Autorzy Driftland: The Magic Revival oznajmili, że tworzą grę strategiczną, w którą od zawsze chcieli zagrać. Czy i my marzyliśmy o takim tytule?
Można powiedzieć, że Polacy od zawsze tworzyli niezłe strategie. Nie było ich wiele, ale raczej nigdy nie zawodziły. Wystarczy wspomnieć powstałych w latach dziewięćdziesiątych Polan, niewiele od nich młodszą serię Earth czy wydane nie tak dawno tytuły - Frostpunk czy Ancestors: The Legacy. Niewykluczone, że wkrótce do tej listy dopiszemy Driftland: The Magic Revival, dzieło warszawskiego studia Star Drifters. Dzieło, które można kupić we wczesnym dostępie na Steamie już od dłuższego czasu, a które niedawno zostało wzbogacone o pierwszą z zaplanowanych kampanii fabularnych. Powstała tym samym znakomita okazja, by przyjrzeć mu się bliżej.
Gra przenosi nas na obcą planetę, na której od dawien dawna wojnę toczyły cztery zamieszkujące ją rasy: ludzie, krasnoludy, dzikie elfy oraz ciemne elfy. W ich szeregach występowali potężni czarodzieje czy druidzi, którzy z czasem coraz bardziej wyniszczali swoje środowisko. W końcu stanęli na krawędzi rozpadu świata i aby temu zapobiec, postanowili połączyć siły. Choć planetę udało się uratować, to jednak została ona rozbita na setki - jeśli nie tysiące - lewitujących wysepek. Każda ze wspomnianych ras chce je z powrotem połączyć, ale ani myśli dzielić swoich terenów z pozostałymi. I tak wojna toczy się dalej...
Pod względem mechaniki Driftland: The Magic Revival łączy w sobie elementy znane z różnych gier, ale najwięcej zaczerpnięto tutaj bodaj z serii The Settlers. Jednak powiedzenie, że to klon słynnych "Settlersów", byłoby absolutnie krzywdzące, bo Star Drifters wykazali się wieloma świeżymi pomysłami. Akcja gry toczy się na mapie złożonej z wielu wysepek, które możemy (ba, musimy!) ze sobą łączyć. Różnią się ona między sobą wielkością, ograniczeniem liczby budynków, które można na nich postawić, czy dostępnością zasobów. Te ostatnie są kluczem do zwycięstwa. Cały czas musimy umiejętnie balansować między wydobyciem poszczególnych dóbr (robimy to w bardzo wygodny sposób, przesuwając reprezentujące je paski), a jeśli do któregoś w ogóle nie mamy dostępu, możemy albo handlować, albo... zaatakować kogoś, kto go ma.
Walka w Driftland: The Magic Revival nie wygląda jak w typowych RTS-ach. Otóż nie możemy tutaj zaznaczać jednostek. Możemy jedynie stawiać sztandary odpowiadające za obronę, atak czy szturm. Jeśli to zrobimy, pobliskie wojska udadzą się w dane miejsce i zrobią to, co im rozkazaliśmy. To proste i intuicyjne rozwiązanie, a zarazem - według nas - słuszne. Wydaje nam się, że w takiej grze, jak ta (gdzie tak ważna jest ekonomia czy dyplomacja, którą twórcy wprowadzili całkiem niedawno), nie byłoby czasu na manualne zarządzanie poszczególnymi jednostkami.
Każda z ras dostępnych w Driftland: The Magic Revival różni się od pozostałych dość wyraźnie i każdą gra się inaczej. W szczególności widać to po repertuarze zaklęć, którymi dysponują i które możemy wykorzystywać w różnych celach. Są wśród nich takie, które pozwalają osłabiać wroga, jak również takie, które wspomagają nasz rozwój. Wyobrażamy sobie już te wszystkie emocjonujące potyczki w multiplayerze, w których będzie się można wykazać taktycznym zmysłem. Ale na opcję wieloosobową musimy jeszcze poczekać.
Natomiast co do wspomnianej kampanii fabularnej, autorzy dali nam przedsmak tego, czym Driftland: The Magic Revival będzie za jakiś czas. W przedstawionym fragmencie poznajemy historię młodego maga imieniem Emeryk, którego celem jest zaprowadzenie pokoju między ludźmi a ciemnymi elfami. Jednak zanim uda się na negocjacje z ich przywódczynią, będzie musiał opanować arkana magii. Pierwszą dostępną misję można potraktować jako samouczek i rozgrzewkę, dzięki którym nawet nowicjusze powinni opanować wszystkie najważniejsze zasady rządzące grą. Jednak już w drugim scenariuszu poziom trudności oraz skomplikowania zaczynają rosnąć i musimy się mocno skoncentrować na tym, co dzieje się na ekranie, aby nie zaprzepaścić szansy na zwycięstwo.
Po przejściu zajawki kampanii mieliśmy ochotę na więcej, ale kolejne aktualizacje zostaną udostępnione dopiero za jakiś czas. A zanim gra zostanie całkowicie ukończona, minie pewnie jeszcze co najmniej kilka miesięcy. Mamy nadzieję, że docelowo w kampanii będzie nam dane usłyszeć głosy bohaterów. Obecnie wszystkie kwestie musimy czytać, co odbiera całości trochę uroku.
Wspomnijmy o jeszcze jednej zalecie Driftland: The Magic Revival, jaką jest oprawa graficzna. Nie jest to gra, w której robi się wielkie oczy na widok nowinek technologicznych, jednak wygląda ona tak urokliwie, że po prostu przyjemnie się na nią patrzy. Co więcej, wszystkie obiekty na ekranie są wyraźne, a interfejs został przemyślany tak dobrze, jak tylko się dało (gdybyśmy mieli wskazać, co w nim poprawić, mielibyśmy twardy orzech do zgryzienia).
Choć do premiery pełnej wersji Driftland: The Magic Revival pozostało jeszcze trochę czasu, to z racji tego, że jest już ukończona w tak dużym stopniu (cała - albo prawie cała - mechanika jest już gotowa), już teraz możemy powiedzieć, że jest to jedna z ciekawszych strategii ostatnich lat. Jeśli lubicie produkcje typu 4X, koniecznie śledźcie ten tytuł. A najlepiej kupcie go na Steamie i pobawcie się nim w ramach wczesnego dostępu.