Mato Anomalies - pierwsze wrażenia. Azjatycki RPG w najlepszym wydaniu?

​Jeśli lubisz japońskie erpegi i neofuturystyczne klimaty, Mato Anomalies to mieszanka, która powinna ci posmakować.

Japończycy już wielokrotnie dowiedli, że czego jak czego, ale kreatywności i fantazji im nie brakuje. Okazuje się, że nie brakuje ich także Chińczykom. Wystarczy godzina spędzona z dziełem szanghajskiego studia Arrowiz, aby zorientować się, że to kombinacja bardzo odmienna od europejsko-amerykańskiej twórczości. Z drugiej strony przypomina... inne azjatyckie produkcje.

Mato Anomalies przedstawia historię detektywa imieniem Doe. Obszarem działań głównego bohatera jest tytułowa Mato - neofuturystyczna, cyberpunkowa (i oczywiście fikcyjna) dzielnica Szanghaju. Po przyjęciu zlecenia od dawnej znajomej jego świat wywraca się do góry nogami. Doe za sprawą rozpadliny w czasoprzestrzeni przenosi się do alternatywnego wymiaru. Okazuje się, że "po drugiej stronie" czyhają hordy demonicznych stworów. Na szczęście protagonista może liczyć na pomoc Grama, szamana i egzorcysty. Historia rozwija się dosyć interesująco, dialogi dobrze się czyta (zgadza się, voice actingu brak), a postacie są charakterystyczne, wyraźnie nakreślone.

Reklama

W Mato Anomalies przenosimy się pomiędzy wymiarami, aby na przemian prowadzić dochodzenie detektywistyczne w Mato i toczyć turowe potyczki w alternatywnej rzeczywistości. Pod tym względem gra przypomina chociażby Personę. Jeśli graliście w jRPG-a od studia Atlus, poczujecie się tutaj znajomo. Nie tylko z powodu przenoszenia się między wymiarami. Oba tytuły łączy też duże zagęszczenie dialogów czy komiksowa stylistyka. Nowinką podczas pracy detektywistycznej jest natomiast hakowanie umysłu, przedstawione za pomocą minigry karcianej. To prosta, niezbyt zachęcająca zabawa. Oby twórcy ją rozwinęli.

Starcia z demonami przypominają schematy znane doskonale z jRPG-ów (w tym także ze wspomnianej już Persony). W kolejnych turach przeprowadzamy ataki (zarówno zwykłe, jak i specjalne), używamy przedmiotów i wykorzystujemy umiejętności (nazwane talentami i koncentrujące się na potencjale bojowym). Te ostatnie z czasem odblokowujemy, korzystając z drzewka. Na początek kierujemy tylko jedną postacią, ale z czasem obejmiemy kontrolę nad całą drużyną. W wersji, którą testowałem, pojawiła się na przykład dziewczyna o pseudonimie Butterfly. Co ciekawe, wszyscy wojownicy mają jedną, wspólną pulę punktów zdrowia.

Walczyło mi się przyjemnie, ale trudno powiedzieć, czy mechanika nie zacznie nudzić się po kilku czy kilkunastu godzinach. Na tę chwilę wydaje mi się interesująca za sprawą zróżnicowanych postaci, talentów czy rodzajów ataków. To wszystko daje dość dużo swobody i pozwala wykazać się taktyczną intuicją.

Mato Anomalies to produkcja raczej niskobudżetowa, co widać po grafice - ładnej od strony estetycznej, ale przestarzałej technicznie - a także po wspomnianych już dialogach, które nie doczekały się voice actingu. Nie nastawiajcie się też na tłumaczenie tekstów na język polski.

Arrowiz przygotowuje mieszankę, w której pojawiają się dosyć świeże pomysły (takie jak wspólna liczba punktów zdrowia czy hakowanie umysłu poprzez minigrę karcianą), ale generalnie trudno pozbyć się wrażenia, że gdzieś już to widzieliśmy. To oczywiście nic strasznego, bo przecież gry wideo przeważnie bywają wtórne względem innych, a potrafimy się przy nich świetnie bawić. Wierzę, że przy Mato Anomalies również będziemy.

Premierę tego jRPG-a - a może raczej chRPG-a - zaplanowano na przyszły rok. Ale już teraz możecie poczuć przedsmak tej międzywymiarowej przygody, pobierając bezpłatne demo. To około pół godziny zabawy z Doe i Gramem w rolach głównych. Oceńcie sami, czy to wasze klimaty.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy