Unknown 9: Awakening – recenzja. Niewypał roku, a może…?
Unknown 9: Awakening łączy mistyczny świat z tajemnicami sekretnego stowarzyszenia (brzmi znajomo, prawda?). Wciąga fabularnym bogactwem, budzi apetyt na eksplorację... ale paroma rzeczami ewidentnie drażni.
Unknown 9: Awakening to jedna z największych komercyjnych porażek ostatnich miesięcy, a może i lat. Początkowy entuzjazm nie znalazł odzwierciedlenia w wynikach sprzedaży, które - delikatnie mówiąc - nie zachwyciły. Według danych Steama, liczba graczy parę dni po premierze spadła do... kilkuset. To wynik słabszy, niż przewidywali najbardziej pesymistyczni analitycy (ci teraz twierdzą wręcz, że grze grozi zapomnienie przed upływem miesiąca). Gra przeszła jakby niezauważona. Czy to dlatego, że jest kiepska? A może najwięcej do zarzucenia sobie powinni mieć marketingowcy?
Unknown 9: Awakening to gra akcji z elementami RPG, okraszona elementami mrocznego thrillera, która zwraca na siebie uwagę między innymi twarzą Anyi Chalotry, aktorki znaną z roli Yennefer z Vengerbergu w serialowym "Wiedźminie" (to akurat z marketingowego punktu widzenia wydaje się strzałem w dziesiątkę). Grana przez nią bohaterka, Haroona, to postać nietuzinkowa - zamknięta w sobie, podejrzliwa i niełatwa do polubienia (choć z czasem zaczynamy doceniać jej trudny charakter). Jest kobietą z przeszłością, której historia odsłania kolejne, mistyczne moce, a przy okazji rzuca ją w sam środek tajemnic i sekretów, które wydają się nie mieć dna. Nie jest łatwo się z nią utożsamiać, ale nie sposób odmówić jej charakteru i dobrze napisanej historii. Całość jest poprowadzona sprawnie i bez zbędnych przerywników filmowych - zamiast tego fabułę poznajemy przez dialogi i sceny w grze.
Centralnym punktem w grze jest sterowiec, baza Haroony i jej ekipy, a zarazem miejsce pełne życia i niepowtarzalnego klimatu. Wracamy tu po każdej misji, by porozmawiać z załogą, która ma dla nas nowe anegdoty, przemyślenia, a czasem też zabawne docinki. To tutaj możemy lepiej poznać postacie, które mają swoje wyraźnie zarysowane charaktery i historie. Czas spędzony na sterowcu mija zaskakująco szybko. Każdy powrót na pokład to okazja, by posłuchać barmana czy nawigatora, którzy opowiadają ze swadą o tym i owym. To wszystko buduje relacje między postaciami. Nietrudno zżyć się z tą nietuzinkową załogą.
Odwiedzane lokacje - takie jak dżungla w Indiach czy portugalskie rezydencje - są świetnie zaprojektowane i pełne detali. Aż chce się je eksplorować (ach, gdyby tylko gra mniej nas popędzała!). Niestety, obok pięknych widoków pojawiają się pewne niedociągnięcia. Mimika postaci wypada miejscami sztywno - niby nic wielkiego, ale może wybijać z rytmu przy bardziej emocjonalnych scenach (wygląda to trochę, jakby twarze postaci zatrzymały się w poprzedniej generacji konsol). Jednak świetne odwzorowanie otoczenia, dynamiczne oświetlenie i bogactwo detali sprawiają, że łatwo przymknąć na to oko.
Szkoda, że rozgrywka nie zawsze idzie w parze z klimatem i fabułą. W początkowych etapach, gdy walka wymaga skradania się, gra daje sporo frajdy - Haroona może atakować z ukrycia, korzystać ze specjalnych zdolności (podglądać wrogów przez ściany czy zdalnie wysadzać w powietrze materiały wybuchowe. Mechanika daje nam różne możliwości taktyczne za sprawą szerokiego wachlarza mocy. Jednak system nie jest wolny od wad. Im dalej w las, tym częściej jesteśmy zmuszeni do bezpośrednich starć, w których Haroona nie radzi sobie najlepiej. System rozwoju postaci pozwala inwestować w umiejętności, które rozwijają zdolności bojowe, ale ich wpływ na rozgrywkę jest ograniczony przez samą konstrukcję poziomów.
Najbardziej irytujące są starcia z przeciwnikami, którzy blokują kluczowe umiejętności Haroony i zmuszają do walki wręcz. To tak, jakby gra chwilami zapominała, że miała stawiać na eksplorację, opowieść i skradanie, a nie na dynamiczne starcia. Ponadto walka cierpi na problemy techniczne - czasem postać zablokuje się w animacji lub utknie między skałami, a stamtąd, jak pewnie się domyślacie, krótka droga do porażki. Te techniczne mankamenty potrafią wybić z rytmu, szczególnie że późniejsze etapy gry wymuszają bardziej ofensywny styl walki, który mało ma wspólnego z obiecywaną taktyką i skradaniem.
Muszę wspomnieć też o irytującym ponaglaniu przez towarzyszy. Eksploracja świata to jeden z najmocniejszych elementów Unknown 9, który byłby jeszcze lepszy, gdyby nie to, że załoga nieustannie przypomina, by "przyspieszyć" (jakby nie mogli chwilę zaczekać!). Do tego brakuje opcji zmiany poziomu trudności w trakcie rozgrywki - jeśli pomylicie się przy wyborze na początku, to przykro mi, ale musicie się z tym pogodzić... ewentualnie zacząć od nowa.
Na konsolach brakuje też trybu wydajności, przez co na PlayStation 5 (na którym to ogrywałem swój egzemplarz gry) animacja potrafi spowalniać do 40 klatek na sekundę. Gdyby nie wspomniane, intensywne fragmenty, które pojawiają się w dalszych fragmentach zabawy, można by przymknąć na to oko. A tak brakowało mi opcji obniżenia jakości grafiki w celu uzyskania stabilnych 60 FPS-ów.
Unknown 9: Awakening ma coś w sobie. Przede wszystkim świetnie napisaną fabułę, wyraziste postacie i wyjątkową atmosferę. Podczas eksploracji czy dialogów zanurzałem się głęboko w tym fantastycznym świecie. A później zniechęcałem się, gdy dochodziło do intensywnych starć i gdy dawały o sobie znać problemy techniczne. Autorzy popełnili też dziwne gafy, takie jak brak trybu wydajności czy opcji zmiany poziomu trudności podczas zabawy. Na szczęście część błędów można jeszcze naprawić. Ale i tak największy problem tkwi chyba w marketingu Unknown 9: Awakening. Gra nie jest tak zła, jak sugerują liczby. Zdecydowanie nie. Jest całkiem przyzwoita i według mnie zasługuje na większą uwagę.