FIFA: Koniec serii od Electronic Arts. Co to oznacza?
W końcu potwierdziły się doniesienia, które krążyły po branży od miesięcy. Electronic Arts i FIFA zakończyły blisko trzydziestoletnią współpracę. Co to oznacza dla serii FIFA, dla Electronic Arts i - last but not least - dla samych graczy?
W maju doszło do co najmniej trzech wydarzeń, które przez lata fanom piłki nożnej nawet nie przechodziły przez myśl. Wisła Kraków spadła z ekstraklasy do pierwszej ligi, Robert Lewandowski oznajmił, że kończy swoje występy w Bayernie Monachium (jeszcze nie jest pewne, czy już po tym sezonie, ale wiele wskazuje na to, że tak), a Electronic Arts i FIFA poinformowały o zakończeniu trwającej blisko trzy dekady współpracy.
Electronic Arts wspólnie z FIF-ą zbudowały potężną markę. Tak potężną, że gdy w rozmowie pada hasło "FIFA", wielu z nas myśli w pierwszej kolejności o grze wideo, a nie o federacji piłkarskiej. Jest to oczywiście zasługa przede wszystkim "Elektroników", którzy od lat dziewięćdziesiątych raczą nas co roku nową odsłoną swojej piłkarskiej serii. Wielu z nas nie potrafiło sobie wyobrazić świata bez FIF-y. A teraz musi zacząć sobie wyobrażać.
Choć nie do końca, bo o ile EA i FIFA zakończyły partnerstwo, seria o nazwie FIFA wciąż będzie się ukazywać. Jak wiadomo, Electronic Arts będzie kontynuować swoją serię pod nową nazwą - EA Sports FC - a światowa federacja piłkarska już szuka partnerów, z którymi stworzy i wyda nie jedną, a kilka gier piłkarskich. Jej prezes, Gianni Infantino, zapowiedział, że cykl z "FIFA" w tytule będzie najbardziej autentyczną symulacją futbolu, po jaką gracze będą mogli sięgnąć. Na razie są to jednak tylko słowa. Czy uda się je przekuć w rzeczywistość, przekonamy się za jakiś czas.
Od jakiegoś czasu spekulowało się, że prace nad serią FIFA może przejąć po Electronic Arts inny producent i wydawca popularnych gier sportowych - Take-Two. Z jego stajni wywodzi się m.in. ciesząca się dużą sławą (choć nie tylko dobrą, głównie z powodu agresywnego systemu mikrotransakcji) symulacja koszykarska NBA 2K. Wydaje się, że to jedna z firm, które naturalnie pasują do tego zadania. Ale ani Take-Two, ani żadna inna nie da FIF-ie gwarancji sukcesu.
Tak więc wydaje się, że najwięcej do stracenia w tej całej sytuacji ma federacja piłkarska, której nazwą sygnowano kultową wręcz symulację futbolu. A Electronic Arts dalej będzie robiło swoje, tylko pod nową nazwą. Większość graczy - przyzwyczajonych do gameplayu czy trybów rozgrywki serwowanych od lat przez EA Sports - prawdopodobnie sięgnie za rok po EA Sports FC (w tym roku ukaże się jeszcze FIFA 23 opracowana przez "Elektroników").
W końcu jaka to różnica, czy gra nosi taki, czy inny tytuł? Liczy się zawartość. A ta pozostanie bez zmian. To, że Electronic Arts rozstało się z FIF-ą, nie ma żadnego wpływu na licencje. W EA Sports FC znajdziemy wszystkie ligi, kluby, piłkarzy czy stadiony, które "Elektronicy" wprowadzili przez ostatnie lata. Studio nie straci też tym bardziej żadnych mechanizmów, algorytmów czy rozwiązań, które przecież samo opracowało i z roku na rok ulepszało.
Wygląda na to, że na całej tej sytuacji najwięcej mogą zyskać sami gracze. Ci nie tracą nic, bo przecież w przyszłym roku też kupią swoją ulubioną grę, tylko pod zmienioną nazwą. A dodatkowo otrzymają alternatywę. W postaci nie tylko nowej FIF-y, ale także innych tytułów, które światowa federacja piłkarska wyda na świat wspólnie z nowymi partnerami. Kto wie, może otrzymamy bardziej casualową grę piłkarską? Albo taką w wydaniu free-to-play? A może menadżera piłkarskiego w stylu dawnego FIFA Managera?
Naprawdę trudno sobie wyobrazić scenariusz, w którym gracze mogliby coś stracić. Wszystko, do czego muszą się przyzwyczaić, to nowy tytuł ulubionej gry oraz... problem bogactwa. Możliwe, że jesienią przyszłego roku do wyboru będą mieli co najmniej trzy symulacje piłkarskie: EA Sports FC, nową FIF-ę oraz eFootball od Konami. Czy miłośnicy wirtualnej piłki kopanej mogli sobie wyobrazić lepszy bieg zdarzeń?