… dzień
Budowanie zamku to dla mnie drugi najważniejszy aspekt gry (po polowaniu na bossów). System konstrukcji jest przemyślany i pozwala bez bólu głowy przestawiać całe pomieszczenia. Z czasem z drewnianej chatki robi się potężna forteca z pełnym wyposażeniem, skarbcem, pracowniami i salą tronową. Aktualizacja 1.1 dołożyła tu sporo nowych dekoracji i rozwiązań, które ułatwiają zarządzanie zasobami (szkoda tylko, że nie można craftować z rzeczy schowanych w skrzyniach - trzeba je najpierw przenieść).

Multiplayer taki, jak sobie zażyczysz
V Rising pozwala na zabawę solo, ale największa frajda zaczyna się, gdy połączymy siły z innymi. Dostępne są różne tryby - PvE i PvP - z ogromną liczbą opcji konfiguracyjnych. Możemy ustawić poziom trudności, zmienić ilość zdobywanych surowców, a nawet startowy ekwipunek. W trybie PvP trzeba być gotowym na ostrą rywalizację - silniejsi gracze nie mają litości, a śmierć potrafi zaboleć (zwłaszcza gdy wracamy do zamku z pełnym plecakiem łupów). Za to kooperacja przy budowie fortecy i wspólnym eliminowaniu bossów daje mnóstwo frajdy i poczucie wspólnoty (tak, można tu naprawdę zbudować "klan" i poczuć się jak w serialu o wampirach).
Wampir ze stylem
Grafika w V Rising nie wywołuje opadu szczęki, ale jest schludna i czytelna. Mapy są różnorodne, niektóre potwory prezentują się świetnie, inne przeciętnie… Ogólne wrażenie jest pozytywne. Na plus na pewno trzeba zaliczyć optymalizację. Na przyzwoitej klasy pececie nie napotkałem na żadne przycięcia, nawet podczas większych potyczek.

Nie będziesz potrzebować czosnku
V Rising to doskonały przykład na to, że mieszanka erpega akcji z survivalem i budowaniem bazy może działać - i to bardzo dobrze. Gra potrafi wciągnąć, daje ogromną swobodę i satysfakcję z rozwoju postaci oraz zamku. Jasne, powtarzalność gameplay loopu czasem daje o sobie znać, a brak prawdziwej fabuły może zniechęcić część graczy. Ale jeśli szukasz odskoczni od Diablo, a Path of Exile z jakiegoś powodu ci nie leży, koniecznie daj V Rising szansę.
- świetne połączenie RPG-a, akcji i survivalu
- dający dużo możliwości system rozbudowy zamku
- dynamiczny cykl dnia i nocy
- różnorodność bossów
- oryginalne, wampirze mechaniki
- ogrom opcji personalizacji rozgrywki
- liczne tryby zabaw (solo, PvE, PvP)
- brak rozbudowanej fabuły
- powtarzalność w końcu daje o sobie znać
- momentami przeciętna grafika