Endless Ocean: Luminous – recenzja. Relaksująca, nużąca, frustrująca

Współczesne gry są przesiąknięte przemocą. Te, które oferują coś innego niż wartka akcja i brutalne sceny, są prawdziwą rzadkością. W tych okolicznościach zawsze z przyjemnością testuję tytuły takie, jak Endless Ocean: Luminous. Chociaż akurat przygoda z Endless Ocean: Luminous przyjemna nie była.

Endless Ocean: Luminous pozwala nam na swobodne eksplorowanie oceanu bez jakiegokolwiek ryzyka czy niebezpieczeństwa. Koncepcja jest obiecująca, ale szybko traci swój urok przez powolną progresję i brak realizmu. Do gry podchodziłem z entuzjazmem, który jednak szybko przerodził się w znużenie.

Endless Ocean: Luminous oferuje trzy główne tryby gry: Solo Dives, Shared Dives i Story Mode. W trybie Solo Dives eksplorujemy losowo wygenerowaną mapę oceanu, natomiast w Shared Dives robimy to samo, ale z przyjaciółmi online. Story Mode zawiera z kolei krótkie misje fabularne, opatrzone oszczędną narracją.

Reklama

W grze Luminous wcielamy się w początkującego nurka, który wraz z eksploruje zjawiska świecących ryb. Czasami towarzyszy nam Daniel - pewny siebie, ale tchórzliwy nurek. Misje fabularne są krótkie i mało znaczące, a do tego często kończą się zaskakująco szybko. Jest tu fabuła związana z odkrywaniem starożytnego reliktu, ale jej realizacja pozostawia wiele do życzenia.

Główna mechanika Endless Ocean: Luminous polega na skanowaniu morskich stworzeń. Aby zeskanować stworzenie, należy przytrzymać przycisk L, aż pasek się napełni - wówczas otrzymujemy szczegółowy opis ryby. Początkowo może to być ciekawe, ale szybko staje się monotonne. Wymagania dotyczące skanowania są absurdalnie wysokie. Pierwsza blokada fabularna wymaga 500 skanów - to jest jeszcze w porządku - ale kolejne wymagają coraz więcej, aż do 2000 skanów. Taki system szybko staje się frustrujący, zwłaszcza że w grze jest tylko około 600 gatunków morskich stworzeń. 

Nurkowania dają punkty doświadczenia, które zwiększają naszą pojemność nurkową, pozwalając na zabranie większych morskich stworzeń do pływania razem z nami. Na początku są to tylko małe stworzenia, ale z czasem można pływać z większymi, które pomagają rozwiązywać zagadki. Kamienna tablica może wymagać przyniesienia konkretnego gatunku żółwia lub ryby.

Grze doskwiera brak różnorodności w zadaniach oraz powtarzalność czynności, do których nas zmusza - traci przez to szybko swój urok. Po kilku pierwszych misjach fabularnych kolejne zostają zablokowane przez konieczność dalszego skanowania morskich stworzeń w trybach Solo i Shared Dives. Jak już jednak wspomniałem, wymagania są na tyle wysokie, że szybko tracimy ochotę na dalszą grę. 

Endless Ocean: Luminous pełna jest drobnych niedogodności, które tylko pogłębiają frustrację. Łatwo jest przypadkowo zeskanować rybę, którą już wcześniej zeskanowaliśmy, podczas próby zarejestrowania nowej. Nowe gatunki nie stają się automatycznie priorytetowe na liście, więc musimy ją przewijać, aby znaleźć oznaczone przy pomocy pytajników. Jeśli nie zeskanujemy nowej ryby od razu, pozostanie ona niezidentyfikowana.

W trybie Shared Dives możemy nurkować z przyjaciółmi, co teoretycznie powinno ułatwiać wykonanie celów. Sprawę utrudnia jednak brak czatu głosowego, przez co komunikacja jest mocno ograniczona. Ale nawet gdyby nie to, podejrzewam, że wspólne pływanie byłoby zbyt nużące, aby zaangażować się w nie na dłużej. Nawet z najlepszymi przyjaciółmi.

Endless Ocean: Luminous mogło być realistycznym, a jednocześnie relaksującym symulatorem nurkowania, albo wciągającą opowieścią pełną niesamowitych, podwodnych stworzeń. Niestety, nie jest ani jednym, ani drugim. Zamienia podmorską przygodę w zbiór powtarzalnych, nudnych i frustrujących aktywności. Owszem, potrafi zrelaksować, ale znużenie szybko bierze górę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Nintendo Switch
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy