Chernobylite - pierwsze wrażenia

Chernobylite /materiały prasowe

​Czarnobyl po latach znów zwrócił na siebie uwagę całego świata, choć na szczęście już nie za sprawą kolejnej awarii elektrowni, a poprzez rozmaite dzieła popkultury.

Pierwsze skrzypce w przywracaniu historii o Czarnobylu do publicznej świadomości zagrał w ostatnim czasie serial produkcji HBO, ale nie tylko o nim warto wspomnieć i nie tylko z nim warto się zapoznać. Jest też kilka książek, po które powinne sięgnąć osoby zainteresowane czarnobylską katastrofą (jak chociażby "Czarnobyl. Instrukcje przetrwania" czy wydana niedawno "O północy w Czarnobylu"), a także gra, która - co ciekawe - powstaje nad Wisłą. Mowa o Chernobylite w wykonaniu studia The Farm 51. Choć produkcja ta ma ujrzeć światło dzienne dopiero w przyszłym roku, ja miałem już okazję spędzić trochę czasu z jej wczesną wersją. Zapraszam do zapoznania się z moimi wrażeniami.

Reklama

Chernobylite przedstawia alternatywną wersję wydarzeń. W grze wcielamy się w Igora, fizyka, który stracił swoją miłość w wyniku katastrofy w Czarnobylu. Po 30 latach od tragedii mężczyzna, dręczony uporczywymi wizjami, postanawia wrócić na miejsce tragedii, by spróbować odnaleźć ukochaną. Gdy dociera do zony, odkrywa, że doszło tutaj do wykwitu nieznanego do tej pory, dającego ogromne możliwości surowca - tytułowego czarnobylitu. Swoje łapska położyła na niej paramilitarna organizacja NAR, która na każdego obcego patrzy jak na wroga. Tak rozpoczyna się nasza wyprawa, do której dołącza jeszcze dwójka śmiałków - Oliwier oraz Anton.

Pierwsze chwile spędzone z Chernobylite to poznawanie poszczególnych aspektów gry, która okazuje się być połączeniem strzelanki, skradanki i survivalu, zdecydowanie z naciskiem na ten ostatni gatunek. Po wartkim i trzymającym w napięciu początku zostałem zapędzony do biegania po lesie i szukania różnego rodzaju materiałów, potrzebnych do rozbudowy bazy, wypełniania kolejnych misji czy po prostu przetrwania. The Farm 51 osadziło swoją nową produkcję w klimacie postapokaliptycznego horroru (w samej fabule widzę nawiązanie do drugiej części Silent Hilla), ale atmosfera zbytnio się rozwadnia, gdy w miejsce emocjonującego biegu akcji zostają wprowadzone typowo "zbieracze" mechaniki.

Dodajmy, że w grze musimy także dbać o naszych kompanów. Wysyłamy ich ponadto na różnego rodzaju misje, których powodzenie zależy m.in. od tego, jak dobrze ich wyposażymy. Oczywiście część zadań wykonujemy my sami, popychając na przód całkiem intrygującą i zagadkową fabułę. W ich trakcie trochę eksplorujemy, trochę się skradamy, a trochę strzelamy. Ten ostatni element wypada niestety dość blado, więc cały czas starałem się unikać otwartych konfrontacji.

Chernobylite wygląda i brzmi dokładnie tak jak powinien. Przede wszystkim muszę pochwalić twórców za to, jak bardzo realistycznie (choć tak naprawdę mamy do czynienia z opowieścią z gatunku science-fiction) i szczegółowo zaprojektowali lokacje. Przemierzając plansze, co i rusz miałem wrażenie, jakbym oglądał serial "Czarnobyl" albo wybrał się osobiście na miejsce katastrofy. Z kolei wizyta w samej elektrowni powinna być nie lada gratką dla wszystkich osób zainteresowanych tematyką Czarnobyla. Pochwalić trzeba także dźwięki oraz muzykę, która od samego początku buduje niepokojący, tajemniczy klimat.

Po spędzeniu kilku godzin z wczesną wersją Chernobylite mam mieszane uczucia. Część rzeczy bardzo mi się w niej spodobała (przede wszystkim atmosfera, historia i oprawa), a część nie do końca (mam na myśli głównie zbyt dużą ilość zbieractwa czy umiarkowanie udaną mechanikę strzelania). Jednak mam na uwadze to, że gra jest w dalszym ciągu gdzieś w środkowym stadium produkcji, więc do premiery sporo może się jeszcze zmienić. A jeśli się zmieni, to oby tylko na lepsze, bo Chernobylite to bardzo obiecujący projekt.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Chernobylite
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy