Songs of Conquest - pierwsze wrażenia

​Aż dziw bierze, że o Songs of Conquest było do tej pory tak cicho. Przecież ta gra może być duchowym spadkobiercą legendarnego Heroes of Might & Magic!

Ubisoft sprawia wrażenie, jakby robił, co tylko się da, aby nie spełnić marzeń fanów o kontynuacji "hirołsów". Ostatnie odsłony tej serii nie umywały się do "dwójki" i "trójki", a kolejnych ani widu, ani słychu. Na szczęście w końcu ktoś poszedł po rozum do głowy i postanowił wypełnić niszę. To szwedzkie studio Lavapotion, odpowiedzialne za Songs of Conquest - grę, która jako żywo przypomina "hirołsów".

Reklama

Autorzy chyba nawet nie zamierzają kryć się z tym, że czerpią z serii stworzonej przez studio New World Computing w latach dziewięćdziesiątych. Od pierwszej chwili spędzonej z Songs of Conquest czuć atmosferę dawnych czasów. Muzyka, poszczególne ekrany menu czy zawartość - wszystko przywodzi na myśl "hirołsów" z najlepszych lat. I choć obecnie gra znajduje się w fazie wczesnego dostępu, już teraz otrzymujemy w niej do dyspozycji zarówno pojedyncze scenariusze, moduł sieciowy, edytor map, jak i kampanie fabularne.

Sama rozgrywka także zalatuje Heroes of Might & Magic na kilometry. Każdy scenariusz rozpoczynamy z jednym zamkiem oraz jednym bohaterem. Ten pierwszy z czasem rozbudowujemy i szkolimy w nim wojska, wykorzystując do tego zbierane surowce. Z kolei drugiego wykorzystujemy do eksploracji planszy, atakowania i obrony przed wrogiem oraz - a jakże - zdobywania kolejnych twierdz.

Na arenie występują w sumie cztery strony konfliktu: Arleton (ludzie), Loth (nekromanci), Baria (strzelcy) oraz Rana (gady i smoki). Każda z nich ma swoje zalety i wady, każda dysponuje odmiennymi jednostkami (po osiem rodzajów na stronnictwo). Jedna na przykład stawia na ofensywę, a druga na ofensywę. Jedna radzi sobie dobrze w zwarciu, a druga w walce na dystans. Armię wspieramy, posługując się magią.

I tutaj zaczynają się różnice. Songs of Conquest czerpie bowiem garściami z "hirołsów", ale dokłada co nieco od siebie. Choćby we wspomnianej magii, która opiera się na systemie przypominającym grę karcianą, pozbawionym punktów many. Poza tym ważniejsze niż w Heroes of Might & Magic jest planowanie. W zamku mamy mniej pustych miejsc, niż budynków, które możemy postawić. Z kolei bohater po awansie na wyższy poziom może zdobyć potężną umiejętność (jedną z dwóch) albo możemy zwiększyć liczebność dowodzonej przez niego armii (wyjściowo jesteśmy ograniczeni do trzech jednostek).

Songs of Conquest wygląda i brzmi niezwykle urokliwie. Pixelartowa grafika cieszy oko, a muzyka wprowadza atmosferę pożądaną w każdej grze osadzonej w uniwersum fantasy. Twórcy mogliby jednak postarać się o większą czytelność interfejsu. Ale w szczególności powinni poprawić działanie sztucznej inteligencji, która czasem zachowuje się głupio, a innym razem niesprawiedliwie. Jeśli uda się to poprawić, Songs of Conquest może w istocie stać się duchowym spadkobiercą dawnych "hirołsów". I tego zarówno sobie, jak i wam życzymy.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy