Niebezpieczna gra "Niebieski wieloryb" trafiła do Polski

Z pozoru niewinna "gra" szybko może przerodzić się w pradziwy horror /123RF/PICSEL

​Jakiś czas temu w sieci pojawiły się doniesienia sugerujące, że do Polski zawitał "Niebieski wieloryb" - budząca kontrowersje gra sieciowa, która prowadzi do okaleczenia gracza, a nawet śmierci.

Skierowana do młodych ludzi produkcja - o ile można ją tak nazwać - narodziła się dwa lata temu w Rosji. Nie jest faktyczną aplikacją posiadającą właściwy interfejs i mechanizmy rozgrywki, a jedynie zestawem wyzwań. Bardzo niebezpiecznych.

Według niepotwierdzonych doniesień z rozmaitych źródeł "Niebieski wieloryb" nadzorowany jest przez administratorów, którzy przez 50 kolejnych dni przekazują zainteresowanym graczom różnego rodzaju zadania. Rozpoczęcie gry nie należy do skomplikowanych - chętni muszą opublikować na portalach społecznościowych posty oznaczone hashtagami pokroju #F57, #cichydom czy #niebieskiwieloryb i czekać na kontakt.

Reklama

Pierwsze z szeregu wyzwań miałoby polegać na wysłaniu zdjęcia przedstawiającego wykonanego na ręce rysunku wieloryba. Brzmi niewinnie, ale według niektórych świadków - część osób musi wyciąć grafikę ostrym narzędziem, oczywiście kalecząc siebie.

To jednak dopiero początek. Następne "misje" mają polegać między innymi na poszukiwaniu wskazanych przedmiotów, obejrzeniu strasznego filmu, słuchaniu smutnej muzyki, wyrządzeniu sobie krzywdy czy nierozmawianiu z nikim przez cały dzień. Wszystko ma na celu pogorszenia stanu psychicznego uczestnika "zabawy".

Ostatnim wyzwaniem jest samobójstwo w wyznaczonym wcześniej dniu. Warto zwrócić uwagę, że administratorzy podobno kontaktują się z graczami w godzinach nocnych - zazwyczaj około 4:00 nad ranem. Nie byłby to przypadek - wówczas młodzi ludzie, ze względu na spowodowane niedoborem snu wyczerpanie, mogliby być bardziej podatni na wszelkiego rodzaju sugestie.

"Niebieski wieloryb", jeżeli w ogóle istnieje, niesie za sobą duże zagrożenie, tym bardziej, że wycofanie z tego rodzaju zabaw jest bardzo trudne. Nieświadomi niczego uczestnicy mają przekazywać osobom nadzorującym "rozgrywkę" numery IP, dzięki którym mogą zostać namierzeni.

Próba odmowy wykonania jakiekolwiek zadania ponoć kończy się groźbami. Administratorzy twierdzą, że zabiją bliskich zbuntowanego gracza lub opublikują jego prywatne fotografie w internecie. Młodzi ludzie mogą być więc osaczani, wpadać w pułapkę, z której nie mogą się wydostać.

Mimo to według rozmaitych szacunków w grze uczestniczy coraz więcej osób. Wśród nastolatków ta tematyka wydaje się atrakcyjna, głównie dlatego, że oferuje im - przynajmniej pozornie - wsparcie, którego potrzebują w obliczu poczuciu niezrozumienia i osamotnienia.

Podobno jeden z pierwszych administratorów "Niebieskiego wieloryba" - Rosjanin Filip o pseudonimie Lisek - trafił do więzienia, ale jak widać "zabawa" nie umarła. Wręcz przeciwnie - popularność zdobywa nie tylko w Rosji, ale i na Ukrainie, Białorusi, w Bułgarii, Łotwie, Anglii, Belgii, Francji i oczywiście w Polsce.

W naszym kraju gra zebrała już pierwsze ofiary, choć na szczęście nie śmiertelne. Kilka dni temu rodzime media obiegła informacja, że okaleczenia w kształcie wieloryba odnaleziono na rękach trzech uczniów szkoły podstawowej w Szczecinie, jest też niesprecyzowana liczba przypadków w województwie lubelskim, a w czwartek poinformowano o przypadku dziewczynki z Krakowa.

Warto mieć także na uwadze, że wymieniana w artykule gra prawdopodobnie w ogóle nie istnieje, lecz stanowi jedynie "rozdmuchaną" przez autorkę książki "Dzieci w sieci", Galine Mursalijewe wymyśloną historię, która w stosunkowo szybkim tempie zaczęła żyć własnym życiem, inspirując wyobraźnię nastolatków do niebezpiecznego stopnia. Więcej na ten temat przeczytacie TUTAJ.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy