Painkiller

Producent: People Can Fly
Wydawca: Dreamcatcher
Dystrybutor PL: Dobra GRA
Gatunek: FPS / akcja
Data wydania PL: 9 kwietnia 2004
Wymagania sprzętowe: PIII 1,5 GHz, 384 MB RAM, CD-ROMx8, karta dźwiękowa zgodna z DirectX 8.1, karta grafiki z 64 MB RAM, Windows 95/98/2000/ME/XP, 1,2 GB wolnego miejsca na twardym dysku
Cena detaliczna: 19,90 PLN
Ocena: 8.5/10

Akcja gry "Painkiller" rozgrywa się w zaświatach, gdzieś między niebem a piekłem. Dostajemy zlecenie od "najwyższego", aby w jego imieniu rozprawić się z armią zła, w zamian za co będziemy mogli jeszcze raz być ze swoją nieszczęśliwie zmarłą ukochaną. Dla jasności - nasz bohater też nie żyje. Tak właśnie przedstawia się główny wątek w grze.

Daniel Garner pojawia się nagle i nieoczekiwanie zaczyna rozprawiać się z hordami wszelakich stworów grasujących w zaświatach. Początkowo jego arsenał jest skromny, ale z czasem urasta do ciut większych rozmiarów, a każda broń w nim zawarta jest przerażająco skuteczna. Autorzy postawili przede wszystkim nie na ilość dostępnych broni, lecz na ich jakość. Przy okazji wiele z nich jest bardzo oryginalnie pomyślanych, a nie ściągniętych z innych produkcji tego typu. Rozgrywkę rozpoczynamy wyposażeni jedynie w tytułowego painkillera, który traktuje przeciwników kręcącymi się z ogromną prędkością ostrzami i przerabia ich na mizerię. Jak wszystkie bronie w tej grze, ma on także drugi rodzaj działania (aktywowany za pomocą prawego klawisza myszki) w postaci wystrzeliwanego w kierunku przeciwnika pęku ostrz. Nie muszę chyba opisywać, jak kończy się trafienie takim zestawem. Co ciekawe, nie jest to broń jednorazowa, gdyż wraca do właściciela jak bumerang. Jest też jej inne zastosowanie, ale recenzja nie jest po to, aby zdradzać wszystkie szczegóły gry. Wkrótce potem pojawia się porządna strzelba, a dalej czekają kołkownica, wyrzutnia rakiet/karabin szybkostrzelny i klasyczny karabin.

W grze w zasadzie nigdy nie brakuje amunicji, za to często potrafi zabraknąć energii. Każdy kto przyzwyczaił się do szybkiego przechodzenia FPS-ów na najłatwiejszym poziomie trudności, po początkowej euforii rozczaruje się gorzko. Okazuje się, że aby przejść dalej niezbędne jest ukończenie go na poziomie KOSZMAR. Fakt, jest zdecydowanie trudniej, ale naprawdę warto się pomęczyć, aby zobaczyć, co gra oferuje na dalszych poziomach.

Twórcy gry poszli na rękę prawdziwym maniakom rąbanek. Poziomy trudności SEN NA JAWIE i BEZSENNOŚĆ są w zasadzie tylko rozgrzewką i można dzięki nim zapoznać się ze sterowaniem grą, używaniem broni i podstawami prowadzenia walki. Natomiast właściwa gra zaczyna się na poziomie KOSZMAR. Dopiero tutaj mamy dostęp do wszystkich poziomów. Nie zabrakło ukłonu w stronę osób, które lubią zbierać różne rzeczy. Można gromadzić święte przedmioty - nie mają one jednak żadnego znaczenia dla rozwoju gry, a jedynie walory estetyczne. Inna sprawa jest z kartami tarota. Ich odpowiednie stosowanie może diametralnie zmienić przebieg walki. Rzecz jasna na naszą korzyść. Zdobywamy je poprzez wypełnianie konkretnego zadania. Na początku etapu wciskamy klaiwsz "tab" i wiemy, czego nasi przełożeni oczekują od nas tym razem. Jeśli spiszemy się jak należy, karta staje się naszą własnością. Zdobyte w ten sposób karty możemy umieszczać w ekwipunku. Maksimum to dwie karty czarnego tarota i trzy srebrnego. Dodawanie kart kosztuje dodatkowo określoną ilość złota, więc warto postarać się, aby mieć odpowiedni zapas złotych monet w celu dokonania pomyślnej transakcji.

Dla prawdziwych obłąkańców programiści udostępnili jeszcze jeden dodatkowy poziom trudności - TRAUMA. Dostęp do niego otrzymujemy jednak dopiero po odnalezieniu 23 kart tarota. Zresztą bez nich i tak nie byłoby czego tam szukać.

Rozgrywkę w "PainKillera" można określić jednym słowem: MASAKRA. Zresztą czego można było się spodziewać po tego typu produkcji. Przecież napisano ją po to, abyśmy w domowym zaciszu mogli dać upust dawno skrywanym emocjom. Gra jest naprawdę bardzo krwista. Czerwona ciecz leje się tutaj hektolitrami. Zostaje na ścianach, suficie i wszędzie tam, gdzie rozpryśnie się nasza ofiara. Pod tym względem gra potrafi zrobić wrażenie na co mniej odpornych na taki widok graczach, np.: możemy przybić ofiarę do ściany i zauważymy wtedy jak uchodzi z niej krew...

Nasi rodacy dodali do tej i tak już wspaniałej gry bardzo miłą niespodziankę, która jest całkowitym novum w FPS-ach. Jest to możliwość przemiany w demona. To jest dopiero jazda bez trzymanki. Nasz bohater jest wtedy nietykalny, nic go nie zatrzyma, ale za to on zatrzyma wszystko. Mamy wtedy olbrzymią moc władania przestrzenią i rozkładamy wszystko na czynniki pierwsze. Jak to wygląda w praktyce, zobaczcie sami. Nie będę psuł efektu, bo i tak już za dużo zdradziłem.

W każdym razie okazji do postrzelania jest mnóstwo, bo na drodze do finiszu stają coraz to nowe zastępy przeciwników. Występują w różnych odmianach i zazwyczaj licznie, ale ich pokonanie zazwyczaj nie nastręcza większej trudności. Wystarczy nie podpuszczać ich za blisko i nie dać się osaczyć. Resztę załatwi odpowiednio dobrana broń, pełny magazynek i pewne oko. Dopiero "bossowie" stanowią prawdziwe wyzwanie, gdyż tych jegomościów już znacznie trudniej zmusić do kapitulacji. Jednak po chwili treningu udaje się rozpracować każdego z nich.

Gra jest rewelacyjna pod względem graficznym. Postaci są dopracowane w najmniejszych detalach, wszystko odbywa się na "dużych obrotach", dynamicznie, a animacje są bardzo płynne. Dokładnie widać kiedy i w co trafiliśmy (szczególnie kiedy używamy kołkownicy). Na równie wysokim poziomie i z wielkim rozmachem przygotowano poszczególne lokacje. Mamy tu ogromne kościoły, katakumby, cmentarze, hale i wiele innych ciekawych miejsc. W każdej lokacji znajdziemy sekrety, nowych wrogów oraz niezliczoną ilość detali, które jeszcze bardziej podkreślają mroczny klimat gry.

Na ten ostatni element ogromny wpływ ma muzyka. Jest to prawdziwy dynamit - naprawdę agresywna nuta, która jak ulał pasuje do wydarzeń rozgrywających się na ekranie. Ciarki na plecach, krew zasuwająca w żyłach jak oszalała. Tak ma być, prawda? No i tak jest! Piękna ilustracja niekończącej się walki. Choć czasami muzyka potrafi także sporo zwolnić i dla potrzeb spokojniejszej atmosfery przemienia się w ambientowe brzmienie. W to wszystko znakomicie wkomponowane są odgłosy tła oraz bardzo realistycznie brzmiąca walka.

Na pewno się ze mną zgodzicie, że współczesny shooter bez trybu multiplayer to mało ciekawa oferta. Wiele osób wybiera gry właśnie pod tym kątem, gdyż nad solowe rozgrywki przedkłada walkę z żywym przeciwnikiem. Wydaje mi się, że multiplayer w "Painkillerze" jest przykładem solidnej roboty. Obsługa trybu nie wymaga żadnej wiedzy o sieciach, IP, stawianiu serwerów itp. Przyłączenie się do cudzej rozgrywki bądź stworzenie własnej to żaden problem. Początkowo serwery gry świeciły pustkami, ale po pewnym czasie zaczęły się stopniowo zapełniać i widać, że zainteresowanie taką formą zabawy stale wzrasta. Najnowszy patch poprawił wiele spraw, które szwankowały oraz dodał kilka fajnych opcji. Moim zdaniem udaną propozycją jest opcja pozwalająca na obserwowanie rozgrywki bez brania bezpośredniego udziału w walce. Multiplayer oferuje znakomite mapy oraz kilka trybów gry.

Nasi rodzimi programiści dostarczyli nam grę na naprawdę wysokim poziomie pod każdym względem. Oprócz wspaniałej grafiki i klimatycznej oprawy dźwiękowej gra posiada to "COŚ". Dla każdego fana gatunku to pozycja obowiązkowa!

MadMan

Reklama
INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: rozgrywki | broń | karta | dystrybutor | people | wydawca
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy