Warhammer 40,000: Shootas, Blood & Teef - recenzja - "mała" gra, a ucieszy fanów

Gdyby nie to, że któregoś dnia do mojej redakcyjnej skrzynki trafił klucz na Warhammer 40,000: Shootas, Blood & Teef, prawdopodobnie nawet bym o tej grze nie usłyszał.

Założę się, że większość z was nie natrafiła nawet na wzmianki o produkcji studia Rogueside. O tym, jak niszowy jest to tytuł, świadczy choćby liczba ocen na Metacriticu. 12 recenzji prasowych, 0 ocen użytkowników (w przypadku wersji na PC). No nie, na pewno nie jest to popularna gra. A szkoda, bo bawiłem się przy niej świetnie. Lepiej niż - na przykład - przy znacznie bardziej rozsławionym Forspoken (którego recenzję znajdziecie tutaj [LINK]).

Warhammer 40,000: Shootas, Blood & Teef to ręcznie rysowana, płynnie animowana przygodówka w teorii, a strzelanka w praktyce, w której przenosimy się do popularnego uniwersum, by biegać, skakać i strzelać. Nie musicie się zbytnio przejmować fabułą. Główny bohater - kawał orka, trzeba przyznać - poprzysięga zemstę na niejakim Ogruku Gutrecce. Aby jej dokonać, przebije się przez setki wrogów w mieście Luteus Prime - orków, ludzi i nie tylko. A to wszystko po to, by... odzyskać skradzione przez Gutrekkę włosy.

Reklama

Warhammer 40,000: Shootas, Blood & Teef to gra w starym, dobrym stylu. Jeśli kojarzycie takie tytuły, jak na przykład seria Metal Slug, wiecie, co was czeka. Obejmujecie kontrolę nad postacią, chwytacie za broń i biegniecie od lewa do prawa, strzelając do wszystkiego, co się rusza. Mechanika prosta jak but orka, a zarazem niezwykle przyjemna i wciągająca.

Kilka pomysłów sprawia, że Warhammer 40,000: Shootas, Blood & Teef to coś więcej niż przeciętny shoot'em up, który "odkłada się na półkę" po 20 minutach. Po pierwsze gra pozwala nam wybrać spośród czterech klas postaci, które - jeśli jedna czy druga nam się znudzi - możemy zmieniać swobodnie podczas zabawy. Po drugie do naszej dyspozycji oddano aż dwadzieścia giwer, począwszy od pistoletów, poprzez karabiny, a na miotaczach ognia i wyrzutniach rakiet skończywszy.

Po trzecie plansze nie tylko są różnorodne i pomysłowe, ale także skrywają sporo zakamarków, w których czekają na nas przydatne znajdźki. Przed każdą kolejną misją byłem ciekaw, co na mnie czeka tym razem. Po czwarte na końcu każdego etapu czeka na nas walka z bossem, w której mamy szansę się wykazać refleksem i giętkimi palcami. Z czasem poziom trudności rośnie. Także w starciach z bossami.

A tak poza tym wszystkim w Warhammer 40,000: Shootas, Blood & Teef po prostu przyjemnie się strzela. Grając solo, a co dopiero, gdy włączymy kooperację. W coopa można grać zarówno online, jak i offline, nawet we cztery osoby. Wtedy dopiero się dzieje! A jeśli wolicie konkurować, czeka na was także tryb PvP.

Warhammer 40,000: Shootas, Blood & Teef prezentuje się naprawdę ładnie. Ręcznie rysowane plansze i postacie cieszą oko, animacja jest płynna, a podczas starć na ekranie naprawdę dużo (na szczęście nie za dużo) się dzieje. Z kolei z głośników dobiega do nas cały czas ostra, heavymetalowa muzyka w wykonaniu Deona van Heerdena (Broforce, From Space). Soundtrack doskonale podkreśla atmosferę nieustannej, totalnej rozwałki.

Warhammer 40,000: Shootas, Blood & Teef to gra obowiązkowa dla miłośników uniwersum, ale według mnie świetnie będzie się przy nim bawił każdy, kto lubuje się w szybkich, dynamicznych shoot'em upach, w których mało się myśli, a dużo strzela. Naprawdę dużo. Główny minus tej gry, który powstrzymuje mnie od wystawienia wyższej oceny, to czas zabawy, nieprzekraczający 5 godzin.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama