Yesterday Origins - recenzja

Yesterday Origins /materiały prasowe

Niektórzy deweloperzy próbują wprowadzać rewolucyjne pomysły, inni zaś skupiają się na jak najlepszym wykorzystaniu dotychczasowych rozwiązań.

Zespół Pendulo Studios należy do tej drugiej grupy. Wydana w 2002 przygodówka jego autorstwa - Yesterday - nie wprowadzała powiewu świeżości do reprezentowanego gatunku. Ale wcale nie potrzebowała tego robić! Graczy przyciągnęła historią, kreacjami bohaterów, poczuciem humoru... I teraz, po czterech latach, kontynuacja zatytułowana Yesterday Origins próbuje zrobić to samo. Jak jej to wychodzi? Według nas, co najmniej tak dobrze, jak pierwowzorowi!

Yesterday Origins opowiada zupełnie nową historię, która nie wymaga od gracza znajomości części pierwszej. Co prawda twórcy zawarli w niej szereg nawiązań do pierwowzoru, więc jeśli chcecie czerpać maksimum przyjemności z zabawy, warto, abyście wcześniej nadrobili zaległości i przeszli Yestarday (tym bardziej, że to po prostu bardzo dobra gra!), ale i bez tego produkcja Pendulo Studios powinna was oczarować.

Reklama

Na początku Yesterday Origins przenosimy się do okresu hiszpańskiej inkwizycji i poznajemy chłopca wywodzącego się z rodziny szlacheckiej, który zostaje oskarżony o bycie... synem szatana. Znajduje się właśnie w celi, w której oczekuje na wyrok w swojej sprawie. Naszym pierwszym zadaniem jest, a jakże, wydostanie się z uwięzi. Niedługo później przenosimy się do współczesności i poznajemy znanego z pierwowzoru Johna Yesterdaya. Bohater ten jest obdarzony nieśmiertelnością. Każdorazowo, gdy zginie, odradza się na nowo, nie pamiętając jednak, czego doświadczył w poprzednim wcieleniu.

Scenariusz Yesterday Origins intryguje i aż do samego końca trzyma nas w stanie zaciekawienia. Jednak nie nastawiajcie się na zbytnią dynamikę. Podobnie jak w pierwowzorze, mamy tutaj do czynienia z historią rozwijającą się powoli, stopniowo... Z początku trudno nam się połapać w tym, co się dookoła dzieje, ale z czasem coraz więcej rzeczy zaczyna nabierać sensu. Z tego niespiesznego odkrywania tajemnic można czerpać naprawdę mnóstwo przyjemności i satysfakcji.

Sama rozgrywka nie powinna być dla nikogo zaskoczeniem. Ot, podobnie jak w "jedynce", w Yesterday Origins przemierzamy kolejne lokacje, prowadzimy dialogi z napotkanymi postaciami (jest ich tutaj naprawdę mnóstwo), zbieramy przedmioty i informacje na różne tematy, rozwiązujemy łamigłówki (niezbyt trudne, trzeba dodać). Klasyka. To wszystko zostało okraszone specyficznym, mogącym się podobać poczuciem humoru oraz budowaną na każdym kroku tajemniczą atmosferę. Yesterday Origins to gra, która pod każdym względem została wykonana wprost wzorowo.

Klimat buduje oczywiście także oprawa audiowizualna. Warto wspomnieć, że Pendulo Studios po raz pierwszy w swojej historii zaprojektowało w pełni trójwymiarowe lokacje. Wyglądają one naprawdę nieźle, podobnie jak postacie. Nie licząc jedynie... mimiki tych drugich, która w dalszym ciągu kłuje w oczy. Natomiast nie sposób napisać złego słowa o udźwiękowieniu. Yesterday Origins posiada świetny dubbing oraz tło muzyczne.

Yesterday Origins to wzorowo wykonana przygodówka. Posiada absolutnie wszystko, czego oczekuje się po reprezentantkach tego gatunku: wciągającą fabułę, ciekawe postacie, ładnie zaprojektowane lokacje, przystępne łamigłówki, a do tego dobrze zbudowaną atmosferę, poczucie humoru i świetny dubbing. Jeśli idzie o wady, to trudno wskazać jakąkolwiek. No, chyba że ktoś oczekuje od przygodówki rewolucyjnych rozwiązań. Tych tutaj brak. Ale dla nas to akurat żadna wada.

Warto dodać, że Yesterday Origins to jedna z niewielu tak dobrych przygodówek, w które można zagrać nie tylko na pecetach, ale również na konsolach. Pendulo Studios przygotowało wersję zarówno na PlayStation 4, jak i na Xboksy One.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy