It Takes Two - recenzja
Pamiętam, jak dobrze bawiłem się przy A Way Out. A okazuje się, że to wcale nie było wszystko, na co stać studio Hazelight.
Gry kooperacyjne to nisza, która wypełnia się z szybkością piasku przesypującego się w klepsydrze. Niewielu deweloperów zdobywa się na śmiałość, by spróbować przebić się na tym niewielkim (ale czy aby na pewno?) rynku. Cieszę się, ilekroć ktoś to robi, bo uwielbiam spędzać czas przy konsoli z rodziną czy znajomymi, a produkcje, które się do tego nadają, można zliczyć na palcach rąk. Jedną z niewielu była A Way Out, z którą spędziłem kilka przemiłych wieczorów. A przy It Takes Two - nowej grze tego samego zespołu - bawiłem się jeszcze lepiej.
It Takes Two - podobnie jak A Way Out - to zabawa przeznaczona tylko dla dwóch osób (nawet nie macie co zasiadać przed konsolą bez towarzystwa). Jednak poruszona tym razem tematyka jest zupełnie inna. Poprzednio uciekaliśmy z więzienia, a tym razem poznajemy pewne małżeństwo, które dopadł kryzys. Para szykuje się do rozwodu, ich córka wydaje się już z tym pogodzona, podczas gdy dochodzi do niewyjaśnionego zdarzenia. Pod wpływem łez wylewanych przez dziecko rodzice zamieniają się w drewniane lalki. Aby powrócić do realnego świata, muszą pokonać długą drogę, podczas której wykonają szereg karkołomnych zadań i... odbudują swój związek.
To wszystko odbywa się bez zbędnego patosu. Przeciwnie, It Takes Two opowiada historię, która może nie zachwyca treścią, ale humorystyczną formą już zdecydowanie tak. Podczas rozgrywki niejednokrotnie się uśmiechniecie pod nosem czy też wręcz roześmiejecie na głos. Oczywiście możecie grać w takim towarzystwie, jakiego sobie tylko zażyczycie (oczywiście za zgodą drugiej strony!), ale naturalnie polecam połączyć siły z partnerem/partnerką - wtedy zabawa przy produkcji Hazelight nabiera najwięcej sensu. Warto zaznaczyć, że wasz kompan/kompanka nie muszą znać angielskiego, by rozumieć, o co chodzi w grze. Co prawda, polski wydawca (Electronic Arts) nie przygotował dubbingu, ale na kinową lokalizację już tak.
W It Takes Two znalazło się osiem rozdziałów, których ukończenie zajmie wam prawdopodobnie kilkanaście godzin. Ostateczny czas rozgrywki zależy od tego, jak wasz towarzysz/towarzyszka radzi sobie z obsługą pada, oraz od tego, jak dobrze będziecie się dogadywać. Tak czy inaczej, gwarantuję, że będziecie się przednio bawić. Autorzy przygotowali tyle pomysłowych zadań, wymagających od nas ścisłej współpracy, że nie sposób się tutaj nudzić. Nie ma mowy o powtarzalności, gra co i rusz wprowadza nowe mechaniki.
Niekiedy trzeba wytężyć szare komórki, kiedy indziej wykazać się zręcznością, a co jakiś czas czekają nas nawet starcia z bossami. A czy da się w It Takes Two przegrać? Cóż, zginąć wprawdzie można, ale jeśli nasz partner pozostaje w grze, możemy się błyskawicznie odrodzić. Tak więc nie musicie obawiać się "soulsowego" poziomu trudności. Odwrotnie, gra bardzo rzadko karze nas za niepowodzenia (żeby zginąć na dobre, dwie osoby muszą ponieść porażkę jednocześnie) i pozwala bardzo szybko się zrehabilitować.
Podobnie jak w przypadku A Way Out, wystarczy nam jedna kopia It Takes Two, aby bawić się we dwie osoby. W przypadku lokalnej kooperacji jest to rzecz oczywista, ale gra pozwala nam także połączyć się z kompanem przez sieć. Tak więc możecie zrzucić się na jeden wspólny egzemplarz. I koniecznie uzbrójcie się w zestaw słuchawkowy, bo komunikacja głosowa to w tym przypadku rzecz absolutnie obowiązkowa.
It Takes Two to bez wątpienia jedna z najlepszych gier kooperacyjnych, w jakie grałem. Zabawna, zróżnicowana, wciągająca, wymagająca (ale bez przesady), długa i wręcz perfekcyjnie dostosowana do zabawy we dwie osoby (współpraca to wyzwanie, ale i czysta przyjemność). Jeśli chcecie spędzić we dwoje czas przed konsolą, poprawić sobie nastrój i przy okazji poprawić stosunki (to, powiedzmy, wartość dodana), nie możecie wybrać lepiej.