Warcraft III: Reforged (2.0) – recenzja. Remaster, który w końcu daje radę
Warcraft III to gra-legenda. Niestety, remaster Warcraft III: Reforged z 2020 roku był przykładem na to, jak nie należy odświeżać klasyki. Blizzard jednak nie odpuścił i latami pracował nad poprawkami. Czy aktualna wersja remastera wreszcie oddaje właściwy hołd pierwowzorowi?
Gdy Warcraft III: Reforged pojawił się w 2020 roku, reakcje były... delikatnie mówiąc, mało entuzjastyczne. Gra oferowała mniej niż obiecywano, a błędy techniczne stały się tematem żartów na forach i memów w social mediach. Fani byli rozczarowani, a Blizzard - krytykowany za wypuszczenie produktu, który wyglądał na niedokończony.
Minęły jednak lata, a Zamieć nie porzuciła swojego dzieła. Przy okazji premiery Warcraft Battle Chest, czyli odświeżonych wersji wszystkich odsłon serii, ogłosiła, że obecny Warcraft III: Reforged to już zupełnie inna gra niż ta, z którą zetknęliśmy się cztery lata temu. Aktualizacje i łatki, z których najważniejsza to wersja 2.0, wyraźnie go zmieniły. To, co kiedyś było kulą u nogi, dziś jest bardziej przyjazne zarówno dla nowych graczy, jak i weteranów. Ja - będąc gdzieś pomiędzy, jeśli idzie o Warcrafta - bawiłem się świetnie.
Najbardziej rzucającą się w oczy zmianą w Reforged są poprawki graficzne. Jednostki, budynki i otoczenie wyglądają teraz naprawdę dobrze. Modele są szczegółowe, a efekty wizualne - czy to animacje walki, czy to efekty towarzyszące użyciu magii - nabrały nowoczesnego blasku. Oświetlenie, które wcześniej było problemem, teraz idealnie podkreśla klimat Azeroth. Naprawdę przyjemnie się patrzy na to, co dzieje się na ekranie - zarówno w statycznych, jak i w dynamicznych scenach. A jak wyglądał oryginał, możemy podejrzeć w każdej chwili. Nietrudno dojrzeć różnice.
Jednak nie wszystko jest idealne. Cutscenki, które miały być spektakularnym elementem Reforged, wciąż nie spełniają pierwotnych obietnic. Chociaż poprawiono ich jakość, daleko im do tego, co Blizzard pokazywał przed premierą. Ale cóż, w końcu to tylko remaster, a nie remake (czy ten kiedykolwiek się ukaże? To by było coś!).
Jednym z największych atutów Warcraft III jest fabuła. Kampanie wprowadzają graczy w historię konfliktu między rasami Azeroth, który prowadzi do wielkich zmian w uniwersum. To właśnie tutaj Arthas upada jako bohater i staje się Królem Liszem, co pozostaje jedną z najlepszych opowieści w historii gier. Arthas, Thrall czy Sylvanas to postacie, które do dziś budzą emocje. Reforged poprawia oprawę graficzną kampanii, ale narracja pozostała nienaruszona. To dobrze, bo Warcraft III nigdy nie potrzebował zmian w tej kwestii - fabuła broni się sama.
Pod względem mechaniki Warcraft III to wciąż mistrzowski RTS z elementami RPG-a. Kampania pozwala pokierować czterema grywalnymi rasami: ludźmi, orkami, nocnymi elfami oraz nieumarłymi (gwoli przypomnienia, w jedynce i dwójce dostępni byli tylko ludzie i orkowie). Każda z nich ma unikalny styl gry, a historie ich bohaterów łączą się w spójną, epicką fabułę. Przyjemność sprawia samo poznawanie mocnych i słabych stron poszczególnych stron konfliktu.
W Reforged poprawiono interfejs i rozdzielczość, dzięki czemu zarządzanie jednostkami stało się łatwiejsze. Nie jest to poziom, jaki reprezentowałby Warcraft III, gdyby powstał w dzisiejszych czasach, ale wszystko działa płynnie i łatwo przyzwyczaić się do sterowania. Tryb wieloosobowy, który na początku miał problemy, teraz funkcjonuje lepiej, chociaż - podobnie jak w przypadku zremasterowanej dwójki - brakuje mu rankingów i zaawansowanych statystyk. No, ale jest tu co robić - jest MOBA, jest obrona wieży, a także parę innych opcji zabawy.
Warcraft III: Reforged w wersji 2.0 pokazuje, że Blizzard - mimo wszystkich niekoniecznie pozytywnych emocji, jakie wywołuje w ostatnich latach - potrafi słuchać społeczności. Chociaż premiera była porażką, obecna wersja to solidny remaster, który pozwala cieszyć się klasyką w nowym wydaniu. Nie jest to idealny produkt, ale fani Warcrafta i RTS-ów powinni spędzić z nim wiele godzin. Aż chciałoby się, aby więcej takich gier wyglądało na światło dzienne w dzisiejszych czasach. Ach, drzewiej to było...