Warhammer Quest - recenzja

Już dawno nie graliśmy w naprawdę dobrą grę w uniwersum Warhammera (nie 40k, tylko tradycyjnego). Mieliśmy nadzieję, że taką okaże się Warhammer Quest...

Niestety, przeliczyliśmy się. Warhammer Quest to produkcja bazująca na oryginalnej grze planszowej od Games Workshop, pochodzącej z 1995 roku. Podobnie jak tam, kontrolujemy tutaj czwórkę śmiałków - barbarzyńcę, krasnoluda, elfa oraz maga - i przebijamy się przez generowane losowo korytarze i komnaty, stawiając czoło rozlicznym potworom. Z początku są to pomniejsze kreatury, takie jak nieco przerośnięte pająki, ale później poziom trudności rośnie, bo na naszej drodze stają coraz większe i groźniejsze stwory.

A propos poziomu trudności jeszcze - przed rozpoczęciem rozgrywki możemy wybrać spośród trzech stopni. Czym wyższy, tym silniejsi wrogowie, a na najwyższym dodatkowo nasi bohaterowie nie mogą zostać przywróceni do życia. Na najniższym nawet początkujący gracze powinni sobie poradzić. Pytanie tylko, czy będą w ogóle zainteresowani taką formą rozrywki?

Reklama

Tak jak w papierowym oryginale, w wirtualnym Warhammer Quest zawarto kilka elementów znanych z RPG-ów. Ot, mamy losowość dotyczącą trafień oraz liczby zadanych obrażeń (choć nie zobaczycie tu wyników rzutów kośćmi, zostały one ukryte) czy zbieranie lootu (broni, pancerza, złota) po pokonanych przeciwnikach. Jest też księga czarów, których może uczyć się mag. Nie oczekujcie zaawansowanej mechaniki - Warhammer Quest to w gruncie rzeczy prosta gra.

I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że jest także... nudna. Cała rozgrywka toczy się w turach, w których możemy poruszać się naszymi bohaterami (po dużych, kwadratowych polach), rzucać czary, leczyć kompanów, a także - rzecz jasna - atakować wrogów. Na tury podzielone zostały nie tylko walki, ale także eksploracja, która ma miejsce pomiędzy nimi. Co oznacza, że spędza się tutaj sporo czasu na żmudnym klikaniu i przesuwaniu "pionków" po polach w stronę miejsc, w których w końcu coś się wydarzy. A do tego nasze postacie poruszają się dość powoli. W szczególności mamy na myśli sytuacje, w których muszą się obrócić. Ogólnie - wolne tempo, powtarzalność, nuuuda.

Warhammer Quest wcześniej ukazał się w wersji na smartfony i tablety. Tam być może sterowanie było wygodne, ale na pececie, obsługiwanym klawiaturą i myszą, już nie jest. W ciągu kilku godzin spędzonych z grą zebraliśmy kilka zarzutów dotyczących interfejsu. Pierwsze z brzegu: brak możliwości przesuwania ekranu klawiszami (musimy wcisnąć lewy przycisk myszy i trzymać go, aby móc poruszać widokiem) czy brak opcji zakończenia tury na przykład spacją (musimy odklikać zaznaczonego bohatera, aby wyświetlić przycisk "end turn" u dołu ekranu, który następnie musimy wcisnąć). Widać, że mamy do czynienia z bezpośrednim portem w skali 1:1, a nie z grą przeniesioną w sposób inteligentny z ekranów dotykowych na komputery osobiste.

Zaskakujące jest to, że w tak miernej grze znalazło się miejsce na tak interesującą narrację. Nie jest ona może mistrzowska, ale na kolejnych etapach możemy przeczytać dość interesująco napisane teksty (pojawiają się w wyskakujących na środku ekranu okienkach). To jedna z mocniejszych stron Warhammer Quest. Miłośnicy tego uniwersum powinni to docenić.

Nie docenią natomiast na pewno oprawy audiowizualnej Warhammer Quest. Graficznie nie różni się on od swojego tabletowo-smartfonowego pierwowzoru. Po rozciągnięciu rozdzielczości wygląda bardzo kiepsko i zdecydowanie lepiej grać weń w okienku. Dlaczego autorzy nie pomyśleli o tym, aby wprowadzić do pecetowej edycji możliwość zmiany rozdzielczości? To powinna być pierwsza rzecz, o której się myśli, przenosząc grę z małych ekranów na duże! A co do udźwiękowienia... cóż, równie dobrze mogłoby go tu nie być.

Warhammer Quest to niestety mierna gra, przy której nie wytrzymacie raczej dłużej niż kilkanaście minut do najwyżej pół godziny. Jest zbyt powolna, powtarzalna i nużąca. Fani uniwersum pomimo tego mogą być zainteresowani, ale raczej tylko oni. Tym bardziej, że za tę przyjemność należy zapłacić na Steamie 15 euro, co po przeliczeniu kwotę ponad 60 złotych!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama