Rise of the Triad

Które gry uznajecie za największe legendy gatunku first person shooterów? Wolfenstein 3D, Doom, Duke Nukem...? A pamiętacie taką grę, jak Rise of the Triad? To jedna z najrzadziej wspominanych, a najbardziej zasłużonych strzelanek w historii.

Rise of the Triad: Dark War (bo tak brzmi pełen tytuł tego klasyka) to pierwszoosobowa gra akcji, opracowana przez studio Apogee Software, czyli 3D Realms, czyli twórców słynnego Duke Nukem. Produkcja wyróżniała się m.in. szybką i krwawą rozgrywką oraz możliwością wyboru jednej z pięciu postaci, z których każda miała swoje silne strony (jedna była szybka, druga silna etc.). Po prawie dwóch dekadach Rise of the Triad powróciła, przywrócona do życia przez... Apogee Software wspólnie z nieznanym zespołem Interceptor Entertainment.

Gra przez te wszystkie lata prawie się nie zmieniła. Oczywiście doczekała się nowocześniejszej oprawy czy bardziej aktualnego interfejsu, ale charakter zabawy pozostał niezmieniony. To w dalszym ciągu jedna z najszybszych i najbardziej krwawych strzelanek na rynku. Już na pierwszym etapie do naszych rąk trafia wyrzutnia rakiet i już wtedy rozpoczyna się prawdziwa jatka, podczas której raz po raz obserwujemy latające głowy oraz fontanny krwi. Na pewno nie jest to propozycja dla młodocianych graczy, a i niejednemu staremu wyjadaczowi zrobi się przy niej niedobrze.

Reklama

Podobnie jak w oryginale, w nowej Rise of the Triad możemy wybrać jedną z pięciu postaci. Za każdą z nich stoi inna historia, każda też wyróżnia się inną charakterystyką, ale jej wpływ na rozgrywkę jest znikomy. Po wybraniu swojego bohatera (bądź bohaterki) rozpoczynamy kampanię podzieloną na dwadzieścia misji, których pokonanie może zająć nawet przeszło 10 godzin, zależnie od naszych umiejętności. Gra nie oferuje bowiem wyboru poziomu trudności ani możliwości zapisu stanu gry w każdym momencie. Autosave dokonuje się przy początkach poszczególnych sekcji, na jakie zostały podzielone misje.

Cała kampania to szalona jazda bez trzymanki, pozbawiona fabuły, za to pełna żartów i drwin. Rise of the Triad to strzelanka w pełni zręcznościowa, w której realizm czy prawa fizyki schodzą na dalszy plan. Niejeden gracz doceni z pewnością także to, że gra nie jest liniowa jak większość dzisiejszych shooterów. Przeciwnie, autorzy przygotowali rozległe, pełne tajnych przejść plansze, na których można wręcz zabłądzić (kiedy ostatnio zabłądziliście, grając w strzelankę?!). Ponadto rozmieszczono na nich także rozliczne bonusy, których poszukiwanie dodatkowo wydłuża rozgrywkę.

To, co przeszkadza w czerpaniu pełni przyjemności z Rise of the Triad, to sztuczna inteligencja przeciwników, która z inteligencją nie ma niestety nic wspólnego. Wrogowie nie potrafią nas niczym zaskoczyć, w walce z nami wykorzystują prostackie metody (czytaj: biegną na nas i atakują), a do tego często mają problemy ze wzrokiem i słuchem. Nie wszystkim spodoba się też podział na sekcje i brak możliwości zapisu, co oznacza, że niektóre, długie fragmenty trzeba przechodzić po kilka razy, nie mogąc poradzić sobie z jednym kluczowym momentem. Często problemy dotyczą etapów platformowych, bez których, moim zdaniem, Rise of the Triad byłaby przystępniejsza.

Rise of the Triad nie zachwyca także stroną techniczną. Po tym aspekcie najbardziej widać, że to produkcja niskobudżetowa, a co najwyżej "średniobudżetowa". Modele postaci, otoczenie, efekty specjalne - to wszystko stoi na poziomie rodem sprzed paru lat. A jeszcze gorzej jest z optymalizacją. Gra, pomimo że wygląda przeciętnie, potrafi "przyciąć" nawet nie na najwyższych detalach.

Jednak pomimo tego wszystkiego Rise of the Triad to gra warta zainteresowania - szybka, dająca sporo zabawy i długa. Poza kampanią nawet na około 10 godzin autorzy zawarli w niej opcję sieciową, będącą idealną propozycją dla weteranów gatunku. Warto, naprawdę warto.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Strzelanki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy