Reigns to jedna z najbardziej wciągających gier na smartfony, w jakie graliśmy. Po czasie światło dzienne ujrzała także wersja na pecety, kontynuacja, a ostatnio także... odsłona z akcją osadzoną w uniwersum "Gry o tron"!
Jeśli nie kojarzycie, czym w ogóle jest Reigns, spieszymy z krótkim omówieniem. To oryginalna gra quasi-strategiczna o zasadach prostych jak budowa krzesła. Jej mechanika przypomina... Tindera, pozwalając nam jedynie na podejmowanie przeciąganie wyświetlanych na ekranie losowo kart w lewo lub w prawo. Jednak każdy taki ruch to decyzja, która może mieć ogromny wpływ na dalsze losy nasze oraz naszego królestwa. Naszym zadaniem jest jak najdłuższe utrzymanie się na tronie. W tym celu musimy przede wszystkim dbać o wszystkie podstawowe aspekty - pieniądze, siłę, wiarę oraz sławę - co okazuje się być szalenie trudne. I ten krótki opis w zasadzie wyczerpuje w całości temat: "co to takiego Reigns?".
Reigns: Game of Thrones bazuje niemal w stu procentach na zasadach znanych z poprzedniczek. Jej akcja toczy się w okresie niedługo po zakończeniu serialu (którego zwieńczenie, przypomnijmy, jeszcze przed nami). Wojna, której świadkami byliśmy podczas oglądania kolejnych sezonów, dobiegła końca, a na tronie zasiadł... no właśnie, to zależy od nas i od tego, kim zechcemy pokierować w grze. Wybierać możemy spośród wszystkich liczących się kandydatów, takich jak m.in. Cersei, Tyrion, Jon, Sansa czy Daenerys. Każda z postaci została obdarzona nieco inną historią oraz odmiennymi postaciami pobocznymi. Sposób, w jaki rozwija się gra, jest zupełnie swobodny - tylko od nas i od naszych decyzji zależy, co się wydarzy, kto przeżyje, kto zginie...
Podobnie jak w poprzednich grach z cyklu, w Reigns: Game of Thrones musimy cały czas balansować w taki sposób, aby nie zabrakło nam niczego - ani pieniędzy, ani siły, ani wiary, ani sławy... ale nie możemy także w żadnej z tych dziedzin przesadzić. Wyobraźcie sobie bowiem, że może dojść do sytuacji, w której stajemy się tak popularni wśród naszych poddanych, że zostajemy przez nich (oczywiście nieumyślnie) stratowani po opuszczeniu zamku. O śmierć jest tutaj naprawdę łatwo, ale gdy tylko dokonamy żywota, nie rozpaczamy, tylko zaczynamy od nowa. I od nowa, i od nowa... Od Reigns: Game of Thrones trudno się oderwać, co nas jednak absolutnie nie dziwi, bo pamiętamy doskonale, ile czasu spędziliśmy przy poprzedniczkach.
Nowości? Niewiele. W grze pojawiły się przedmioty przypisywane do poszczególnych postaci, co stanowi pewne ułatwienie (przypomnijmy, że w poprzednich grach z serii przepadały one po śmierci władcy). Wprowadzono także większą liczbę sekwencji, podczas których np. toczymy bitwy. Polegają one na podejmowaniu szeregu decyzji i kończą się powodzeniem tylko wtedy, gdy udzielimy samych dobrych odpowiedzi.
Jednak i tak największą atrakcją w Reigns: Game of Thrones będzie dla większości graczy sama licencja HBO, którą udało się pozyskać producentowi. Choć gra nie została opatrzona realistyczną szatą wizualną, to jednak wszystkie postacie, przedstawione w postaci prostych rysunków, wyglądają podobnie do swoich serialowych odpowiedników. Przeniesiono do niej także wszystkie oryginalne nazwy miejsc czy rodów. Natomiast z głośników do naszych uszu dobiega oryginalna ścieżka dźwiękowa. Miłośnicy serialowej "Gry o tron" poczują się jak w domu!
Reigns: Game of Thrones to gratka nie tylko dla miłośników serialu, ale także dla wszystkich tych, którzy grali w Reigns i zdążyli za nią zatęsknić. Znana i lubiana mechanika ani odrobinę się nie zestarzała i w dalszym ciągu potrafi porwać na wiele godzin. W nowej odsłonie nie doświadczymy zbyt wielu nowości, ale one wcale nie były potrzebne (choć trzeba przyznać, że jeśli spędziliście dużo czasu z poprzednimi odsłonami, może wam ich trochę brakować).
W Reigns: Game of Thrones można zagrać zarówno na pecetach, jak i na smartfonach i tabletach (to chyba jeden z lepszych tytułów do uruchomienia w drodze do pracy czy szkoły, jakie trafiły ostatnio do Google Play i App Store). Niezależnie od tego, którą wersję wybierzecie, zapłacicie za nią raptem kilkanaście złotych. To kolejny powód do tego, by dać tej grze (o tron) szansę!