Styx: Master of Shadows - recenzja

Ile znacie gier, w których mogliśmy się wcielić w goblina? No właśnie. Już chociażby z tego powodu Styx wyróżnia się na tle konkurencji.

Styx to imię goblina, którego ochrzczono głównym bohaterem najnowszej produkcji francuskiego studia Cyanide, znanego chyba przede wszystkim z całkiem udanej Of Orcs and Men. Warto nadmienić, że akcja ich nowej gry toczy się w tym samym uniwersum, jednak trochę wcześniej. Jej fabuła krąży wokół legendarnego artefaktu - bursztynu ukrytego w Drzewie Świata - który nasz dzielny, zły (tak, tak, tym razem stajemy po drugiej stronie barykady) goblin planuje wykraść z wieży Akenash. Jednak zadanie będzie szalenie trudne, a to dlatego, że wieża przypomina jeden, wielki labirynt, tylko podzielony na piętra. Ponadto jest on chroniony przez całe zastępy ludzi oraz elfów. Styx chyba nie wie, na co się pisze!

Reklama

Styx: Master of Shadows to połączenie gry zręcznościowej ze skradanką oraz... RPG-iem. Na kolejnych poziomach wieży wykonujemy kolejne zadania - niezbyt wymyślne, ale całkiem przyjemne - omijając strażników albo eliminując ich po cichu. Cieszy, że rozgrywka nie jest do końca liniowa. Autorzy nie opracowali jedynej słusznej ścieżki, którą musimy podążać do celu. Na każdym etapie możemy obrać jedną z zazwyczaj kilku dróg. Styx jest postacią stworzoną do skradania. Jak na goblina przystało, jest niewielki oraz zwinny, dzięki czemu może chować się w najróżniejszych miejscach - od tuneli poprzez zasłony czy murki aż po pudła czy... wazony.

Ponadto Styx - poza tym, że może dusić rywali czy zatruwać ich jedzenie - obdarzony jest trzema dodatkowymi zdolnościami. Po pierwsze - może wyostrzać zwrok, aby lepiej dostrzec przeciwników oraz elementy, z którymi możemy wchodzić w interakcję. Po drugie - może stawać się niewidzialny. Wreszcie po trzecie - może tworzyć klony samego siebie, dzięki którym może przedostawać się we wcześniej niedostępne miejsca. Każdą z tych umiejętności możemy z czasem rozwijać i rozwój ten ciągnie się aż do samego końca, dzięki czemu rozgrywka cały czas pozostaje dość interesująca.

I byłaby jeszcze bardziej interesująca, gdyby nie to, że Cyanide schrzaniło sztuczną inteligencję. Grając w Styx: Master of Shadows, przypominało nam się Dishonored, w którym wystarczyło stanąć na niskim murku, aby ukryć się przed strażnikami. Tutaj przeciwnicy, których staramy się obejść, potrafią nie dostrzec nas nawet wtedy, gdy kucamy obok nich i jesteśmy widoczni gołym okiem. Nie potrafią oni także dostosować swoich działań do sytuacji, do słyszanych odgłosów czy widzianych cieni bądź trupów, ciągle chodząc tymi samymi ścieżkami i powtarzając te same błędy. Cóż za durnie!

Kiepsko wypada także walka, której raczej staramy się unikać, ale jednak czasem jesteśmy zmuszeni do tego, by się do niej uciec (zamiast uciekać). Jej mechanika polega na tym, że najpierw musimy odeprzeć cios naszego oponenta, a dopiero później możemy wyprowadzić kontratak. Jest to nielogiczne i dość trudne, wręcz irytująco trudne (choć - z drugiej strony - zachęca nas do tego, aby skupić się na skradaniu i cichej eliminacji). A jeśli wolimy uciekać, to także będziemy się wkurzać, głównie na kamerę, która wcale nam nie pomaga, a wręcz przeciwnia, komplikuje sprawę.

Styx: Master of Shadows nie prezentuje zbyt wysokiego poziomu pod względem oprawy graficznej. Choć grę przygotowano z myślą o pecetach i konsolach nowej generacji, wygląda ona, jakby pochodziła z epoki Xboksa 360 i PlayStation 3. Kiepskiej jakości tekstury, powtarzający się ciągle przeciwnicy, glitche - do tego i do paru innych niedogodności natury wizualnej musicie się przyzwyczaić. Lepiej wypada strona audio.

Styx: Master of Shadows to gra całkiem udana, a do tego długa, wystarczająca na co najmniej kilkanaście godzin zabawy. Gdyby nie kiepska sztuczna inteligencja oraz nieudany model walki oraz ucieczek, zasłużyłaby pewnie nawet na ósemkę. A tak - najbardziej adekwatną notą wydaje się siódemka. Co oznacza, że miłośnicy skradanek powinni się z nią zapoznać.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy