Empire of Sin - recenzja

Empire of Sin /materiały prasowe

​Nie spodziewałem się, że gra stworzona przez studio Johna Romero może wypaść tak przeciętnie. A jednak.

Na papierze Empire of Sin wyglądało rewelacyjnie. Strategia czerpiąca garściami z serii Sid Meier's Civilization i XCOM,  osadzona w mafijnych realiach lat dwudziestych ubiegłego wieku, stworzona przez Johna Romero i spółką, a wydana przez Paradox Interactive. Czy to nie brzmi świetnie? Niestety, do szczęścia zabrakło odpowiedniej realizacji.

W Empire of Sin przenosimy się do Stanów Zjednoczonych lat dwudziestych ubiegłego wieku, a więc do okresu prohibicji, w którym to popularne stało się bimbrownictwo, a produkcją i sprzedażą alkoholu zaczęły się trudnić ugrupowania mafijne, w tym słynny Al Capone i jego ludzie.

Reklama

Grę rozpoczynamy od wyboru jednego spośród piętnastu liderów, którzy mogą stanąć na czele naszego własnego gangu. Znalazły się wśród nich zarówno prawdziwe postacie, jak chociażby wspomniany Capone, oraz wymyślone, acz inspirowane gangsterami, którzy niegdyś chodzili po tym świecie.

Każdy z liderów ma nie tylko odmienne umiejętności - pasywne oraz aktywne - ale także odmienną fabułę. Jednak niezależnie od tego, kogo wybierzemy, nasz cel jest jeden: zwalczyć całą konkurencję i stanąć na szczycie mafijnej drabinki. I choć musimy po drodze zajmować się dyplomacją czy dbać o rozwój biznesów, nie da się uniknąć rozlewu krwi.

W Empire of Sin czeka na nas 10 dzielnic Chicago, o które musimy walczyć, oraz 13 mafijnych rodzin, z którymi możemy dogadywać się lepiej lub gorzej (lub bardzo źle). Zaczynamy skromnie, od zebrania garstki zbirów czy podbicia mało znaczących lokali. Jeśli jednak się postaramy i dopisze nam szczęście, już wkrótce będziemy zarządzać siecią hoteli, kasyn, destylarni i domów publicznych.

Zanim dotrzemy do (nie)szczęśliwego finału, może minąć wiele godzin. Empire of Sin to długa i rozbudowana gra, ale pomimo tego żałuję, że jej "regrywalność" jest tak mizerna. Choć możemy wybierać pomiędzy różnymi liderami i decydować o dalszych podbojach, całość skupia się głównie na prowadzeniu starć z wrogimi ugrupowaniami. Nie da się osiągnąć zwycięstwa, na przykład podążając ścieżką dyplomacji czy biznesu.

Co zaś się tyczy samej walki, to widać ewidentne inspiracje serią XCOM. Starcia dzielą się na tury (w przeciwieństwie do rozgrywki na głównej planszy, która toczy się w czasie rzeczywistym). Podczas każdej z nich nasze postacie mają do wykorzystania po dwa punkty akcji. Jeden możemy wykorzystać do przemieszczenia się, a drugi na przykład do oddania strzału czy użycia przedmiotu. Z czasem potyczki robią się coraz trudniejsze, ale i nasza ekipa oraz dostępny arsenał się rozwijają.

Starcia są jednak mocno schematyczne i powtarzalne, co w połączeniu z koniecznością toczenia ich często i gęsto czyni rozgrywkę nużącą. Poza tym jedna z istotniejszych kwestii w każdej strategii turowej - sztuczna inteligencja przeciwników - stoi tutaj na niskim poziomie. Wrodzy gangsterzy przeważnie po prostu biegną w naszą stronę i strzelają, gdy tylko mają ku temu okazję. Żadnych wyrafinowanych taktyk.

Romero Games pokusiło się o kilka świeżych rozwiązań, które zasługują na pochwałę. Na głównej mapie możemy napotkać na NPC-ów zlecających nam dodatkowe misje. Członków gangu możemy rekrutować na ulicy lub korzystając ze specjalnej zakładki, ale warto zaznaczyć, że nie każdy będzie chciał się do nas przyłączyć. Z drugiej strony każda postać staje się z czasem coraz bardziej lojalna wobec nas i może tym samym awansować w hierarchii. Wspomnijmy także, iż nasi podwładni posiadają sympatie, antypatie, a nawet swoje minifabuły.

Empire of Sin na pierwszy rzut oka wygląda na rozbudowaną i dającą dużo możliwości strategią w stylu XCOM-a, ale przy bliższym spotkaniu okazuje się, że ten obraz to tylko fasada. Większość statystyk i cyferek, które oglądamy na ekranie, nie ma większego znaczenia, a rozgrywka - zamiast pozwalać nam decydować o sposobie osiągnięcia sukcesu - zmusza nas do ciągłego prowadzenia potyczek. Gdyby te nie były jeszcze tak schematyczne, a nasi przeciwnicy tak głupi...

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy