Road 96 - recenzja

​Road 96 to niezwykle urokliwa i intrygująca przygodówka, z którą warto się zapoznać... ale nie na Switchu.

O tym, dlaczego Road 96 lepiej odpalić na PC niż na konsoli Nintendo (gra trafiła tylko na te dwie platformy), napiszę za chwilę. Zacznę od tego, czym produkcja Digixart Entertainment tak w ogóle jest. To przygodówka, która czerpie garściami z kina drogi. Opowiada historię pewnej nastolatki, próbującej wydostać się z Petrii, fikcyjnego kraju kontrolowanego przez opresyjny reżim. Czeka ją - i zarazem nas - kilkaset kilometrów do pokonania. Podczas malowniczej, acz niebezpiecznej trasy spotkamy wiele barwnych postaci. Główna bohaterka powoli oddaje część swojej roli innym nastolatkom. Celem staje się przeprowadzenie przez granicę jednego z nich.

Reklama

Road 96 wygląda na nieco bajkową opowieść, ale nie dajcie się zwieść kolorowej oprawie w stylu low poly. Po drodze do celu napotykamy na wiele niebezpieczeństw. Mierzymy się z głodem, mordercami czy strażą graniczną, która chce nas dopaść (oficjalnie jesteśmy uciekinierami). Historia przedstawia sześć tras prowadzących w jedno miejsce. Każda przygoda jest częściowo generowana losowo, a częściowo uzależniona od decyzji, które podejmujemy. To, czy dany nastolatek dotrze szczęśliwie do mety tego wyścigu o wolność, nie jest wcale pewne.

Przeważnie dość sceptycznie podchodzę do obietnic o nieliniowej przygodzie, uzależnionej od moich wyborów (to chyba "zasługa" twórczości Telltale Games), ale w przypadku Road 96 nie są one przesadzone. Przedstawiona w tej grze przygoda praktycznie za każdym razem jest inna. Poszczególne podejścia różnią się kolejnością poznawania historii, przeplatają się ze sobą, a kończą mniej lub bardziej pozytywnie - i w tym wszystkim naprawdę sporo zależy od nas.

Poznanie całej historii powinno wam zająć około siedmiu-ośmiu godzin, ale później warto włączyć tryb Nowa Gra+, aby uzupełnić luki w znajomości poszczególnych wątków i postaci. Myślę jednak, że dwukrotne przejście gry to maksimum. Ze względu na to, że losy bohaterów zależą od podejmowanych decyzji, trudno czerpać przyjemność z odkrywania ich alternatywnych wersji. W końcu wybory, których dokonaliśmy za pierwszym razem, z jakiegoś powodu uznaliśmy za słuszne.

Road 96 może się podobać, ale pod warunkiem, że lubicie styl graficzny low poly. To specyficzna - kanciasta; kreskówkowa, ale trójwymiarowa - oprawa, która nie każdemu się spodoba. Pomijając jednak estetykę, wykonanie należy ocenić na piątkę. W połączeniu z udźwiękowieniem grafika tworzy przykuwającą do ekranu atmosferę podróży, w którą każdy z nas chciałby się udać... choć nie osobiście.

Gra ma też wady. Przede wszystkim niektóre fragmenty są o wiele bardziej nużące od innych. Na przykład początek każdej przygody jest nieco rozwleczony. Podczas zabawy wykonujemy też szereg powtarzalnych czynności, które po pewnym czasie wolałoby się pominąć. Jeszcze gorzej wypada wersja na Switcha. Ja na szczęście testowałem Road 96 na PC (wam radzę to samo), ale spotkałem się z wieloma negatywnymi opiniami na temat portu na konsolę Nintendo. Gra jest kiepsko dostosowana pod sterowanie Joy-conami, wygląda kiepsko, a do tego ma problemy z płynnym działaniem.

Road 96 to nieliniowa przygodówka o ucieczce w stronę wolności, która powinna przypaść do gustu wszystkim miłośnikom kina drogi. Wbrew pozorom, tworzonym przez nieliniowość, warto ją przejść maksymalnie dwa razy, ale będzie to i tak naprawdę przyjemna i ekscytująca (choć nie przez cały czas) przygoda. Jeśli zdecydujecie się wziąć w niej udział, zróbcie to na pececie - unikajcie niedopracowanego portu na Switcha. Skusić powinna was także atrakcyjna cena. Na Steamie produkcja Digixart kosztuje niespełna 70 złotych.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama