Yakuza: Like a Dragon - recenzja

Yakuza: Like a Dragon /materiały prasowe

​Yakuza to świetna seria, która jednak od pewnego czasu stawała się coraz bardziej monotonna. W końcu przyszła pora na zmiany.

Studio Ryu Ga Gotoku podjęło decyzję o rewolucji, która w mojej opinii była jak najbardziej słuszna. Ostatnie odsłony serii Yakuza niezmiennie wciągały, ale w zasadzie każda z nich oferowała to samo, co poprzednia. Grając w każdą kolejną, można było odczuć znużenie. Aż do teraz. Yakuza: Like a Dragon to zupełnie nowa historia, w której poznajemy nowe wątki, nowych bohaterów oraz nowe miejsca. Ba, wyraźnie zmiany zaszły także w samej rozgrywce.

Yakuza: Like a Dragon opowiada historię Ichibana Kasugi, który pod koniec 2001 roku w wyniku serii nieszczęśliwych zdarzeń trafia do więzienia na piętnaście lat. Ostatecznie jego kara zostaje wydłużona jeszcze o trzy lata. W końcu mężczyzna wychodzi na wolność - osiemnaście lat starszy, wyraźnie odmieniony, ale z wolą walki. W tym momencie wkracza do akcji gracz, który będzie miał okazję prześledzić burzliwą i niezwykle wciągającą opowieść o dalszych losach Ichibana.

Reklama

Fabuła to - podobnie jak w poprzednich odsłonach - jedna z mocniejszych stron gry. Tym razem przenosimy się nie do tokijskiego Kamurocho, a do dzielnicy Isezaki Ijincho w Jokohamie, gdzie toczy się jedna wielka wojna o wpływy pomiędzy Japończykami, Chińczykami i Koreańczykami. Tak więc po raz kolejny śledzimy wciągającą po uszy gangsterską historię, choć w Yakuza: Like a Dragon znalazło się także miejsce na głębszą opowieść o upadku i powstawaniu głównego bohatera, a także o problemach, z którymi mierzy się współczesny świat, nie tylko Japonia. Od samego początku aż do końca produkcja Ryu Ga Gotoku intryguje, zaskakuje i trzyma w napięciu.

Wspomniałem na wstępie o zmianach w rozgrywce. Są one dość wyraźne. O ile eksploracja i sposób prezentacji fabuły pozostały takie same, jak w poprzednich odsłonach, o tyle już mechanika walki oraz system rozwoju bohaterów zbliżają Yakuza: Like a Dragon do miana RPG-a. Po pierwsze - tak, dobrze przeczytaliście, "bohaterów", a nie "bohatera". W grze kierujemy nie jedną postacią, a kilkoma. Każda z nich reprezentuje odmienną klasę (jak... barmanka, policjant czy piosenkarz), posiada inne silne i słabe strony oraz specjalne umiejętności (jak... przywołanie stada gołębi), które trzeba nauczyć się wykorzystywać. Po drugie - po każdej walce oraz wykonanym zadaniu nasza drużyna zdobywa doświadczenie, które pozwala awansować na kolejne poziomy. Z czasem bohaterowie zyskują na sile i coraz lepiej radzą sobie z licznymi wrogami. Wreszcie po trzecie - starcia rozgrywają się teraz w turach, co sprawia, że są zdecydowanie bardziej taktyczne niż zręcznościowe. To świetne posunięcie ze strony twórców, które wyraźnie odświeża dotychczasową rozgrywkę. Pod wieloma względami nowej Yakuzie bliżej do japońskich RPG-ów niż do ostatnich odsłon serii.

Ale spokojnie, w grze wciąż czuć ducha poprzedniczek. Yakuza: Like a Dragon pozwala poczuć charakterystyczny klimat japońskiej dzielnicy, ogarniętej wojną pomiędzy gangami, ale także zagłębić się w bardziej kameralne wątki, związane z poszczególnymi bohaterami. W dalszym ciągu czeka na was oglądanie niezliczonych, wzorowo wyreżyserowanych przerywników filmowych. Są tutaj fragmenty, podczas których więcej się ogląda niż gra.

Świetnie wypada także nowa lokacja, kilkakrotnie większa od Kamurocho. Jednak nie tylko miejsce akcji się rozrosło. Także sama gra jest ogromna - samo wprowadzenie trwa na dobrą sprawę kilka godzin, a ukończenie całości to kwestia grubo ponad 30 godzin. Autorzy w kolejnych rozdziałach wprowadzają coraz to nowe mechaniki, dzięki czemu trudno się nudzić. Yakuza: Like a Dragon poza rozbudowanymi zadaniami fabularnymi, rzecz jasna, zawiera także szereg aktywności pobocznych, jak karaoke, golf, wyścigi w zbieraniu puszek czy oglądanie filmów w kinie. To gra, z którą można spędzić miły wieczór, nie robiąc przy tym żadnych postępów w wątku głównym.

Yakuza: Like a Dragon pod względem wizualnym prezentuje się nieznacznie lepiej od ostatnich odsłon serii. Przerywniki filmowe w dalszym ciągu wyglądają rewelacyjnie, ale już podczas samej gry oprawa mogłaby być lepsza. Mam na myśli głównie otoczenie, któremu czasem brakuje szczegółowości czy lepszych tekstur. Modele postaci na tym tle prezentują się o wiele bardziej okazale. Nie mogę natomiast napisać złego słowa o udźwiękowieniu. Głosy aktorów, odgłosy i muzyka pomagają wspólnie w zbudowaniu niepowtarzalnego klimatu.

Yakuza: Like a Dragon to bardzo udana, odważna kontynuacja serii. Autorzy zdecydowali się na kilka istotnych zmian i w mojej opinii wszystkie z nich wyszły grze na dobre. Nowe miejsce akcji, nowi bohaterowie, nowe wątki, w dużej mierze nowa rozgrywka (zdecydowanie bardziej erpegowa) - to wszystko dobre posunięcia. Jednocześnie żadne z nich nie spowodowało, by gra straciła cokolwiek ze swojego dotychczasowego, oryginalnego charakteru. Pozycja obowiązkowa dla fanów i nie tylko.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy