WipEout Omega Collection - recenzja

WipEout Omega Collection /materiały prasowe

PlayStation 4 jest świetną maszyną, ale do tej pory brakowało jej jednego elementu, który charakteryzował wszystkie dotychczasowe konsole Sony - własnej wersji WipEouta. To na całe szczęście właśnie się zmieniło.

Historia cyklu WipEout nierozerwalnie łączy się z marką PlayStation. Chociaż jej pierwsze odsłony nie były tytułami na wyłączność, to właśnie na sprzęcie Japończyków seria prezentowała się najlepiej. Futurystyczne dzieła nieistniejących już dziś Psygnosis i późniejszego SCE Studio Liverpool pomagały "rozkręcić" sprzedaż konsol będąc przy tym najlepszymi pokazami ich możliwości oraz - co najważniejsze - świetnymi grami wyścigowymi, których nie da się pomylić z żadną inną produkcją.

Aż dziw bierze, że najmłodsze dziecko tokijskiego koncernu na swojego WipEouta czekało prawie cztery lata. Odsłona o podtytule Omega Collection, która właśnie zadebiutowała na PlayStation 4 nie jest zupełnie nową produkcją. To coś na wzór remastera i składanki "The Best Of" w jednym. Z tą różnicą, że jej zawartość jest znacznie lepsza od oryginału.

Reklama

W skład WipEout Omega Collection wchodzą dwie pełne gry - znany z PS Vita WipEout 2048 oraz wydany na PlayStation 3 WipEout HD... sam będący kompilacją dwóch gier z serii na PSP - i spore rozszerzenie do tej ostatniej zatytułowane Fury. Dla nie-fanów i ogólnego uproszczenia oznacza to 48 statków, za których sterami możemy szaleć na 26 trasach w ośmiu trybach rozgrywki i trzech kampaniach dla pojedynczego gracza. Wszystko to w bajecznie wyglądającym i tryskającym kolorami Full HD w 60 klatkach na sekundę (na PlayStation 4 Pro także w dynamicznym 4K i z HDR)!

Do tematu oprawy jeszcze wrócę, gdyż należy się jej więcej niż tych kilka słów, ale muszę zwrócić uwagę jak harmonijnie współgra ona z liczącym sobie ponad dwie dekady modelem rozgrywki. Ekipy XDev, Clever Beans i EPOS Game Studios odpowiedzialne za tę kompilację nie próbowały eksperymentować. Omega Collection wzorem poprzednich odsłon serii jest diabelnie szybka i nie wybacza błędów.

Po wyborze odpowiedniego antygrawitacyjnego bolidu stajemy do walki z czasem, SI lub innymi graczami i - przede wszystkim - samym sobą. Możecie zapomnieć o popularnej w ostatnich latach funkcji "przewijania", która pozwala pokonać raz jeszcze zakręt, w który przed chwilą źle weszliśmy. Trzeba pozostać skupionym przez cały czas i to w każdym wariancie rozgrywki. Wartą wyróżnienia jest tak zwana Strefa - wariant, w którym naszym celem jest utrzymanie się na trasie jak najdłużej przy bombardujących oczy kolorach i bolidzie, który nie przestaje się rozpędzać.

W przypadku wyścigów, w których do gry wchodzą zebrane na trasach bronie, liczy się także szczęście. Trwającą siedem okrążeń bitwę o pierwsze miejsce może zakończyć wystrzelona przez inny statek rakieta, która pozbawi nas złotego medalu na ostatniej prostej. Gra nie pozostawia złudzeń, że opcja "powtórz wyścig" będzie jedną z najczęściej wybieranych. Dobrze, że wczytywanie danych jest ultraszybkie...

Na otarcie łez pozostaje wybór trzech różnych poziomów trudności i opcjonalna "asysta pilota", która automatycznie będzie odbijać nas od ścian. Wiedzcie jednak, że jej włączenie, to nic innego jak dowód tego, że nie potraficie sprostać wyzwaniu. Kompanem waszego cierpienia może być na szczęście drugi gracz siedzący obok was. Kanapowy tryb multi to jeden z największych plusów całej składanki i powód, dla którego wasza przygoda z tym tytułem nie skończy się zbyt szybko.

"Staroszkolność" Omega Collection podkreśla również jego oszczędność. Darowano nam wciśnięty na siłę tryb fabularny. WipEout to w końcu "czyste wyścigi" i to podejście należy szanować. Podobnie jak ilość pozornie nic nie znaczących detali, którymi wypełniono świat futurystycznej Formuły 1. Polecam zwrócić uwagę na projekt samych bolidów i tras oraz obecne na nich elementy i... reklamy. Chociaż nie grają one pierwszych skrzypiec, to pomagają uwierzyć w snutą przez projektantów wizję przyszłości.

Wyraźnie zaznaczyłem, że całość składa się z wydanych już wcześniej gier. Sam WipEout HD liczy sobie już blisko dziesięć lat. Nie myślcie jednak, że w 2017 na ekranach wypasionych telewizorów zobaczycie dokładnie to samo, co na PS3 lub małym ekranie Vity. Szata graficzna została gruntownie odświeżona. Jeśli chodzi o płynność rozgrywki to Omega Collection właściwie nie ma sobie równych. Zaburzenia w ilości wyświetlanych klatek? Wolne żarty! Do tego dochodzą ostre jak brzytwa tekstury, skomplikowane modele i efekty świetlne. Te słowa mogą szokować, ale ten z pozoru zwykły remaster jest obecnie jedną z najpiękniejszych gier na PlayStation 4. Przekonacie się o tym łapiąc się na ciągłym odpalaniu trybu cykania fotek.

Świetną oprawę wideo uzupełnia równie cudowna, jeśli nie lepsza, ścieżka dźwiękowa. Wśród blisko 30 elektronicznych kompozycji nie ma ani jednej, która nie zachęcałaby do jeszcze bardziej agresywnego lotu, czy jeszcze jednej próby pobicia rekordu (lub w wielu przypadkach samego ukończenia wyścigu). Wśród przygrywających kawałków znajdziecie utwory autorstwa między innymi The Prodigy, Addiktion, The Chemical Brothers czy grupy Noisia.

Wady? WipEout Omega Collection poza mistrzowskim odświeżeniem mających już po kilka lat tytułów nie dodaje od siebie nic nowego. Brak nowych tras, czy możliwości zaprojektowania własnego bolidu lub chociaż "oklejenia" go wymyślonym wzorem należy uznać za zmarnowany potencjał. Podobnie jest z brakiem obsługi PlayStation VR. Produkcja ta aż się o to prosi!

"Nowy" WipEout to nie tyle zastrzyk, co potężny kop nostalgii. Omega Collection to przykład dla innych twórców, jak należy odświeżać swoje dawne hity. Fani zasłużonej serii już zapewne grają, "świeżakom" polecam uzbroić się w trochę pokory i spróbować. Nie pożałujecie, a oczy i uszy tylko wam za to podziękują.

Michał Ostasz

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy