Starfield i eksploracja planet - czy fani gry mają zbyt wygórowane oczekiwania?

Najnowsze informacje oraz nagrania ze Starfielda sprawiły, że wokół gry znowu zrobiło się gorąco. Okazuje się, że gra nie zaoferuje takiego poziomu swobody, jakiego oczekiwali niektórzy. Tylko czy twórcy na pewno taki obiecali?

Wszystko zaczęło się od nagrania, na którym widać, jak postać gracza wędruje przed siebie po jednej z planet, a wszystko odbywa się w dość mocno przyspieszonym tempie. W dość dlugiej podróży trafia ona jednak dość niespodziewanie na niewidzialną ścianę. Wynika z tego, że nie da się iść w nieskończoność, bez oglądania ekranu ładowania. Gracze z miejsca chwycili za pochodnie, zarzucając twórcom kłamstwo, gdyż Howard i Hines mieli rzekomo zapowiadać niczym nieograniczoną możliwość eksploracji.

Jak się jednak okazuje - nie do końca słusznie. O ile można zrozumieć w pewien sposób zawód takim a nie innym przedstawieniem planet w Starfield (wiadomo, że wszyscy chcielibyśmy możliwości nieskrępowanej wędrówki wokół planety), o tyle Bethesda zastosowała tutaj dość typowy dla siebie sposób renderowania świata, który opisał jeden z dziennikarzy, piszących dla serwisu RockstarIntel. 

Reklama

Otóż, gracz może wylądować swoim statkiem w niemal dowolnym miejscu na planecie, o ile nie ograniczają tego logicznie dobrane warunku, takie jak znajdująca się w danym miejscu woda czy jakaś inna anomalia. W momencie lądowania, gra renderuje obszar wokół naszego statku, pełen wszelkiego rodzaju punktów i znaczników, które mogą w jakiś sposób zainteresować gracza. Natomiast żeby trafić na niewidzialną ścianę, taką jak z filmu, który zapoczątkował dyskusję, trzeba oddalić się od statku na naprawdę olbrzymią odległość - twórcy mówią o około 10-minutowym marszu - co w obie strony daje już 20 minut.

I o ile nie da się zobaczyć całej planety za jednym podejściem, to wystarczy wrócić na statek i posadowić go w zupełnie innym punkcie, by zobaczyć zupełnie nowy obszar, z nowymi punktami i znacznikami. To właśnie w ten sposób można zwiedzać planety w całości, o czym mówili twórcy. 

Warto też przy tej okazji zaznaczyć, że każdy jeden sektor wygenerowany przez grę wokół statku gracza (kwadrat? koło?) będzie miał powierzchnię równą 20% całego Skyrim, co oznacza, że łącznie powierzchnia planety zapowiada się na naprawdę olbrzymią - a przecież samych planet będą setki (choć wiele z nich będzie pustych). Nie jest jedynie pewne, czy generowane obszary będą logicznie łączone w jedną całość, a więc czy będziemy w stanie dotrzeć na przykład do miasta, które jeszcze niedawno widzieliśmy jako leżące o jeden lot statkiem od naszej wcześniejszej lokalizacji.

Co sądzicie o takim podejściu twórców? Wolelibyście dostać do eksploracji mniejszy, ale niczym nieprzerwany obszar, czy wolicie, kiedy planety są ogromne, ale podzielone na niewidzialne sektory?

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Starfield | Bethesda Softworks
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy