Twin Mirror - recenzja

Twin Mirror /materiały prasowe

​Paryskie Dontnod - zwłaszcza jak na niezależne studio - jest ponadprzeciętnie produktywne. W 2017 roku wydało na świat wprawdzie tylko jedną grę (Life is Strange), ale już w kolejnym aż trzy: The Awesome Adventures of Captain Spirit, Life is Strange 2 i Vampyr. A w 2020 po przeciętnym Tell Me Why zdołało wypuścić jeszcze jedną pozycję - Twin Mirror. Czy ta gra wypadła lepiej od poprzedniej, czy może otrzymaliśmy kolejnego przeciętniaka? Pora przejrzeć się w tym lustrze!

Podobnie jak do tej pory, tak i tym razem otrzymaliśmy przygodówkę z silnym naciskiem na fabułę i narrację. Ani przed premierą, ani po nie było o niej zbyt głośno, ale pamiętałem doskonale pierwsze dotyczące jej materiały. Dontnod zapowiadało klimatyczny thriller z nieszablonowymi zagadkami oraz interesującą historią. Czy sztuka się udała?

W Twin Mirror poznajemy historię Sama Higgsa, który po długiej nieobecności powraca do rodzinnego miasteczka Basswood, aby wziąć udział w pogrzebie przyjaciela. Sam powód tej wizyty jest nieprzyjemny, ale na miejscu sytuacja dodatkowo się pogarsza. Sam zadziera z miejscowymi bandziorami, co źle się dla niego kończy. Pewnego dnia budzi się z lukami w pamięci i plamami krwi na koszuli.

Reklama

Początek zapowiada emocjonującą i intrygującą opowieść, ale z czasem emocje, zamiast rosnąć, opadają. Fabuła okazuje się przeciętna, a postacie i miejsca przewijają się tak szybko, że trudno wczuć się zarówno w historię, jak i w atmosferę. W mojej opinii autorzy powinni pogłębić niektóre wątki. Zapewniłoby to więcej satysfakcji z poznawania ich, jak również wydłużyło czas potrzebny na ukończenie Twin Mirror. Ten wynosi zaledwie nieco ponad pięć godzin. A jeśli zabrakło czasu czy budżetu, by rozwinąć poboczne historie, Dontnod lepiej by zrobiło, poświęcając więcej miejsca sprawom głównego bohatera.

Tak więc pierwszy z dwóch najistotniejszych aspektów w Twin Mirror - czyli fabuła - w dużym stopniu zawodzi. Może się podobać ambicja twórców i chęć opowiedzenia kilku historii w jednej, jak również to, że wielokrotnie pozwalają nam dokonać wyboru, w tym kilka razy takiego, który decyduje o przebiegu historii. Jednak w ogólnym rozrachunku jestem zawiedziony.

Niemiłą niespodzianką była dla mnie także jakość drugiego trzonu Twin Mirror, a mianowicie zagadek. Poświęcamy im podczas zabawy stosunkowo dużo czasu, ale nie był to dla mnie czas mile czy satysfakcjonująco spędzony. Łamigłówki nie są ani oryginalne, ani wymagające, a do tego irytują ograniczeniami w sposobie ich rozwiązywania. Ja wiem, że Twin Mirror to mocno "zamknięta" gra, która większość rzeczy nam narzuca, ale przydałoby się w niej choć trochę więcej swobody.

Przykład? Proszę bardzo. Autorzy wprowadzili mechanikę przypominania sobie wydarzeń i łączenia faktów przez Sama. To fajna odskocznia, ale prowadząca nas do celu jak po sznurku. Nie możemy nie poznać prawdziwej wersji wypadków. O wiele bardziej podoba mi się podejście - na przykład - twórców growego Sherlocka Holmesa. Tam możemy się pomylić albo pominąć pewne fakty.

Jednak trzeba oddać Twin Mirror, co jego. Dontnod kilka rzeczy zrobiło dobrze, a nawet bardzo dobrze. Spodobał mi się przede wszystkim projekt Basswood oraz panująca w miasteczku atmosfera. Choć to fikcyjne miejsce, można odnieść wrażenie, jakby istniało naprawdę. Dontnod trafiło w mój gust, jeśli idzie o styl graficzny. Pod tym względem Twin Mirror może być wzorem do naśladowania.

Dlatego tak bardzo żałuję, że za tą atrakcyjną fasadą kryje się mocno zamknięta, średnio interesująca i niezachwycająca zagadkami przygodówka. Być może Dontnod powinno obniżyć nieco tempo i poświęcać więcej czasu swoim grom, tak aby były bardziej rozbudowane i bardziej dopracowane. I dłuższe. 5 czy 6 godzin na ukończenie gry to zdecydowanie zbyt mało.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy