Jagged Alliance 3 - pierwsze wrażenia. Legenda powróci w blasku chwały?
Historia Jagged Alliance to niechlubny przykład, jak można zepsuć uznaną - w niektórych kręgach wręcz kultową - serię gier wideo.
Po świetnych dwóch pierwszych odsłonach, wydanych kolejno w roku 1994 i 1999, przyszła pora na znacznie gorsze wznowienia. Jagged Alliance 2: Wildfire, Jagged Alliance: Back in Action, Jagged Alliance Online, Jagged Alliance: Flashback ani Jagged Alliance: Rage! - żadna z tych gier nie miała tego blasku, co jedynka i dwójka. W 2006 roku miała się ukazać pełnoprawna, trzecia część cyklu, ale prace nad nią wstrzymano. Ale trójka w końcu - za sprawą innego dewelopera (Haemimont Games) - ostatecznie się ukaże. Być może jeszcze w tym roku. Sprawdziliśmy wczesną wersję gry i to, czy ma choć trochę tej iskry, którą pamiętamy z jedynki i dwójki.
Fabuła Jagged Alliance 3 zapowiada się dość typowo, choć tym razem akcja będzie się toczyć nie w zmyślonym, a w prawdziwym świecie. W trójce przeniesiemy się do Afryki (do fikcyjnego państwa o nazwie Grand Chien), aby pomóc w rozprawieniem się z miejscową tyranią, której żołnierze porwali panującego prezydenta. Oczywiście nie będziemy tego robić osobiście. Pokierujemy ponownie grupą najemników o zróżnicowanych umiejętnościach.
W głównych założeniach Jagged Alliance 3 pozostaje wierny korzeniom. Rozgrywka toczy się na dwóch płaszczyznach: na mapie strategicznej oraz w widoku taktycznym. Na tej pierwszej, podzielonej na około 60 sektorów, planujemy dalsze działania (m.in. przejmujemy kontrolę nad kopalniami diamentów, aby zapewnić sobie dochód, rozbudowujemy bazę, zarządzamy ekwipunkiem czy dbamy o morale żołnierzy), a w drugim przejmujemy dowodzenie nad ekipą najemników i stajemy przed zadaniami do wykonania. Działania prowadzimy w czasie rzeczywistym, ale gdy napotkamy wroga, automatycznie przechodzimy w tryb turowy.
Na pierwszy rzut oka Jagged Alliance 3 to ta sama gra, co kiedyś, ale gdy przyjrzymy się nieco dokładniej, dostrzegamy kilka całkiem istotnych zmian. W Grand Chien panują różnorodne warunki. Czasem przyjdzie nam działać podczas burzy piaskowej, która sprawi, że nasza broń będzie się częściej zacinać, a innym razem trafimy do dżungli podczas pory deszczowej, dzięki czemu trudniej będzie nas - ale i wrogów - usłyszeć. Warstwa taktyczna tylko na tym zyskuje.
Co ciekawe, autorzy zrezygnowali z parametru szansa na trafienie, czyli elementu, który od zawsze kojarzy się z taktycznymi strzelankami, takimi jak Jagged Alliance czy XCOM. To znaczy pozostawili go, ale gdzieś w tle, poza naszym wzrokiem. Choć rozwiązanie może wydać się kontrowersyjne, w praktyce sprawdza się całkiem nieźle, zapewniając jeszcze więcej emocji i realizmu. Tym bardziej że możemy decydować o tym, jak bardzo chcemy się przyłożyć do danego strzału (im bardziej, tym większa szansa na trafienie, ale też większy wydatek punktów akcji), a także w którą część ciała chcemy wycelować (niektóre mogą być zasłonięte, a inne dadzą premię do obrażeń).
Miłośnicy serii powinni być zachwyceni nawiązaniami do starszych odsłon. Akcja gry toczy się raptem kilka lat po dwójce, więc sprzęt nie różni się tak bardzo od tego, którego używaliśmy w poprzedniczkach. System operacyjny, z którego korzystamy na naszym wirtualnym laptopie, także do złudzenia przypomina stare dzieje. Łezka w oku może się też zakręcić, gdy popatrzymy na listę najemników, obejmującą w sumie 40 pozycji. Znajdujemy na niej doskonale znane postacie, jak Grizzly, Ivan czy Hitman. Ale oczywiście nie zabrakło też nowych twarzy.
Graficznie Jagged Alliance 3 robi kolosalny skok. Oprawa jest nie tylko znacznie bardziej różnorodna, ale także bardziej szczegółowa i bogatsza w kolory, a co za tym idzie - po prostu przyjemniejsza dla oka. Warto też zwrócić uwagę na fakt, że wszyscy najemnicy, których możemy zatrudnić, doczekali się pełnego voice actingu (chociaż w wersji, którą testowałem, zaimplementowano dopiero około połowy kwestii).
Po zagraniu w betę Jagged Alliance 3 chciałbym zagrać w pełną wersję jeszcze w tym roku, ale zgadzam się w pełni z polityką wydawcy (THQ Nordic), zgodnie z którą twórcy otrzymują tyle czasu, ile tylko im trzeba, na dopieszczenie gry. Nie chciałbym, aby "trójka" podzieliła los ostatnich tytułów wydanych w ramach cyklu. Na razie wszystko wskazuje na to, że nie podzieli, ale lepiej dmuchać na zimne.