Hatred - zapowiedź

Lubimy, gdy o polskich grach robi się głośno. O Hatred zrobiło się jednak z dość specyficznego powodu...

Otóż chodzi o to, że gra gliwickiego studia Destructive Creations oburzyła całe tłumy występującą w niej skalą brutalności. Wcielić się w niej mamy w seryjnego mordercę, który z zimną krwią i bez żadnych skrupułów wychodzi na ulice amerykańskiego miasteczka położonego w stanie Nowy Jork (które zostało, swoją drogą, zaprojektowane w oparciu o zdjęcia z Google Street View i które nie będzie jedyną lokacją w grze), by mordować niewinnych cywilów - mężczyzn, kobiety, dzieci...

No, z nieletnich ostatecznie zrezygnowano (podobnie jak z różnych proporcji między biało- a czarnoskórymi wśród naszych ofiar, aby uniknąć posądzeń o rasizm), ale i tak liczebność trupów oraz sposób zabijania mogą budzić pewien niesmak. Hatred na pewno nie będzie grą dla ludzi o słabych nerwach.

Reklama

Produkcja gliwickiego zespołu nawiązuje do starego jak świat Postala - nie tylko brutalnością, ale też rozgrywką. Hatred to strzelanina ukazana w rzucie izometrycznym. Cały czas przemy przed siebie - przemierzając ulice, sklepy, mieszkania - i strzelamy do Bogu ducha winnych nowojorczyków.

Czasem pod lufę wejdzie nam też jakiś bandzior, którego nikomu nie żal, ale będą to rzadkie przypadki. Ogólnie strzelać będziemy do wszystkiego, co się rusza, starając się zabijać dużo, szybko i efektownie. Autorzy nie silą się na żadne ambitne pomysły ani nawet ambitny sposób ukazania gry. Jak mówią, Hatred ma po prostu dostarczać dużo rozrywki. I tyle. Fabuła w grze się pojawi, ale będzie miała marginalne znaczenie.

Co będzie naszym celem w Hatred? Zabicie wszystkich ludzi na planszy. Będziemy to czynić, wykorzystując rozmaite rodzaje broni: pistolety, karabiny, strzelby, noże... Co ciekawe, będziemy mogli za ich pomocą także demolować otoczenie. Autorzy planują też szereg zadań dodatkowych, które będą aktywowane podczas zabawy i będą polegały na przykład na rozstrzelaniu wszystkich uczestników odbywającej się niedaleko stypy (cóż za czarna ironia...).

A kto będzie nas próbował powstrzymać? Sami cywile będą bezbronni i będą uciekać, a nie walczyć, za to w ich obronie staną policjanci, później jednostki SWAT, a gdy już rozkręcimy się na dobre i liczba trupów sięgnie niebotycznych rozmiarów, do akcji wkroczy wojsko.

Hatred wygląda... dość ładnie. Jeśli w ogóle można tak napisać o grze, w której większość ekranu zajmuje krew i ciała. Autorzy osadzili akcję w głównie czarno-białej tonacji, przełamywanej jedynie sporadycznie czerwienią (krew) czy pomarańczą (wybuchy, płomienie, wystrzały). Miło patrzy się na rozwalane przez głównego bohatera otoczenie - płonące przystanki, wybuchające samochody, rozpadające się szyby... Gra (działająca na silniku Unreal Engine 4) prezentuje się efektownie, trzeba przyznać. Popatrzcie zresztą sami na trailer.

Hatred zostanie wydane tylko w wersji cyfrowej. Kupimy go na Steamie, a także na jego oficjalnej stronie, w cenie 16,66 euro, czyli nieco ponad 60 złotych. Póki co możemy spodziewać się tylko wydania pecetowego. Jeśli gra sprzeda się dobrze, autorzy pomyślą także o edycjach na Xboksa One oraz PlayStation 4. To No cóż, pożyjemy, zobaczymy. Premiera w drugim kwartale przyszłego roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Hatred
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama