UFC 3 - recenzja

UFC 3 /materiały prasowe

To nie jest gra dla mięczaków. UFC 3 naprawdę wymaga sporo. Ale sporo (przyjemności) też daje.

Cykl UFC od początku miał swoje zarówno swoje zalety, jak i wady, ale szybko dostał się do czołówki najpopularniejszych bijatyk (licząc i te zręcznościowe, i symulacyjne). Przed premierą "trójki" najwięcej obaw wiązaliśmy z planem wprowadzenia przez Electronic Arts mikrotransakcji, które potrafiły do tej pory wywołać istną burzę przy okazji Star Wars: Battlefront 2 oraz pogrzebać niemal całkowicie ostatniego Need for Speeda. Na szczęście w przypadku UFC 3 nie są one aż tak nachalne i irytujące, ale o tym w dalszej części recenzji.

Reklama

Najważniejszą częścią UFC 3 był dla nas tryb kariery, w którym mikrotransakcji - na szczęście! - nie uświadczycie. Zabawę rozpoczynamy tradycyjnie, od stworzenia zawodnika, a następnie rozpoczynamy mozolną (ale satysfakcjonującą!) wspinaczkę po kolejnych szczeblach tytułowej organizacji. Na początku czekają nas potyczki w mało znaczących wydarzeniach, ale jeśli będziemy ciężko pracować, już wkrótce zaczniemy być zapraszani na bardziej prestiżowe gale.

Każdorazowo, gdy tylko podpiszemy kontrakt na kolejną walkę, rozpoczynamy obóz treningowy, dogadując się z różnymi klubami, wyspecjalizowanymi w określonych stylach walki. W ten oto sposób możemy trenować poszczególne umiejętności, związane z walką w stójce, w parterze czy z klinczami. W klubach spotykamy także trenerów oferujących rozmaite wyzwania - zaliczając je, szlifujemy nasze ciosy, obniżamy koszty i zdobywamy dodatkowe atuty. Jednak nie samym treningiem zawodnik UFC żyje. Podczas kariery musimy także brać udział w konferencjach prasowych czy spotkaniach z fanami.

EA Sports karierę w UFC 3 zrealizowało po prostu wzorcowo. Po pierwsze - doskonale odwzorowało atmosferę tego sportu, m.in. dzięki świetnie zrealizowanym materiałom filmowym oraz udźwiękowieniu. Po drugie - dało nam naprawdę sporą swobodę w rozwoju naszego zawodnika, dzięki czemu spokojnie można podchodzić do kariery więcej niż raz (i za każdym razem testować odmienne podejście). Po trzecie - wystarczająco urozmaiciło walki, abyśmy chcieli grać nie tylko po to, aby się bić (już sam trening dostarcza sporo frajdy).

A kariera to oczywiście nie wszystko, co czeka na nas w UFC 3. EA Sports dało nam także możliwość toczenia szybkich walk (zarówno online, jak i offline) oraz wprowadziło formę zabawy o nazwie Knockout (uświetnioną przez samego Snoop Dogga), gdzie sami ustalamy, ile ciosów może otrzymać każdy z zawodników, zanim poniesie porażkę. Wspomnijmy też wreszcie o UFC Ultimate Team, czyli trybie, w którym zamknięto wszystkie tak kontrowersyjne mikrotransakcje. To format znany z serii FIFA, w którym - z grubsza rzecz ujmując - tworzymy czteroosobową drużynę, a następnie ją rozwijamy i odbywamy walki. Jeśli chcecie się bawić w UFC 3 bez wydawania dodatkowych pieniędzy, lepiej od razu sobie go odpuśćcie.

Przejdźmy w końcu do modelu walki w UFC 3. Ten już w "dwójce" był niemal doskonały, więc nie spodziewaliśmy się, że tym razem dojdzie do jakiejś rewolucji. I rzeczywiście do niej nie doszło. Jeśli idzie o walkę w parterze, to trudno nam było w ogóle zauważyć jakieś zmiany. Więcej pracy spędzono zdecydowanie nad walką w stójce, w której odczujecie na przykład rozwiązane na nowo blokowanie. Całość jest niezwykle realistyczna, wymagająca, ale przy tym satysfakcjonująca. Początki mogą być trudne nawet dla graczy z doświadczeniem w bijatykach, ale tutaj nawet po setce stoczonych walk trudno powiedzieć, że osiągnęło się mistrzostwo. Ciosów do opanowania jest tak wiele, że można się ich uczyć i szlifować je przez dziesiątki godzin.

UFC 3 doczekało się znakomitej oprawy audiowizualnej. Choć oktagon i jego otoczenie są naprawdę ładne, to - jak zwykle w bijatykach - uwagę zwraca się szczególnie na modele postaci i sposób, w jaki się poruszają. A pod tym względem najnowsza gra EA Sports wypada rewelacyjnie. Praca, którą wykonano nad przeniesieniem na komputery i konsole 234 zawodników (wśród nich znalazło się czterech Polaków: Joanna Jędrzejczyk, Karolina Kowalkiewicz, Krzysztof Jotko oraz Jan Błachowicz), bez wątpienia zasługuje na uznanie. Warto nadmienić, że część spośród nich otrzymała także charakterystyczne dla siebie ruchy oraz zachowania.

Na każdym kroku widać i czuć, że Electronic Arts nie chciało, aby UFC 3 było grą byle jaką. Taką, która przyciągnie głównie marką, a następnie wydrenuje portfele graczy mikrotransakcjami. To produkcja ze wszech miar udana (nie licząc trybu UFC Ultimate Team), którą powinni pokochać wszyscy miłośnicy mieszanych sportów walki. A także ci, którzy lubią bijatyki wszelkiej maści oraz nie lada wyzwania. Wszak opanowanie UFC 3 w stopniu co najmniej zadowalającym to długa i ciężka - ale niezwykle satysfakcjonująca - przeprawa.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy