Clair Obscur: Expedition 33 – recenzja. Nie wiem, jak oni to zrobili
Nie każda farba pozostawia kolor. Niektóre zabierają istnienie. W Clair Obscur: Expedition 33 każde pociągnięcie pędzla to wyrok. I zaproszenie do świata, którego nie sposób zapomnieć.
Clair Obscur: Expedition 33 nie przypomina żadnego RPG-a, w jakiego grałem w ostatnich latach. Artystyczna oprawa, stylizowana jakby pociągnięta pędzlem Renoira, ciepłe światło rozlane po ekranie, melancholia unosząca się w powietrzu - od razu czuć, że tu nic nie jest przypadkowe i nic nie jest zwyczajne. A potem dochodzą mnie pierwsze dźwięki muzyki i już wiem, że przepadłem.
Nie spodziewałem się, że debiut tak małego studia - 30-osobowego Sandfall Interactive - może mnie aż tak poruszyć. A jednak. Clair Obscur: Expedition 33 nie tylko wygląda jak obraz, ale też gra się w niego, jakby każda decyzja i każdy cios miały znaczenie. To RPG z krwi i kości - z systemem walki, który wymaga skupienia, z historią, która nie boi się zadawać trudnych pytań, i z bohaterami, których się po prostu lubi.
Fabuła rozkręca się powoli, ale jak już wejdzie na wysokie obroty, to rzadko z nich schodzi. Każdego roku tajemnicza Malarka kreśli liczbę na monolicie majaczącym na horyzoncie. Gdy tylko to zrobi, osoby w tym wieku przestają istnieć w mgnieniu oka. Zwyczajnie wyparowują. Celem naszej drużyny jest położenie kresu tej koszmarnej tradycji. A droga do tego wiedzie przez kontynent pełen ruin, wspomnień i ludzi, którzy próbują zrozumieć świat, który ich zdradził. Clair Obscur: Expedition 33 to absolutnie wspaniała, dająca do myślenia i wielokrotnie zaskakująca opowieść. Taka, która nie daje prostych odpowiedzi, ale za to zadaje dobre pytania.
Mapa świata to duży obszar, po którym przemieszczamy się, patrząc na naszą drużynę z oddalenia, ale gdy tylko dojdziemy do konkretnej lokacji, kamera przenosi się za plecy bohatera (lub bohaterki) i pozwala zanurzyć się w małym, zamkniętym, ale pięknym raju dla eksploratora. Co zaskakujące, nie możemy w nim korzystać z mapy. Nie możemy, bo jej tu zwyczajnie nie ma. Twórcy stwierdzili, że chcą, aby gracze poczuli, jakby naprawdę byli członkami ekspedycji w nieznane. Gdy grałem we wczesną wersję Clair Obscur: Expedition 33, wydawało mi się to mocno kontrowersyjne rozwiązanie. Z czasem jednak zupełnie się do niego przyzwyczaiłem i po prostu... wyostrzyłem zmysły.
Każdy obszar w Clair Obscur: Expedition 33 ma swój charakter, inną paletę barw i inne zasady. Jedne składają się z wąskich korytarzy prowadzących do walki z bossem, inne pozwalają na małe odbicia w bok i eksplorację. Gdziekolwiek bym nie poszedł, za każdym razem chciałem zajrzeć za każdy kamień. Często znajdowałem tam coś ciekawego - nowe pikto (o nich za chwilę), ukrytą broń, raport z poprzednich ekspedycji czy handlarza z rzadkimi przedmiotami. Gra wynagradza ciekawość. Prawie każda rzecz, którą znajdziesz, przydaje się na coś - nawet jeśli nie od razu.
Walka przypomina trochę system znany z Persony, ale twórcy wzbogacili go o element zręcznościowy, wynosząc poziom trudności na wyżyny typowe dla soulslike'ów. Gdy z kolistego z menu wybieramy ataki, zaklęcia i przedmioty, mamy nieco więcej spokoju. Ale gdy atakują nas przeciwnicy, musimy w odpowiednim momencie blokować, kontrować lub wykonywać uniki. Jeśli zrobimy to za późno lub zbyt szybko, oberwiemy - często bardzo boleśnie. Starcia w Clair Obscur: Expedition 33 to zaskakująco udana mieszanka elementów znanych z Persony, soulsów oraz... gier rytmicznych.
Co jakiś czas dochodzi do starcia z bossem. To już zupełnie inna para kaloszy. O ile walka z typowymi przeciwnikami bywa bardzo wymagająca, o tyle potyczka z bossem to niekiedy istny koszmar, wymagający wielu, wielu podejść. Na szczęście, jeśli zależy wam głównie na historii, możecie obniżyć w ustawieniach poziom trudności. To nie pozwoli wam rozgrywać starć na autopilocie, wciąż będziecie musieli myśleć, co robicie, ale będziecie mogli w pełni skoncentrować się na tym, co według mnie - mimo wszystko - gra ma najlepszego do zaoferowania (walka jest na drugim miejscu ;-)).
Drużyna, którą kierujemy w Clair Obscur: Expedition 33, to zbiór różnorodnych osobowości i stylów walki. Esquie, Sciel, Monoco - każde z nich ma inny wachlarz zdolności. Można ich rozwijać, przydzielać im nowe umiejętności, zmieniać zestawy broni, a także przypisywać pikta oraz luminy. Te pierwsze działają jak pasywne modyfikatory, drugie wzmacniają konkretne umiejętności.
System rozwoju postaci jest głęboki, ale przejrzysty. Po wielu wieczorach spędzonych z grą nadal odkrywałem nowe kombinacje i z przyjemnością z nimi eksperymentowałem. A każda nowa broń ma swoje właściwości - jedne są szybkie, inne powolne, ale z potężnym efektem ubocznym. I co najważniejsze - każda postać może stać się kimś innym w zależności od tego, jak ją poprowadzę. Nie ma jednej słusznej ścieżki.
Clair Obscur: Expedition 33 wygląda tak, jakby ktoś przysiadł nad każdą lokacją z prawdziwym płótnem i paletą farb. Nie ma tu generycznych tekstur i gotowych assetów z przybornika domorosłego designera. Każda plansza, każde niebo, każdy cień wygląda jak osobna ilustracja - i czasem naprawdę trzeba się powstrzymać, żeby nie stanąć w miejscu i po prostu nie patrzeć.
Dominują rozmyte kontury, pastelowe światło, dużo przygaszonych kolorów - ale to nie jest szarość. To coś między snem a wspomnieniem. Świat Clair Obscur nie udaje realistycznego - i bardzo dobrze! On żyje według własnych zasad, jak... obrazy sławnych malarzy.
Modele postaci też robią wrażenie. Są pełne detali, ale nie przytłaczają. Stylizowane, ale nie karykaturalne. Najwięcej pracy widać w animacjach - płynnych, eleganckich, pełnych charakteru. Do tego dochodzą nastrojowe efekty pogodowe i momenty, kiedy gra bawi się kontrastem światła i cienia.
Oprawa dźwiękowa w Clair Obscur: Expedition 33 zasługuje na to, by napisać o niej osobno. Ścieżka dźwiękowa Loriena Testarda to absolutne złoto. Tworzy tło, które buduje klimat lepiej niż niejeden voice acting. Czasem ledwo ją słychać, przygrywa tylko po cichu, w tle. Innym razem - kiedy dzieje się coś ważnego - wychodzi na pierwszy plan i nie pozwala o sobie zapomnieć.
Są tu motywy pełne smutku, są utwory groźne, są chwile ciszy przerywane pojedynczym dźwiękiem fortepianu, są też nieco zabawne kompozycje. I wszystko - pomimo że stanowi niezły miszmasz - pasuje jak ulał do świata gry. Nie zdziwię się, jeśli soundtrack trafi na listy najlepszych kompozycji roku.
Dubbing w Clair Obscur: Expedition 33 to kolejny mocny punkt programu. Głosy postaci brzmią naturalnie i emocjonalnie, szczególnie Esquie, której interpretacja potrafi rozłożyć na łopatki w najmniej spodziewanym momencie. Nie każdy dialog wbija się w pamięć, ale w kluczowych scenach gra aktorska robi dokładnie to, co powinna - wzrusza, drażni albo wbija szpilę w serce. Nawiasem, polecam wypróbowanie voice actingu w języku... francuskim. Według mnie to dodatkowe parę punktów do klimatu.
Nie będę udawał, że gra nie ma wad. System rozwoju i jego interfejs potrafią przytłoczyć. Niektóre zadania poboczne wypadają blado. Jest też kilka rozwleczonych fragmentów...
Wady schodzą na dalszy plan, gdy tylko zestawi się je z zaletami. Tych drugich jest tak wiele, że aż do teraz nie mogę uwierzyć, że Clair Obscur: Expedition 33 stworzyło 30-osobowe studio (współczesna technologio, jesteś wspaniała). Autorzy zapowiadali, że tworzą grę AA, tymczasem trudno na którymkolwiek etapie odnieść wrażenie, że to coś niżej niż AAA. To jeden z najlepszych RPG-ów ostatnich lat. Wykonany z niesamowitą wrażliwością i kreatywnością, poruszający do głębi. Sandfall Interactive, jesteście wielcy!