Grey Goo - recenzja
Gatunek strategii czasu rzeczywistego (RTS-ów) nie ma się ostatnio za dobrze, ale Grey Goo przypomina, dlaczego kiedyś święcił triumfy.
Kiedyś zagrywaliśmy się godzinami w kolejne części Command & Conquer, Red Alerta czy StarCrafta, a ostatnimi czasy w gatunku "erteesów" nie dzieje się prawie nic. Prawie, bo na szczęście pojawiają się jeszcze pojedyncze projekty, których autorzy przypominają nam, jak świetnie można się bawić przy rozbudowywaniu baz, produkcji armii i wysyłaniu jej na starcie z wrogiem w czasie rzeczywistym, w formie równie strategicznej, co zręcznościowej.
Jednym z nich okazało się Grey Goo, RTS opracowany przez niezależne studio Petroglyph. To samo, które lata temu wydało na świat Star Wars: Empire at War, Universe at War: Earth Assault czy Mytheon. I to, którego pracownicy zdobywali doświadczenie lata temu w szeregach zespołu Westwood, czyli ojców cyklu Command & Conquer.
Opracowując swoją najnowszą grę, czerpało ono wiadrami z klasyki gatunku. Jej fabuła opowiada o wojnie prowadzonej przez trzy frakcje o drogocenną substancję (skąd my to znamy?). Scenariusz nie jest tutaj najważniejszy, nie jest też najbardziej oryginalnym, ale miewa swoje lepsze fragmenty, a do tego został podany w atrakcyjny sposób - za pomocą przerywników filmowych oraz scenek na silniku gry, podczas których słuchamy wypowiedzi różnych bohaterów.
Petroglyph zaserwowało nam poza kampanią dla pojedynczego gracza także opcję potyczek oraz możliwość spróbowania swoich sił w walce z innymy dowódcami (maksymalnie czterema) w opcji wieloosobowej). Czy w singlu, czy w multiplayerze, Grey Goo stawia przede wszystkim na dynamiczną akcję. W grze wszystko - począwszy od rozbudowy bazy, poprzez produkcję jednostek, a na samej walce skończywszy - toczy się w bardzo szybkim tempie, przy którym liczy się tutaj każda sekunda.
Każda przespana chwila może nas odebrać szanse na zwycięstwo. Na szczęście autorzy ułatwili zarządzanie tak bardzo, jak tylko mogli. Wykorzystali w tym celu rozwiązanie znane z podgatunku MOBA, a mianowicie wyeksponowali do maksimum skróty klawiszowe. Przy ich pomocy jesteśmy w stanie szybko i sprawnie kierować przede wszystkim produkcją jednostek. Oczywiście z początku może to generować pewne problemy, ale później, gdy już opanujemy poszczególne kombinacje, korzysta się z tego świetnie.
Nauczyć trzeba się także zasad rządzących grą, przede wszystkim zależności między jednostkami (kamień niszczy nożyce, nożyce tną papier...), aby móc myśleć o wygrywaniu kolejnych potyczek. Autorzy nie podają nam pomocnej dłoni, licząc na naszą samodzielność, co może być pewną barierą dla mniej doświadczonych graczy.
Wspomniane frakcje, którymi możemy pokierować w Grey Goo, to Ludzie, Bety (humanoidalna rasa obcych) oraz... Goo (samoreplikujące się nanoboty). Pierwsze dwie nie są zbyt oryginalne, a do tego różnice pomiędzy nimi są niewielkie. Różnią się przede wszystkim wyglądem budynków i jednostek oraz w niewielkim stopniu parametrami. Sprawa ma się inaczej w przypadku trzeciej frakcji. W żadnym RTS-ie nie mieliśmy do czynienia z rasą taką jak Goo.
Jest ona ciekawa zarówno i jeśli idzie o wygląd, i jeśli mowa o jej sposobie funkcjonowania. Pomysły z rozmnażającą się Matką Goo oraz samoistnym replikowaniem się nanobotów są interesujące, a brak baz i niemożność zautomatyzowania procesu produkcji odróżnia grę tą stroną od zabawy pozostałymi. Każda z frakcji posiada podobne typy wojsk, zarówno lądowych, jak i powietrznych. Różnią się one natomiast między sobą potężnymi superjednostkami.
Grey Goo stylistycznie nie jest tak mocne, jak Command & Conquer czy Red Alert. Świat gry, projekty budynków czy jednostek nie przemawiają do nas do końca, ale już z technicznego punktu widzenia plansze, bazy i armie wykonane zostały całkiem nieźle. Autorzy zadbali o szczegóły (przyjemnie patrzy się na wystrzały, wybuchy czy wszelkie poruszające się detale budynków) i opracowali płynne animacje, które podkreślają dynamiczny charakter rozgrywki. Porządna, rzemieślnicza robota. Naprawdę dobrze dobrano także aktorów podkładających głosy postaciom w grze.
Grey Goo to esencja klasycznych RTS-ów z pewną domieszką nowoczesnych rozwiązań, takich jak sterowanie skrótami klawiszowymi rodem z MOBY. Autorom udało się opracować rozgrywkę szybką, dynamiczną i wymagającą, która nie wymaga od nas dużo czasu i poświęcić, a potrafi dać sporo przyjemności. Grze brakuje sporo do poziomu swoich pierwowzorów (głębi uniwersum czy bardziej zróżnicowanych armii), ale wydaje nam się, że na poniższą ocenę zasługuje w pełni.