Sacred Citadel

W oczekiwaniu na trzecią, pełnoprawną część serii Sacred otrzymaliśmy od jej twórców niespodziankę w postaci kolorowego spin-offu pod tytułem Sacred Citadel. Czy warto się nim zainteresować, czy może lepiej poczekać na Sacred 3?

Sacred to jeden z niewielu konkurentów dla Diablo. Przy pierwszej części osobiście spędziłem kilkadziesiąt godzin, druga także pochłonęła spory kawałek mojego życia i teraz z niecierpliwością wyczekuję trzeciej. A w międzyczasie studio Southend Interactive zaserwowało nam miłą niespodziankę pod postacią Sacred Citadel.

To spin-off, który: a) jest przedstawicielem kultowego niegdyś podgatunku beat'em up (a więc "idziesz i nawalasz"), b) przyciąga bajkową kolorystyką, a następnie tryska krwią na lewo i prawo; c) łączy fabułę drugiej i trzeciej odsłony cyklu. W porządku, ogólne pojęcie już macie, przejdźmy do szczegółów.

Reklama

Po pierwsze - co z tą fabułą? Nie nastawiajcie się na głęboki, wielowątkowy scenariusz. Autorzy Sacred Citadel postawili raczej na prostotę i infantylność. Pewna grupa śmiałków musi powstrzymać Grimmoków (klasyczni przedstawiciele gatunku orków) przed odnalezieniem dwóch potężnych artefaktów, potrzebnych Niszczycielowi Bram do zniszczenia fortyfikacji i wprowadzenia wojsk Popielnego Cesarstwa do wnętrza tytułowej Cytadeli, zamieszkałej przez prowadzące ascetyczny tryb życia Serafie. I to by było na tyle.

W skład owej grupy śmiałków wchodzi czwórka bohaterów: wojownik, łowca, magiczka (oficjalne tłumaczenie) oraz kapłanka. Oczywiście każdym z nich możemy osobiście pokierować - czy to podczas samodzielnej zabawy, czy w grze lokalnej (najfajniejsza forma zabawy), czy w rozgrywce sieciowej. Jeśli jednak liczycie na różnorodność i współpracę pomiędzy postaciami, srogo się zawiedziecie. Każdą z nich gra się bowiem niemal tak samo. Wystarczy iść przed siebie i "nawalać", tyle. Owszem, do dyspozycji mamy też zaklęcia, ale te są zwykle mniej skuteczne niż standardowe kombinacje. Przeważnie taktyka pozostaje ta sama - "idziesz i nawalasz".

Osobiście nie mam nic do takiej formuły zabawy, bo sam nie mogłem się niegdyś oderwać od automatów z Cadillacs and Dinosaurs czy Golden Axe, ale w Sacred Citadel zabrakło paru istotnych elementów. Po pierwsze - wspomniany akapit wyżej brak różnorodności i różnicowania taktyk w zależności od tego, kim i z kim gramy. Po drugie - wrogowie nie stanowią żadnego wyzwania, rozkłada się ich na łopatki bez większych problemów (nie potrzebujecie żadnej taktyki ani ogromnego refleksu). W dużej mierze problem tkwi w sztucznej inteligencji, która prezentuje poziom intelektualny mrówkojada. Po trzecie - zabawa toczy się w dość monotonnym tempie, które po godzinie nieustannego "naparzania" wiedzie na autostradę do znużenia. Wszystko dzieje się nader ospale. Ospale przemierzamy plansze, ospale wyprowadzamy ciosy, ospaleee... Ziew.

Jednak w Sacred Citadel da się odnaleźć także jasne strony. Jedną z nich jest z pewnością kolorowa i zróżnicowana oprawa. Kolejne plansze wyglądają ładnie i cieszą oko. Podobnie jest z animacjami - czy to naszych bohaterów, czy przeciwników. Patrzy się na nie z przyjemnością nawet po kilku godzinach grania. Cieszy, że z czasem zdobywamy doświadczenie, poprawiamy statystyki postaci i odblokowujemy kolejne kombinacje ciosów. Możemy także dobierać uzbrojenie, które możemy zbierać po pokonanych przeciwnikach, jak również kupować u handlarzy w przerwach między etapami.

Zaletą jest także polska (kinowa) wersja językowa. I nie chodzi tu o sam fakt, że ją przygotowano, ale o to, że trzyma wysoki poziom. Sacred Citadel jest grą o raczej zdystansowanym, wręcz ironicznym podejściu do tematu, które wielu graczom będzie o wiele łatwiej zrozumieć dzięki polskim napisom. Pomiędzy planszami można poczytać także co nieco o świecie, do którego trafiliśmy, zamieszkujących go rasach oraz fabule, co także należy uznać za plus.

Bardzo spodobał mi się pomysł na Sacred Citadel, ale realizację trudno uznać za zadowalającą. Z chęcią zagrałbym w tę samą grę, ale z bardziej różnorodnym repertuarem bohaterów, ciosów i czarów, z ciekawszymi, bardziej wymagającymi przeciwnikami oraz z większą dynamiką. No i z dłuższą kampanią, bo ta przygotowana przez Southend Interactive wystarczy raptem na 4-5 godzin. Bez zawahania oddałbym w zamian za to całą fabułę i dorzuciłbym nawet polską wersję językową. No cóż, pozostaje mi czekać na Sacred 3. Choć to będzie już zupełnie inna bajka...

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Diablo III | hack'n'slash
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy