Fast & Furious Crossroads to bardzo słaba gry – wynika z recenzji

​Oto ona, "najgorsza gra roku". Tak wielu recenzentów opisuje Fast & Furious Crossroads, wyścigową produkcję na licencji słynnej serii filmów "Szybcy i wściekli". To zapewne dość bolesne dla zasłużonego studia Slightly Mad Studios, które wyprodukowało tytuł. Choć zapewne uczyniło to jak najtaniej.

Brytyjski Eurogamer opisuje "wypadek", który jest "tak prostacki, tak pozbawiony szlifów i pełen tak fundamentalnych niedoróbek oraz problemów, że należy się chyba zastanawiać, co działo się podczas prac". Nie brzmi to dobrze, zwłaszcza że twórcy potrafią przecież robić gry - jak udane Project Cars.

Push Square uważa tymczasem, że produkcja "ma braki w każdym możliwym obszarze, od płytkiej i powtarzającej się rozgrywki, do okropnej oprawy graficznej, która pasuje raczej do poprzedniej generacji konsol" - czytamy w recenzji, zakończonej całą trójką w dziesięciostopniowej skali.

Reklama

Tyle same wystawił Game Reactor, kolejny z niewielu serwisów, którym chciało się zasiąść do tej pozycji na tyle, by napisać recenzję. Zdanie "jak na razie najgorsza gra roku" mówi samo za siebie. Dalej mamy jeszcze "brak kreatywności, słabe wykonanie, brzydką grafikę" oraz ogólny "bezsens".

Wydawca - Bandai Namco - nie wysyłał kopii recenzenckich, zapewne zdając sobie bardzo dobrze sprawę z jakości produktu. Tym bardziej nielicznym redakcjom należy się chyba pochwała za wydanie pieniędzy na tak "imponujący" tytuł, udostępniony w piątek na PC, PlayStation 4 oraz Xbox One.

Cechą wyróżniającą miały być choćby gwiazdy, z wizerunkiem i głosem postaci znanych z filmów. Dołączyły także inne znane nazwiska, jak Sonequa Martin-Green ("Star Trek: Discovery" i "The Walking Dead") czy Asia Kate Dillon ("John Wick: Parabellum"). Jaki widać, nie pomogło.

Gra miała pierwotnie zadebiutować razem z nowym filmem, "Fast & Furious 9". Premierę kinowej produkcji przełożono jednak na przyszły rok z powodu koronawirusa i wydaje się, że takie samo opóźnienie przydałoby się także grze. Chociaż kto wie, może nic nie byłoby w stanie jej uratować.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy