Gamingowe katastrofy. Najgorsze premiery gier wideo ostatnich lat
W ostatnich latach branża gier wideo zmaga się z szeregiem różnych problemów. Wszędobylski crunch dotykający znanych producentów, gonienie za terminami i wydawanie półproduktów na rynek to zjawiska bardzo powszechne w gamingu. Czasem mamy też do czynienia z prawdziwymi katastrofami, bo jak zdefiniować możemy wyrzucenie do kosza projektu, który kosztował 400 milionów dolarów? Oto analiza największych gamingowych wtop ostatnich kilku lat.
Sony uchodzi za prominentnego wydawcę gier wideo i jednego z liderów w obszarze gamingowego sprzętu w tym przede wszystkim konsol do grania. Wydaje się, że tak prosperujący gigant posiada gigantyczne zaplecze finansowe i personalne, iż zaliczenie w tym przypadku wpadki ma marginalną szansę zaistnienia.
Przykład gry Concord pokazuje, że jednak rzeczywistość momentami potrafi być brutalna. Firewalk Studios we współpracy z Sony Interactive Entertainment wypuściło w końcówce sierpnia bieżącego roku nową galaktyczną sieciową strzelankę opartą na klasycznych mechanikach rasowego shootera.
Chyba nikt w ówczesnym momencie nie spodziewał się, że gra może zaliczyć tak spektakularną porażkę. Debiut produkcji zainteresował dosłownie garstkę graczy, co mocno widoczne było w statystykach grywalności na platformie Steam. Dwa tygodnie od debiutu Sony poinformowało gamingowy świat, że tytuł zostanie wycofany ze sprzedaży, a serwery gry zostaną wyłączone. Gracze zaczęli otrzymywać masowe zwroty pieniędzy za zakup tej gry.
Concord mierzył się w istocie rzeczy z wieloma problemami różnej natury. Gracze krytykowali promowanie tzw. kultury woke, zarzucali twórcom stworzenie wtórnych postaci i mało ciekawego uniwersum, a największą czarę goryczy przelewał fakt, że kosmiczny shooter inspirowany światem Sci-Fi kosztował niemało, bowiem 169 zł. Przy tak dużej konkurencji innych strzelanek, dzieło od Firewalk od samego początku skazane było na klęskę.
Skala porażki Sony jest naprawdę olbrzymia. Po wyłączeniu serwerów pojawiły się gdzieniegdzie przecieki, że Concord rozwijany był przez twórców 8 lat. Budżet całego projektu miał wynieść aż 400 milionów dolarów. Teraz wystarczy wyobrazić sobie ile wyśmienitych gier można by stworzyć z wykorzystaniem tak potężnych zasobów finansowych.
Na końcu dodajmy, że historia z Concordem i deweloperami gry znalazła swoje ujście. "Po długim namyśle ustaliliśmy, że najlepszą drogą naprzód jest trwałe zakończenie gry i zamknięcie studia. Chcemy podziękować całemu zespołowi Firewalk za ich kunszt, kreatywnego ducha i poświęcenie" - wybrzmiał komunikat Sony kilka tygodni temu.
Firewalk Studios to już historia.
W obecnie funkcjonującej branży gier wideo sporej puli graczy przyświeca dewiza: "Remember - no pre-orders". Wynika to z jednego faktu: nie zawsze zapowiedzi i obietnice dużych zespołów producenckich przekładają się na realia. Nie zawsze coś, co wygląda na hitową grę, faktycznie po swoim debiucie zasługuje na takie miano.
Dobrym przykładem może być The Day Before, projekt, który podobnie jak Concord, zniknął z gamingowego radaru. Gra od studia Fntastic jawiła się na bardzo ciekawą survivalową produkcję MMO utrzymaną w klimacie zombie. W momencie debiutu dzieło przyciągnęło dziesiątki tys. graczy na platformie Steam i już wtedy wiadomo było, że mamy do czynienia z totalnym niewypałem.
Masa błędów, glitchy, problemy z serwerami, kiepska optymalizacja, grafika rodem z gier sprzed półtorej dekady i miałka warstwa fabularna - tak w krótkim opisie można zdefiniować The Day Before. Survivalowy tytuł spotkał najgorszy los - serwery w grze zostały wyłączone niedługo po debiucie produkcji, a to pociągnęło dalsze konsekwencje. Studio odpowiedzialne za to dzieło zostało zamknięte... przynajmniej do czasu, ale to już opowieść na inną historię.
The Day Before to żywy przykład na to, dlaczego w branży gier wideo występuje coraz mniejsze zaufanie graczy wobec twórców. Rzadko która gra może pochwalić się udaną premierą - nawet jeśli zwiastuny i zapowiedzi prognozowały fantastyczne oraz unikalne doświadczenia.
Swego czasu wiele mówiło się o nieustannie trwającej walce między Microsoftem i Sony w obszarze gamingu, czyli de facto na konkurencyjnych potyczkach pomiędzy Xboxem i PlayStation. Gigantowi z Redmond zarzucało się przede wszystkim mało ekskluzywnych gier wideo, które mogłyby mocno zawirować branżą gier wideo.
Dużą nadzieją na podbój milionów serc graczy było Redfall, czyli strzelanka utrzymana w otwartym świecie wypełnionym wampirami. Za produkcję, która debiutowała w połowie ubiegłego roku, odpowiedzialne było studio Arkane. Przed premierą gry sporo osób wieściło sukces tego projektu: dosyć ciekawa tematyka w korelacji z doborowym zespołem producentów to czynniki mające przynieść pożądany efekt.
Mówimy bowiem o twórcach takich gier jak: Dishonored, Dishonored 2, Prey czy Deathloop. Co więc może pójść nie tak? Szybko okazało się, że tak naprawdę... wszystko. Redfall zaliczył jedną z najgorszych, jeśli nie najgorszą premierę 2023 roku, notując kilkanaście % pozytywnych recenzji na Steamie i przytłaczająco niepochlebne wpisy w serwisie OpenCritic, jak również Metacritic.
Po premierze Redfall był praktycznie niegrywalną pozycją. Gracze nie mogli połączyć się z serwerami, a gdy ta sztuka już im się udała, to po krótkim czasie następowało zwykle rozłączenie z serwerem. Nie sposób nie wspomnieć o obecności ogromnej liczby mniejszych i większych błędów wpływających na immersję w tym tytule.
Ale nie tylko to przelało czarę goryczy. Krytyka dotyczyła także monotonnej rozgrywki. Twórcom zarzucano kiepski balans postaci, pusty i jałowy świat i niewłaściwie zaimplementowaną sztuczną inteligencję. Sporo wpisów było bardziej bezwzględnych i surowych, jasno mówiących o "półprodukcie" kosztującym wówczas 289 zł w dniu premiery.
W późniejszym czasie Redfall otrzymał kilka mniejszych i większych aktualizacji, które nie wpłynęły jednak istotnie na zwiększone zainteresowanie tytułem. Teraz można pokusić się o stwierdzenie, że wampirza produkcja po prostu dogorywa...