Husk - recenzja

Husk /materiały prasowe

Czytając zapowiedzi Husk, nie łudziliśmy się, że będzie to "polski Silent Hill" (to była jedna z głównych inspiracji studia UndeadScout)...

... ale liczyliśmy, że otrzymamy przyzwoity survival horror, który zaintryguje nas fabułą i niejednokrotnie nastraszy w dobrym stylu. Niestety, w nasze ręce trafiła gra, która pod prawie każdym względem wypada blado. Porównywanie jej do takich klasyków gatunku, jak Silent Hill, byłoby wręcz nie na miejscu. No, ale co dokładnie w Husk nie wypaliło?

W produkcji studia UndeadScout poznajemy historię Matthew Palmera, który udaje się ze swoją żoną i córką do miejscowości Shivercliff, by odwiedzić chorego ojca/dziadka. Jak pewnie się domyślacie, nie docierają do celu. Podczas podróży żona i córka głównego bohatera idą do pociągowej toalety i już nie wracają. Matt wyrusza na poszukiwania, podczas których dochodzi do wypadku - pociąg wypada z torów. Na szczęście naszemu bohaterowi udaje się przeżyć. Czym prędzej kontynuuje on poszukiwania rodziny. Kierunek - miejski szpital.

Reklama

Jednak szpital nie będzie pierwszym miejscem, które odwiedzicie, a... ostatnim. Na swojej drodze do celu zajrzycie jeszcze między innymi na plażę, do stoczni, do lasu czy na posterunek policji. Przemierzając kolejne lokacje, poznajemy lepiej głównego bohatera i jego motywacje. Historia z początku wydaje się ciekawa, a myśl o tym, co stało się z rodziną Matta, przez jakiś czas trzymała nas przed komputerem. Jednak szybko dostrzegliśmy, że pod względem fabularnym Husk to tylko namiastka wartościowego horroru. Zbyt wiele tu naciąganych, niewyjaśnionych i nierozwiniętych kwestii.

Autorzy nie pokusili się o wprowadzenie ciekawej, nieco lepiej rozwiniętej warstwy psychologicznej czy historycznej (które to w Silent Hillu należały do największych atutów). Wprowadzili za to czarną, zabójczą maź, która pojawia się tu i ówdzie, ale już nie wyjaśnili, czym ona jest, skąd się wzięła... Ot, dodali tajemniczy element, bo przecież taki musi się w horrorze pojawić, ale nic więcej. Nie postarali się także o ciekawe, uzasadnione miejscem czy jego historią postacie przeciwników. W grze stawiamy czoła łącznie czterem typom stworów. Wszystkie są podobne do siebie, żaden z nich nie jest oryginalny, żaden specjalnie nie straszy.

Czas na najważniejsze pytanie - czy Husk straszy? No niestety, także pod tym względem twórcy się nie popisali. Podczas rozgrywki nie odczuliśmy tego, co powinno się odczuć w survival horrorze - strachu przed nieznanym, przed tym, co może (ale nie musi) się wydarzyć, uczucia zaszczucia... Wszystko, co dzieje się na ekranie, jest łatwe do przewidzenia i słabo zrealizowane. W trakcie przemierzania kolejnych lokacji nie odczuliśmy nawet strachu przed brakiem amunicji. Tej mieliśmy prawie zawsze pod dostatkiem. A najczęściej pojawiającym się uczuciem była... nuda. Ciągłe chodzenie po pustych, nieciekawych ścieżkach przyprawi tutaj o senność każdego.

Na koniec pozostawiliśmy kwestie techniczne. Chcielibyśmy napisać, że chociaż ten element w Husk nie zawodzi. Niestety, musielibyśmy skłamać. Gra sprawia wrażenie stworzonej ładnych kilka lat temu. Lokacje są proste, sztampowe, pozbawione szczegółów, projekty stworów są nader przeciętne, a wszelkie animacje - drętwe. Nieco lepiej wypada udźwiękowienie, które można uznać (w szczególności muzykę) za jedyny element, który w Husk daje radę.

A o wszystkim pozostałym wolelibyśmy zapomnieć. Jeśli sądziliście, że Layers of Fear - poprzedni polski horror - było grą przeciętną, to nawet nie zwracajcie uwagi na Husk. To produkcja nieudana pod każdym względem, dla której Layers of Fear to dzieło sztuki, a Silent Hill to arcydzieło będące już całkiem poza skalą. Odradzamy i życzymy panom z UndeadScout więcej jakości następnym razem!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Husk
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy