Aliens: Dark Descent - recenzja. Strategiczny powrót ksenomorfa

Aliens: Dark Descent, zainspirowana znakomitą serią XCOM (choć nie tak znowu zupełnie), skutecznie przenosi atmosferę filmów o ksenomorfach do świata gier. Pomimo pewnych wad zaciekawia, wciąga i ekscytuje.

Gry bazujące na filmowych licencjach prawie nigdy nie osiągają sukcesu. Jednym z niewielu takich tytułów, który w ostatnich latach się udał, był bez wątpienia Obcy: Izolacja. Miałem nadzieję, że to dopiero początek nowej serii gier w uniwersum "Aliena", i tak też się rzeczywiście okazało. Niedawno światło dzienne ujrzała kolejna produkcja z ksenomorfami w roli głównej - Aliens: Dark Descent. Tym razem taktyczna strategia. W czasie rzeczywistym. Czy to nie brzmi interesująco?

Aliens: Dark Descent nie nawiązuje fabułą do żadnego z filmów z serii "Obcy". Opowiada zupełnie nową historię. Gra przenosi nas na stację kosmiczną Otago, która po niespodziewanej inwazji ksenomorfów rozbija się na księżycu Lethe. Na pokładzie poznajemy głównych bohaterów, którymi przyjdzie nam pokierować - urzędniczkę korporacyjną Maeko Hayes oraz sierżanta marines, Jonasa Harpera. Naszym celem jest - a jakże - przetrwanie i ucieczka. Niestety, kolonia została objęta automatyczną kwarantanną, więc zadanie nie będzie łatwe. Podczas zabawy odkrywamy nie tylko historie bohaterów, ale też zgłębiamy tajemnicę pojawienia się ksenomorfów.

Reklama

Ku mojemu zaskoczeniu twórcy Aliens: Dark Descent nie poszli drogą serii XCOM (którą niewątpliwie się inspirowali) i nie wprowadzili do gry systemu turowego. Akcja toczy się w czasie rzeczywistym, a my dowodzimy całym oddziałem (liczącym do pięciu osób) zamiast pojedynczymi żołnierzami. Nasza ekipa, uzbrojona w karabiny bojowe, miotacze płomieni, granatniki czy strzelby staje do walki z różnorodnymi formami ksenomorfów (tak, tak, facehuggery też tu są). Zarządzanie ekipą jest angażujące. W grę grałem na PC, na klawiaturze i myszce, i sterowanie było intuicyjne. W wersji na konsole jest nieco trudniej, bo drążkiem pada nie możemy poruszać oddziałem - musimy wskazywać mu cel niczym kursorem. Na pececie też chętnie pograłbym na padzie, ale to bez sensu.

Pomimo że walka nie toczy się w turach, Aliens: Dark Descent oferuje rozgrywkę o mocno taktycznym charakterze. Musimy nieustannie wydawać polecenia członkom oddziału, rozmieszczać wieżyczki, zarządzać ekwipunkiem, kontrolować poziom stresu podwładnych, podejmować strategiczne decyzje (nie zawsze trzeba stawiać na otwarty konflikt)... Jest tego naprawdę sporo, a gra daje nam dużą swobodę.

Poziom trudności może w końcu przytłoczyć nawet doświadczonych graczy. Na szczęście twórcy wprowadzili opcję spowolnienia akcji w każdym momencie. To daje nam dodatkową chwilę na przemyślenie opcji i dokonanie wyborów. Pomiędzy misjami możemy natomiast wziąć głęboki wdech. Czeka nas wówczas wizyta na pokładzie Otago. To nasza baza wypadowa, w której ulepszamy ekwipunek marines czy wysyłamy do lekarza. O podwładnych warto dbać, bo gdy zginą, to na amen.

Gra jest długa. Przejście kampanii fabularnej to kwestia 25, nawet około 30 godzin. W tym czasie pojawiają się gorsze momenty, podczas których odczuwamy znużenie. Jednak wystarczy wtedy zrobić sobie przerwę, aby po czasie z przyjemnością wrócić do starć z ksenomorfami. Co ważne, Aliens: Dark Descent powinno zadowolić fanów "Obcego". W grze panuje atmosfera znana z filmów Jamesa Camerona, a na naszej drodze stają stwory doskonale znane z wielkiego ekranu.

Aliens: Dark Descent ma także słabsze strony. Niektóre elementy rozgrywki mogą być frustrujące. Część graczy może odczuć, że gra jest momentami zbyt trudna, szczególnie gdy chodzi o nieprzewidywalne ataki ksenomorfów i nierównomierne rozłożenie zasobów. Ponadto sztuczna inteligencja towarzyszy nie zawsze działa tak, jak byśmy tego oczekiwali, co może prowadzić do irytacji. Te niedociągnięcia nie psują jednak całokształtu. Pomimo niedociągnięć gra dostarcza dużo emocji i satysfakcji.

Pomimo przeciętnej jakości grafiki, twórcy umiejętnie oddali atmosferę serii "Obcy". Podczas właściwej gry nie zwraca się uwagi na niedociągnięcia czy słabą jakość modeli postaci oraz tekstur. Skrzywiłem się dopiero podczas oglądania animowanych cutscenek. Z bliska wszystko wygląda znacznie gorzej. Jednak oświetlenie we współpracy z udźwiękowieniem i muzyką znakomicie budują atmosferę napięcia i niepewności.

Aliens: Dark Descent - pomimo pewnych mankamentów - dostarcza solidną porcję strategiczno-taktycznego strzelania w atmosferze ciągłego napięcia. Myślę, że i miłośnicy "Obcego", i osoby zakochane w serii XCOM (bez względu na całkiem spore różnice pomiędzy tymi grami) znajdą tu sporo dla siebie.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Aliens: Dark Descent
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy