Angry Birds 2 - recenzja
Jakiś czas temu Angry Birds porwało miliony graczy na wiele dni i wieczorów. Jednak czy strzelanie wściekłymi ptakami wciąż kręci?
Studio Rovio wydało pierwszą część Angry Birds w 2009 roku. Gra pierwotnie trafiła na iOS-a, a niecały rok później na Androida. Zdobyła tak dużą popularność, że została później przeniesiona na pecety, popularne konsole i smartfony/tablety z systemem Windows Phone. Wydany po prawie sześciu latach sequel - podobnie jak pierwowzór - najpierw ukazał się w w wersjach na urządzenia z iOS-em oraz Androidem. Czy to ta sama gra, co przed laty? Czy może coś zupełnie nowego?
Już na wstępie napiszemy, że Rovio wprowadziło w Angry Birds 2 szereg zmian, wśród których znalazły się także bardziej kontrowersyjne. To, co widać na pierwszy rzut oka, to wyraźnie ładniejsza oprawa graficzna. Angry Birds 2 są zdecydowanie ładniej animowane, wykonane z większą dbałością o detale, a także wzbogacone o liczne "upiększacze", takie jak padający na niektórych planszach rzęsisty deszcz, lecące gdzieś w oddali sterowce czy wlatujące w ekran z impetem świnie. Angry Birds 2 - zwłaszcza jak na prostą, mobilną grę - prezentują się świetnie. Czasem trudno oderwać wzrok od ekranu.
A co z rozgrywką? Główne założenie pozostało bez zmian. Naszym celem na każdej kolejnej planszy (nawiasem, jest ich tutaj naprawdę mnóstwo) jest wyeliminowanie wszystkich świń, chroniących się w wykonanych z różnych materiałach konstrukcjach. Wykorzystujemy do tego tytułowe ptaki, którymi strzelamy z wielkiej procy, starając się trafić w jak najbardziej newralgiczne punkty (tym razem możemy wykorzystać też nowość - zaklęcia, takie jak nalot przy użyciu gumowych kaczek czy zamiana bazy świń w lód). Czym lepiej uderzymy, tym szybciej wyeliminujemy świnie i tym większe szkody wyrządzimy wrogiej konstrukcji, za co z kolei zostaniemy wynagrodzeni. Gra nalicza nam bowiem cały czas punkty, które odpowiadają później za to, jaką ocenę dostaniemy za dany etap (w trzystopniowej skali), a także pozwalają nam otrzymać dodatkowe karty.
Właśnie, karty. Przy ich pomocy są w Angry Birds 2 przedstawiane ptaki, których - podobnie jak dotychczas - występuje w grze kilka rodzajów (każdy z nich dysponuje odmiennymi umiejętnościami, np. żółty świetnie przebija się przez drewniane konstrukcje, a z niebieskiego po tapnięciu w ekran "robią się" trzy ptaki). Po zebraniu odpowiedniej liczby punktów możemy dostać dodatkową kartę (czytaj: ptaka), a jeśli skończą nam się wszystkie, to możemy dać sobie kolejną szansę, dokupując następne. Wykorzystujemy do tego klejnoty, które oczywiście można zbierać w czasie rozgrywki, ale idzie to bardzo powoli, w związku z czym o wiele łatwiej jest za nie zapłacić prawdziwą walutą.
Niestety, Rovio w Angry Birds 2 położyło znacznie większy nacisk na mikropłatności. Opłata za dodatkowe karty do wykorzystania na danym etapie to jeszcze żaden problem. Zdecydowanie bardziej wkurzające jest to, że jeśli nie uda nam się przejść danego etapu za trzecim razem, to musimy albo odczekać, albo zapłacić. Zapomnijcie więc o doskonale znanym z poprzednich odsłon serii powtarzaniu po kilkadziesiąt razy jednego etapu. Te czasy już minęły. A jest to irytujące tym bardziej, że w Angry Birds 2 plansze zostały podzielone. Teraz jeden etap składa się z co najmniej dwóch lokacji, pomiędzy którymi płynnie przechodzimy. Jeśli - przykładowo - poradzimy sobie z dwiema, a na trzeciej damy ciała, to musimy zaczynać dany poziom od początku. Oj, jak nam się to nie podoba...
Jednak pomimo tego przy Angry Birds 2 bawiliśmy się równie dobrze, jak przy poprzednich odsłonach serii. Magnetyzm tej gry wciąż działa i trudno powstrzymać się od przechodzenia kolejnych etapów. Jedyne, co nas powstrzymywało od dalszego grania, to wspomniane mikrotransakcje. Gdyby nie one, bylibyśmy zachwyceni. Rovio, czy nie mogłeś pozostać przy sklepiku z płatnymi dodatkami oraz przy wyskakujących z boku ekranu reklamach? No cóż, tylko z powyższego powodu obniżamy ocenę o punkt.