Razer Deathadder V2 - test myszki

​Początek roku nie przyniósł zbyt wiele wartych uwagi premier gier, ale za to jest co śledzić, jeśli idzie o premiery sprzętowe. Jedną z nowości, którym z chęcią przyjrzeliśmy się bliżej, była mysz Razer Deathadder V2.

Gryzoń trafił do nas kilka dni temu i czym prędzej przystąpiliśmy do jego testów. Nie spodziewaliśmy się żadnej rewolucji, wszak - jak sama nazwa wskazuje - nie mamy do czynienia z produktem zupełnie nowym, tylko z odświeżoną i ulepszoną wersją myszki, którą Razer przedstawił światu już dobrych kilka lat temu. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że wprowadzone zmiany to jedynie kosmetyka, ale po bliższym zapoznaniu okazuje się, że producent trochę bardziej się postarał.

Mocno wyprofilowany, podłużny kształt myszy poznaliśmy już przy okazji pierwszej wersji. Sprawdza się on doskonale w przypadku chwytu typu szpon. Z kolei zastosowane materiały zapewniają komfort użytkowania i pewny chwyt. Mysz nie ślizga się w dłoni nawet przy intensywnej rozgrywce. Jedyny mankament to podatność na zakurzenie, ale to drobnostka. Wystarczy chwycić raz na czas za szmatkę i po problemie (w końcu i tak powinno się to robić regularnie, niezależnie od ilości kurzu).

Reklama

Liczba i umiejscowienie przycisków nie zaskakuje. Poza dwoma głównymi mamy jeszcze dwa boczne (po lewej stronie), dwa mniejsze pod rolką, rolkę oraz jeden do zmiany profilu od spodu. W zupełności wystarczająco. Co ważne, wszystkie przyciski możemy programować za pomocą dedykowanego oprogramowania. Możemy w nim także decydować o sposobie podświetlenia, obejmującego logo oraz scroll i mogącego wyświetlać 16,8 mln kolorów, czy ustawiać profile.

Skoro budową Razer Deathadder V2 przypomina do złudzenia poprzednika, to gdzie tkwią wspomniane wcześniej zmiany? We wnętrzu! Sercem myszki jest nowocześniejszy, bardziej dopracowany sensor - Razer Focus+ - który powstał przy współpracy z firmą Pixart. Zapewnia on rozdzielczość do 20 000 DPI przy dokładności 99,6% (według producenta, nikt w branży nie może się popisać tak dobrym wynikiem), śledzenie na poziomie 650 IPS oraz przyspieszenie 50 G. Gwarantuję, że trudno będzie wam znaleźć grę, w której wykorzystacie w pełni potencjał tej myszki. Jednak niezależnie od tego, jaki tytuł wybierzecie, powinniście poczuć, że macie do czynienia z produktem z wysokiej półki. Razer Deathadder V2 zapewnia niesamowicie płynny i precyzyjny ruch, bez jakichkolwiek przeszkód, a do tego rewelacyjną stabilność, nawet na nie najlepszym podłożu (zastosowane teflonowe ślizgacze sprawdzają się doskonale).

Razer Deathadder V2 to mysz, która może nie wyróżnia się wyglądem (choć po włączeniu podświetlenia prezentuje się niczego sobie), ale za to sprawdza się świetnie w praktyce (nie musisz być profesjonalnym graczem, aby poczuć różnicę), oferując przy okazji ponadprzeciętny komfort oraz wytrzymałość (przełączniki powinny wytrzymać do 70 milionów aktywacji). Czy warto więc zapłacić za tę mysz nieco ponad 300 złotych? Jeśli tylko regularnie grywasz - nieważne, czy offline, czy online - to jak najbardziej tak. Choć różnicę poczujesz prawdopodobnie także podczas standardowej pracy z komputerem.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Razer
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama