Battlefield V - alpha-test

Battlefield V /materiały prasowe

​Battlefield 1 wywołał wśród graczy mieszane (choć w większości pozytywne) emocje. Po zagraniu w wersję alpha Battlefielda V możemy przewidywać, że i tym razem opinie będą dość podzielone.

Oczywiście nie sposób wystawić nawet wstępnej oceny na podstawie tak wczesnego builda, ale jeśli mielibyśmy się pokusić o jakąkolwiek opinię, to skwitowalibyśmy ją jako "mamy mieszane uczucia". Pewne rzeczy spodobały nam się bardzo, a inne wzbudziły obawy. Przeczytajcie...

Przede wszystkim od razu czuć, że Battlefield V opiera się na mechanice znanej z poprzednika. To dobrze, bo stanowi ona solidne fundamenty pod naprawdę emocjonującą sieciową strzelankę. Na dobre wyszła grze zmiana okresu z pierwszej na drugą wojnę światową. Cały arsenał, pojazdy czy gadżety wywodzące się z tego konfliktu ewidentnie lepiej nadają się do wykorzystania w FPS-ie.

Reklama

Odnieśliśmy wrażenie, że Battlefield stał się jeszcze bardziej widowiskowy niż do tej pory. Już poprzednim razem na brak wrażeń nie sposób było narzekać, ale tym razem na ekranie dzieje się jeszcze więcej. Kamera cały czas się trzęsie, wszelkie rozbłyski są bardziej dotkliwe dla oczu, akcja jest niesamowicie wartka... Wow, tutaj naprawdę można poczuć się jak na wojnie. Albo - żeby wyrazić się precyzyjniej - w filmie wojennym.

To wszystko znakomicie się ogląda i po pół godzinie gry można zbierać szczękę z podłogi. Ale czy będzie dobre na dłuższą metę dla samej rozgrywki? Mamy co do tego obawy. Wydaje nam się, że po kilkugodzinnej sesji możemy być tak zmęczeni tym wszystkim, co dzieje się na ekranie, że będziemy się musieli położyć albo wziąć ciepłą kąpiel, by odzyskać siły.

Kolejnym kontrowersyjnym posunięciem EA Dice jest rezygnacja z natychmiastowego przeniesienia się po śmierci do ekranu taktycznego na rzecz powolnego wykrwawiania się. Gdy padniemy na polu bitwy, musimy poczekać kilkanaście sekund, licząc na to, że któryś z medyków nas opatrzy. Oczywiście prawie nigdy do tego nie dochodzi, przez co w praktyce czekamy dla samego czekania. Na szczęście jesteśmy prawie pewni, że to rozwiązanie doczeka się zmian.

Battlefield V wydaje się trudniejszy od poprzednika. Wskrzeszenie któregoś z kompanów (gdy ktoś już jednak się na takie posunięcie zdecyduje) zajmuje chwilę. Wrogowie nie są oznaczani tak wyraźnie, jak poprzednim razem, więc trzeba być bardziej skupionym i więcej czasu poświęcić na rekonesans. Trudniej też odróżnić ich od "naszych". W grze otrzymujemy też mniej amunicji niż dotychczas.

Graficznie Battlefield V to ta sama liga, co Battlefield 1. No, nie licząc naprawdę drobnych poprawek. Jednak nie można mieć do twórców pretensji o brak postępu, bo już poprzednia odsłona wyglądała świetnie, a przecież wiadomo, że priorytetem w sieciowych FPS-ach zawsze jest płynność i stabilność animacji. Średnio spodobało nam się udźwiękowienie. Wydaje nam się, że to w Battlefieldzie 1 było bardziej dramatyczne i lepiej nastrajało do walki. Ale może zmienimy zdanie, gdy zagramy w ostateczną wersję.

Choć Battlefield V znajduje się dopiero na etapie alphy, przypomnijmy, że premiera gry jest zaplanowana już na 16 października tego roku. EA DICE musi maksymalnie efektywnie wykorzystać najbliższe miesiące i czerpać z komentarzy społeczności tak dużo, jak tylko się da. Jeśli wsłucha się w głos graczy i w kilku aspektach dokona niezbędnych kalibracji, jesteśmy pewni, że nowy Battlefield odniesie sukces.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Battlefield V
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama