The Devil in Me - pierwsze wrażenia. Z tego hotelu nikt nie wychodzi żywy

Jeśli, podobnie jak ja, jesteś miłośnikiem horrorów, zapewne śledzisz serię The Dark Pictures Anthology. Już wkrótce doczekamy się jej kolejnej odsłony - The Devil in Me.

Premierę nowej, mrożącej krew w żyłach historii zaplanowano na 18 listopada. Ja miałem już jednak okazję sprawdzić fragment gry i przekonać się na własnej skórze, czy The Devil in Me straszy tak samo, jak poprzednicy. Po przejściu przez skrawek opowieści odnoszę wrażenie, że może straszyć jeszcze bardziej.

The Devil in Me - tak jak dotychczasowe horrory Supermassive Games - jest odrębnym dziełem, niepowiązanym w żaden sposób z innymi grami studia. Jedynym elementem łączącym go z poprzednikami jest postać tajemniczego Kustosza, który wprowadza nas w historię, co jakiś czas komentuje nasze poczynania i udziela enigmatycznych wskazówek.

Reklama

Opowieść zainspirowano historią Hermana Webstera Mudgetta, pierwszego seryjnego mordercy w dziejach Stanów Zjednoczonych. Szaleniec, znany pod pseudonimem Dr. Henry Howard Holmes, wybudował ekskluzywny hotel, aby na różne wymyślne sposoby mordować w nim gości. We wnętrzu skrył prawdziwy labirynt, całkowicie odseparowany od świata zewnętrznego.

The Devil in Me przenosi nas do opuszczonego, cieszącego się niegdyś dużą sławą World's Fair Hotel. Gra przedstawia losy ekipy filmowej, która zostaje zaproszona do współczesnej repliki dawnego miejsca kaźni. Na miejscu okazuje się jednak, że to wcale nie replika, tylko wierna - równie zabójcza, co oryginał - kopia. Całą grupę czeka walka o przeżycie.

Podobnie jak w poprzednich grach Supermassive Games, w The Devil in Me to od naszych decyzji zależy, który z bohaterów przetrwa, a który poniesie krwawą śmierć. Wszyscy mogą zarówno przeżyć, jak i zginąć. Napięcie momentami rośnie niebywale, a wrażenie zaszczucia potęgują klaustrofobiczne lokacje, jak również fakt, że bohaterowie są nieustannie obserwowani.

Demo The Devil in Me nastraszyło mnie nie na żarty, ale także pozwoliło zapoznać się z paroma nowinkami wprowadzonymi przez twórców. W grze występuje więcej zagadek środowiskowych niż dotychczas. Od czasu do czasu wykorzystujemy specyficzne umiejętności poszczególnych członków ekipy. Pojawiły się przedmioty, które gromadzimy w ekwipunku, a następnie wykorzystujemy, gdy pojawia się taka potrzeba. Postacie zyskały też nowy repertuar ruchów - potrafią skakać czy wspinać się na elementy otoczenia.

Całą historię będzie można przejść samodzielnie, ale autorzy dadzą nam też możliwość zabawy ze znajomymi. W grze pojawią się dwa tryby wieloosobowej - pierwszy online (dla dwóch osób), a drugi hot seat (dla nawet pięciu graczy; jeśli zbierzemy taką ekipę, każdy jej członek pokieruje innym bohaterem).

The Devil in Me nie zaskoczyło mnie niczym szczególnym. Spodziewałem się porządnego horroru i przekonałem się, że taki najprawdopodobniej otrzymamy. Supermassive Games swoją nową grę kieruje bardziej do miłośników filmów z serii "Piła", niż do osób lubujących się w historiach o duchach czy zjawiskach paranormalnych. Ale czy to źle? Absolutnie nie. Najważniejsze, że podczas gry na ciele pojawia się gęsia skórka.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: The Devil in Me
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama