Lords of the Fallen - oto gra, która kosztowała 32 mln zł

​Panie i panowie, przed wami pierwsza w historii gra City Interactive (aktualnie CI Games), która jest... bardzo dobra! A nawet świetna!

Powoli traciliśmy wiarę, że kiedykolwiek zagramy w produkcję City Interactive, która byłaby więcej niż przeciętna. A już tym bardziej nie spodziewaliśmy się, że firma ta wypuści na rynek grę bardzo dobrą, mogącą konkurować z większością reprezentantek gatunku. W tym przypadku - gatunku RPG-ów akcji. City Interactive połączyło siły z Deck13 (autorzy takich tytułów, jak Jack Keane, Ankh czy Venetica) i zaangażowało do prac nad projektem Tomasza Gopa, czyli jednego z ojców sukcesu Wiedźmina. Opłaciło się to ze wszech miar. Lords of the Fallen - bo o nim mowa - to jeden z najlepszych RPG-ów akcji tego roku.

Reklama

Gra przenosi nas do mrocznego świata fantasy, przed którym stoi widmo krwawej rzezi. Otóż bóg, który osiem tysięcy lat temu poniósł klęskę i został przegnany, powraca, aby dokonać aktu zemsty. Pomóc mają mu w tym tytułowi lordowie, przewodzący boskim legionom, a także demony zwane Rhogar. Oczywiście naszym zadaniem będzie powstrzymanie ich. Wcielamy się w tym celu w Harkyna, który najpewniej wciąż siedziałby w więzieniu (które należało mu się jak kotu kuweta), gdyby nie sytuacja, w jakiej znalazła się kraina. Ponieważ teraz każdy dodatkowy oręż i mięsień (a Harkyn ma ich trochę) jest na wagę złota, mentor Harkyna, Kaslo, postanawia go uwolnić od widoku krat. No cóż, czas przepędzić trochę demonów!

Jak widzicie, City Interactive i Deck 13 nie poświęcili zbyt wiele czasu/środków na stworzenie niepowtarzalnej fabuły. Ta w Lords of the Fallen jest całkiem przeciętna, uboga w szczegóły, podana w sposób prosty i niewymagający wobec gracza. Choć spodziewalibyśmy się czegoś więcej (choć to RPG nastawione na akcję, to jednak wciąż RPG), to jednak szybko zapomnieliśmy o scenariuszu i skupiliśmy się na tym, co w Lords of the Fallen najważniejsze - czyli na wywijaniu orężem. Wcześniej wybraliśmy jeszcze tylko klasę postaci spośród trzech dostępnych: wojownika, łotra oraz kapłana (każda z nich zaczyna z innymi statystykami oraz ekwipunkiem, a później może uczyć się innych czarów).

Lords of the Fallen przed premierą było wielokrotnie porównywane do przeboju studia From Software, Dark Souls. Czy słusznie? Okazuje się, że tak, ale na pewno nie można powiedzieć, że polska (w znacznej mierze) gra jest jego stuprocentową kalką. Owszem, rdzeń rozgrywki - czyli walka - jest niemal identyczny. Sterowanie jest podobne, sposób przełączania się między wrogami - także, zakres ruchów - również. Skupiamy się więc na miksowaniu słabszych i silniejszych ciosów oraz blokowaniu bądź unikaniu uderzeń przeciwników. Poza tym jednak dysponujemy specjalną rękawicą, która służy nam nie tylko do blokowania, ale również do strzelania w przeciwników magicznymi pociskami oraz zadawania im obrażeń od magii. Ciekawy pomysł.

Akcja w Lords of the Fallen jest też wyraźnie wolniejsza niż w Dark Souls. Harkyn jest duży, silny, ale przy tym ociężały, co odczuwa się podczas walk. Ponadto możemy go jeszcze bardziej "dociążyć", każąc mu nosić więcej przedmiotów czy ubierając go w wytrzymalszą zbroję (w sumie mamy trzy typy: lekkie, średnie oraz ciężkie, a do tego możemy wyposażyć się w tarczę). Musimy więc zdecydować, czy wolimy jeszcze wolniejszego, ale odpornego bohatera, czy też jednak bardziej zależy nam na szybkości i na jej rzecz ograniczymy się do lżejszego pancerza. W grze wprowadzono także pasek wytrzymałości, który wyczerpujemy, wyprowadzając i blokując ciosy, a więc musimy podchodzić do pojedynków bardziej taktycznie i nauczyć się odpowiednio rozkładać siły. A także wyprowadzać ciosy, gdyż jeśli uderzamy przeciwnika w sposób perfekcyjny, to zostaje nam odebrane o połowę mniej wytrzymałości.

Bardzo dobrze rozwiązano kwestię broni. Różnice pomiędzy poszczególnymi orężami są spore. Jedne są szybkie, lecz słabe, a inne silne, ale powolne. Jedne zużywają więcej energii, a drugie mniej. Jedne ważą więcej, a drugie mniej (a jak ważny jest ciężar przedmiotów w Lords of the Fallen, już wspomnieliśmy). Ponadto możemy je z czasem rozwijać, poprawiając atrybuty oraz dodając runy modyfikujące ich właściwości. Każda, nawet niewielka zmiana, jest odczuwalna, za co twórcom należy się pochwała. A jeśli dodamy do tego wszystkiego zaklęcia (ofensywne, ale i defensywne), to otrzymujemy naprawdę szeroki wachlarz możliwości w walkach. Choć, trzeba przyznać, nacisk został tu położony zdecydowanie na pojedynkowanie się w zwarciu.

I świetnie, bo w Lords of the Fallen czerpie się z niego naprawdę ogrom przyjemności. Jak już wspomnieliśmy, walki są tutaj mniej dynamiczne niż w Dark Souls, ale w równym stopniu soczyste oraz różnorodne. Napotykani przeciwnicy są zróżnicowani, bossowie zostali bardzo dobrze pomyślani, animacje podczas walk robią wrażenie, a praca kamery świetnie akcentuje to, co najważniejsze. W Lords of the Fallen spotkaliśmy się z jedną z lepszych mechanik walki w RPG-ach akcji.

W końcu należy jednak przyznać to, co zaboli wielu graczy, w szczególności fanów Dark Souls. Lords of the Fallen jest, mili państwo, od przeboju From Software wyraźnie łatwiejsza. Wrogowie - ani ci przeciętni, ani silniejsi, ani bossowie - nie sprawiają tyle trudności, co w Dark Souls. Sytuacja zmienia się, gdy ukończymy grę i włączymy odblokowany wówczas opcję New Game Plus, ale możliwość ustawienia wyższego stopnia trudności przydałaby się już na samym wstępie. Nie należymy raczej do graczy, których rajcuje ciągłe oglądanie hasła "you have died", ale rozumiemy potrzeby tych, którzy to uwielbiają i którzy pokochali za to Dark Souls.

Sprawdza się tutaj natomiast doskonale mnożnik punktów doświadczenia - tym większy, im więcej owych punktów mamy zebranych. Jednak musimy liczyć się z tym, że cały ten "dobytek" stracimy w razie śmierci. Warto więc ryzykować, ale należy liczyć się z tym, że dość łatwo przesadzić i stracić całe doświadczenie zdobyte przez ostatnie chwile grania.

W końcu dochodzimy do grafiki. Lords of the Fallen miało być pod tym względem grą next-genową i... jest nią w całej krasie! Produkcja City Interactive i Deck 13 (na którego to silniku ona powstała) wygląda po prostu fantastycznie. Podobać się może - a wręcz musi! - po prostu wszystko: postać głównego bohatera, projekty przeciwników, wygląd lokacji (doprawdy świetnie zaprojektowanych), animacje, tekstury, efekty specjalne... Dzieła dopełnia oprawa dźwiękowa, która brzmi tak, jak brzmieć powinna - zarówno, jeśli idzie o głosy, dźwięki towarzyszące walkom oraz muzykę.

Można by było ponarzekać na występujące w grze błędy (jak na przykład przenikające się obiekty) czy to, że czasem wyjdzie ona do pulpitu (choć ten problem został usunięty w wydanej zaraz po premierze łatce), ale to już byłoby doszukiwanie się dziury w całym. Tymczasem Lords of the Fallen to naprawdę świetne RPG akcji, któremu brakuje trochę do Dark Souls (między innymi, jeśli idzie o poziom trudności), ale w który każdy miłośnik gatunku zagrać po prostu musi.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Lords of the Fallen
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy