Koszty produkcji gier rosną od miesięcy. W takiej sytuacji producenci gier tworzą gigantyczne zespoły deweloperskie, które "nie mogą być wydajne" - twierdzi twórca serii przygodowej "Broken Sword".
Charles Cecil, szef zespołu Revolution Software w rozmowie z brytyjskim GamesIndustry.biz wyraził swoje zaniepokojenie obecną sytuacją w branży. W jego opinii takie korporacje, jak Electronic Arts, chcą uzyskać wydajność nie licząc się z wprowadzaniem twórczych pomysłów.
"Więksi producenci mówią o grach kosztujących miliony dolarów; dla mnie jest ewidentnie jasne, że gry nie muszą tyle kosztować, dopóki posiadając budżet na miarę produkcji filmowej nie płacisz dla pojedynczych osób ogromnych ilości gotówki... Dzieje się coś odrobinę dziwnego" - powiedział Cecil, sugerując, iż negatywnie ocenia zatrudnianie gwiazd w grach.
Zdaniem projektanta branża jest obecnie podzielona na dwa zupełnie różne nurty. Z jednej strony "są ogromne budżety, przy których ludzie mówią o następnej generacji", z drugiej zaś "istnieją tytuły na DS, które wciąż są niezwykle tanie do napisania".
Produkcja gry na przenośne DS od Nintendo - według szefa Revolution Software - kosztuje kilkaset tysięcy funtów i jest to suma zdecydowanie niższa niż tytułów wysokobudżetowych, których koszty stworzenia wynoszą przynajmniej 10 milionów dolarów. Na tym nie koniec, gdyż w przypadku tanich pomysłowych gier firma ma większe szanse na zarobienie dużych pieniędzy i ponosi mniejsze ryzyko poniesienia strat.
Podając przykłady, Cecil skrytykował Electronic Arts, które w jego opinii, zatrudniając ogromne ilości ludzi przy poszczególnych tytułach, stara się o skrócenie czasu ich przygotowania, ale w ten sposób "redukuje szansę na jakąkolwiek pomysłowość i elastyczność".
Twórca obecnie kończy przygotowania "Broken Sword 4" na PC. Gra będzie dostępna jesienią. Jak twierdzi - w trosce o finanse nie zamierza się śpieszyć z pracami nad grami dla platform następnej generacji.
Reklama
