Batman: Arkham Origins

Batman jest w ostatnich latach prawdziwym królem. Po wyśmienitych Batman: Arkham Asylum i Batman: Arkham City czas na kolejną wirtualną przygodę Człowieka-Nietoperza.

W ostatnich dwóch grach z udziałem Batmana mogliśmy wcielić się w popularnego superbohatera w dojrzałej wersji. Tym razem będziemy mieli okazję prześledzić jego początki. Akcja Batman: Arkham Origins zostanie osadzona na kilka lat przed wydarzeniami przedstawionymi w Arkham Asylum oraz Arkham City, w okresie, gdy Batman stawiał pierwsze kroki w roli stróża prawa i był raczej nieopierzonym Człowiekiem-Nietoperzem.

Niemniej u początków kariery szło mu całkiem dobrze, chwytał przestępcę za przestępcą i zrobił się z niego przez to arogancki, lekkomyślny gość, grający gangsterom na nosach. Postanowił to ukrócić bandzior znany jako Czarna Maska, który wyznaczył za Człowieka-Nietoperza sowitą nagrodę, sprowadzając w ten sposób do Gotham ośmiu arcygroźnych łotrów, znanych z komiksów DC, takich jak Pingwin czy Deathstroke. Wszyscy oni mają jeden cel - wyeliminować Batmana z gry. No to się zaczyna...

Reklama

Batman: Arkham Origins będzie - podobnie jak Arkham City - grą akcji osadzoną w otwartym świecie. Jednak ten tutaj będzie dwa razy większy od tego z poprzedniczki! Połowę będą stanowić znane już, ale odświeżone wizualnie lokacje, a pozostałą część - całkiem nowe miejsca. Przemierzając Gotham, trafimy zarówno do slumsów, jak i do ekskluzywnych dzielnic z drapaczami chmur. Choć uniwersum zostało dwukrotnie powiększone, autorzy wcale nie wykorzystali w tym celu "pustych klocków". Każdą część Gotham opracowali z dbałością o detale i wypełnili różnorakimi wyzwaniami. Częstokroć będziemy mieli okazję komuś pomóc albo pokrzyżować plany jakimś pomniejszym rzezimieszkom, za co zostaniemy wynagrodzeni punktami reputacji (dzięki nim zwiększymy szacunek policji do Batmana) albo pożytecznym gadżetem.

Aby ułatwić nam podróżowanie po ogromnej metropolii, wprowadzono możliwość podróżowania "nietoperzym" samolotem - Batwingiem. Niestety nie będzie można osobiście zasiąść za jego sterami, podróże będą się odbywały automatycznie. Szkoda, latanie sto czy dwieście metrów nad rozświetlonym Gotham mogłoby być niezapomnianym przeżyciem.

Za Batman: Arkham Origins odpowiada nowe studio - Warner Bros. Montreal. Nie zamierza ono jednak ryzykować, urządzając niepotrzebne popisy i zmieniając to, co dobre, na swoje (niekoniecznie dobre). Tak ważne dla gry elementy, jak walka, pozostaną w głównej mierze niezmienione. Batman otrzyma co prawda kilka nowych ciosów, ale mechanika pozostanie ta sama i opierać się będzie głównie na kontratakach i automatycznych ciosach. Człowiek-Nietoperz zostanie także wyposażony w kilka nieznanych do tej pory gadżetów, takich jak pistolet wystrzeliwujący dwie linki z hakiem, za pomocą których będziemy mogli przyciągnąć do siebie dwa dowolne obiekty (przeciwników też).

W rozgrywce pojawią się też nowości. Znajdziemy je na przykład w trybie detektywistycznym. Pojawią się w nim hologramy, wyświetlane na miejscach zbrodni i przedstawiające ostatnie chwile ofiary. Będziemy je mogli odtwarzać dowolną ilość razy, aby dopatrzeć się jak największej liczby istotnych dla sprawy szczegółów. Dochodzenia w Batman: Arkham Origins mają być bardziej rozbudowane niż do tej pory, a po ich zakończeniu usłyszymy z ust Batmana zwięzłe podsumowanie. Ta część gry ma się zmienić z dodatku w ważny, integralny element zabawy.

To wszystko brzmi bardzo dobrze. Ten sam Batman, tylko znacznie obszerniejszy, z ulepszonym trybem detektywistycznym, paroma nowinkami i (prawdopodobnie) ładniejszy. Jeśli Warner Bros. Montreal przeskoczy poprzeczkę, ustawioną bardzo wysoko przez Rocksteady, będziemy mieli do czynienia z dużym przebojem. Oby.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Batman: Arkham Origins | Warner Bros.
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy