Warlords of Aternum – recenzja

​Warlords of Aternum to przykład opartej na nieskomplikowanych zasadach oraz przystępnym modelu biznesowym gry strategicznej, która pozwala przyjemnie spędzić czas.

Warto na wstępie zaznaczyć, że nie mamy do czynienia z nową produkcją. Za powstanie projektu odpowiada niemieckie studio Wooga, które wydało tytuł w ubiegłym roku. W lutym dzieło developerów zza naszej zachodniej granicy wykupiło jednak specjalizujące się w pozycjach sieciowych InnoGames.

Firma spędziła ostatnie sześć miesięcy na udoskonalaniu różnych aspektów gry. Owocem starań nowych właścicieli jest aktualizacja, która wprowadziła szereg niedostępnych wcześniej elementów oraz zmieniła nazwę na Warlords of Aternum.

Nie miałem styczności z poprzednią wersją produkcji, więc trudno mi się ustosunkować do zaimplementowanych zmian. Postanowiłem więc skupić się na jednym: sprawdzeniu czy całość jest po prostu dobra.

Reklama

Osoby poszukujące w grach wciągającej fabuły, mogą się rozczarować, ponieważ historia stanowi jedynie pretekst do dalszych zmagań. Akcję osadzono w świecie fantasy, w którym panoszą się orki. Naszym zadaniem jest - jak nietrudno się domyślić - pozbycie się stworów. Postacie, którymi kierujemy, wypowiadają różne kwestie, ale dialogi są do bólu sztampowe, żywcem wyjęte z filmu klasy Z.

W toku rozgrywki podbijamy kolejne skrawki terenu o sporych rozmiarach, wydzierając je z rąk wrogów. Wygrywanie walk odblokowuje dostęp do kolejnych obszarów, które trzeba wcześniej odkryć z pomocą wysyłanych ekspedycji. Tego typu wyprawy trwają jednak od minuty po nawet 16 godzin rzeczywistego czasu. Tradycyjnie wraz z każdym następnym regionem rośnie poziom trudności.

Warlords of Aternum jest strategią turową, co oznacza, że bitwy budzą skojarzenia z serią Heroes of Might & Magic. Starcia toczą się na podzielonej na pola (heksy) planszy. Na początku w wyznaczonych miejscach ustawiamy nasze jednostki (liczba oddziałów, z których możemy skorzystać, różni się w zależności od potyczki), którymi później atakujemy oponentów.

W grze znalazło się szereg odmiennych typów wojsk, które zdobywamy podczas zabawy, a każdy ma swoje mocne i słabe strony. Mechanika opiera się na zasadzie "papier-kamień-nożyce" - dany żołnierz może być lepszy od innego podkomendnego, ale okaże się słabszy w starciu z kolejnym.

Przykładem są włócznicy radzący sobie z kawalerią, której ulegną jednak osobnicy wyposażeni w tarcze oraz łucznicy. Jak nietrudno się domyślić, przewaga nad daną jednostką przekłada się na dodatkową liczbę zadawanych obrażeń.

Podopieczni dysponują uzyskiwanymi w trakcie rozgrywki umiejętnościami. Te są przydatne - na przykład zdolność konnicy polegająca na przepchnięciu wroga na sąsiedni heks - ale raczej nie odgrywają dużej roli w poszczególnych bitwach.

Nieco inaczej jest ze specjalnymi polami na mapie. Na niektórych arenach umieszczono miejsca gwarantujące pewne modyfikatory - krzaki zmniejszą liczbę otrzymywanych obrażeń, a pagórki i wzniesienia zwiększą siłę ofensywy wyprowadzanej wobec rywala znajdującego się niżej.

Na papierze brzmi to może nieco skomplikowanie, ale w praktyce jest dosyć prosto. Starcia tak naprawdę sprowadzają się głównie do atakowania wrogów, nad którymi dany podkomendny ma przewagę, oraz zajmowania korzystnych pozycji.

W pewnym momencie uświadomiłem sobie, że kolejne bitwy wygrywam poniekąd z marszu, nie zastanawiając się zbyt długo nad kolejnymi działaniami. Nie jest to jednak nic złego - pamiętajmy, że mamy do czynienia z grą mobilną. Produkcji na smartfony i tablety nie projektuje się z myślą o długich posiedzeniach - powinny pozwolić na toczenie szybkich rozgrywek, by umilić podróż w komunikacji publicznej czy pobyt na nudnym wykładzie. Tak jest właśnie w tym przypadku.

Przez większość czasu walczymy z szeregowymi przeciwnikami, którzy są odpowiednikami naszych jednostek. Kilkukrotnie mamy jednak okazję zmierzyć się z bossami, którzy jednak nie wyróżniają się zbytnio na tle pozostałych niemilców - są jedynie silniejsi oraz posiadają więcej punktów zdrowia.

W grze dostępnych jest wiele różnych oddziałów, problem w tym, że znaczna część podkomendnych w obrębie danego typu wojsk jest do siebie bliźniaczo podobna. Przykładem są dwie grupy włóczniczek - Royal Pikes i Pikes of Xataka - które różnią się tylko wyglądem. Najwyraźniej twórcy ograniczyli się jedynie do podmiany modelu postaci. A mogli pokusić się o większą odmienność.

System postępów w Warlords of Aternum nie odbiega zbytnio od tego, co znamy na przykład ze Star Wars: Galaxy of Heroes. Podczas zabawy gromadzimy więc powiązane z konkretną jednostką odłamki, a po zebraniu odpowiedniej liczby okruchów odblokowujemy określonych podwładnych lub zwiększamy ich ogólny poziom - symbolizowany gwiazdkami - wzmacniając przy tym statystyki.

Wraz z każdą bitwą wojska uczestniczące w potyczce zbierają punkty doświadczenia, które pozwalają osiągać następne rangi. Limit tych ostatnich uzależniony jest jednak od poziomu profilu gracza, który można ulepszyć wykonując różnego rodzaju czynności w trakcie zabawy. Wspomniany mechanizm jest właśnie jedną z największych nowości wprowadzonych w zaktualizowanej wersji produkcji.

Autorzy przygotowali również wyposażenie - podczas rozgrywki kolekcjonujemy sprzęt, który możemy przypisać podwładnym. Ekwipunek obejmujący rozmaite przedmioty, broń, pancerze czy chorągwie zapewniają bonusy do statystyk. Wszystkie narzędzia - poza pierwszymi z wymienionych - można rozbudować w dostępnej w grze kuźni.

System rozwoju jest przejrzysty. Oczywiście rozwiązanie ma w sobie elementy tak zwanego "grindu", ale całość nie jest uciążliwa. Wręcz przeciwnie - chęć zdobycia kolejnych odłamków danych jednostek motywuje do dalszej zabawy. Zwłaszcza, że developerzy nie wprowadzili typowych dla gier F2P ograniczeń w formie energii, więc - o ile nie przegramy jakiegoś pojedynku, bo wówczas musimy poczekać, aż żołnierze się zregenerują - można grać bez większych przerw.

W Warlords of Aternum funkcjonują dwie waluty - złoto oraz diamenty. Pierwsza - gromadzona podczas rozgrywki - służy między innymi do przypisywania podwładnym przedmiotów czy ulepszania broni lub pancerzy. Kruszec wykorzystujemy także do wykupywania podstawowych skrzynek z losową zawartością (ekwipunkiem lub okruchami oddziałów) oraz odblokowywania odkrytego wcześniej terenu.

Drugi surowiec jest cenniejszy. Z jego pomocą można przyspieszyć zróżnicowane procesy zachodzące podczas zabawy - na przykład czas niezbędny do rozbudowania określonego wyposażenia czy zbadania wybranego regionu mapy.

Waluta ma także inne zastosowania - pozwala nabyć kufry o bogatszej zawartości oraz uleczyć poległych podwładnych. Minerał zdobywa się jednak nie tylko w toku zabawy, ale również za prawdziwe pieniądze w ramach mikrotransakcji.

Model wykorzystany przez twórców nie jest jednak uciążliwy dla gracza i nie powinien zrujnować portfela. Złoto zdobywa się w stosunkowo szybkim tempie, a po dosyć krótkim czasie zauważamy, że dysponujemy też sporym zapasem diamentów.

Sporą zaletą jest fakt, że ceny nie są nazbyt wysokie. Owszem, kufry swoje kosztują, ale co kilkanaście godzin jesteśmy uprawni do darmowego otworzenia dwóch skrzynek - podstawowej oraz nieco bogatszej.

Natomiast uleczenie poległych żołnierzy to koszt około dwunastu diamentów, ale kilka razy w ciągu dnia jednostki można zregenerować wyświetlanymi za darmo reklamami. Inna sprawa, że wojacy wrócą do pełni sił po upływie określonego i niezbyt długiego czasu. Jeżeli więc nam się nigdzie nie spieszy, możemy poczekać.
Innymi słowy - w Warlords of Aternum można bez przeszkód grać bez konieczności wydawania ani grosza. Przynajmniej mi się tak udało. Oczywiście niewykluczone, że im dalej w las, tym pokusa do przeznaczenia pieniędzy na wirtualne zakupy jest większa, choć póki co - nie jest źle.

Całość okraszono zaś miłą dla oka oprawą graficzną. Zarówno pola bitew (są nie tylko lokacje pokryte zielenią, ale również śniegiem), jak i modele poszczególnych jednostek prezentują się ładnie. Rzecz jasna nie ma co liczyć na wodotryski, ale produkcja nie razi brzydotą.

Warlords of Aternum to przyjemna strategia turowa. Nie rewolucjonizuje gatunku, ale pozwala miło spędzić czas. Nieskomplikowane mechanizmy rozgrywki oraz - przede wszystkim przystępny model biznesowy nie odrzucają od zabawy, jak to bywa w przypadku wielu innych gier mobilnych. Warto dać produkcji szansę. Szczególnie, że zabawa nic nie kosztuje, a całkiem prawdopodobne, że tytuł przypadnie wam do gustu.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy