Tropico 5 - recenzja

Przy pogodzie, którą mamy za oknami w ostatnich dniach, człowiek tylko marzy o wyprawie na tropikalne wyspy. Jeśli nie macie czasu, aby tam polecieć... polecamy wam najnowszą część serii Tropico!

Tropico to znana wszem i wobec seria gier ekonomicznych, która do typowego dla konkurencji modelu rozgrywki dokłada liczne inspiracje rządami kubańskich dyktatorów. Wcielamy się w niej (także w omawianej części piątej) w El Presidente, który obejmuje władzę nad maleńkim państewkiem, ulokowanym na jednej z wysp w Ameryce Środkowej. Do jego zadań należy jego rozbudowa, dbanie o obywateli, rozwój gospodarki, handel oraz polityka. Aby utrzymać się "przy korycie", musimy niejednokrotnie uciekać się do nieczystych zagrywek czy oszukiwać, aby wyborcy oddawali na nas swoje głosy. A jeśli sondaże wskazują, że ich nie oddają, zawsze można sfałszować wyniki, prawda? Ci, którzy grali w poprzednie odsłony serii, wiedzą doskonale, że autorzy traktują ją od zawsze z przymrużeniem oka. Nie inaczej jest tym razem. W Tropico 5 nie brakuje humoru oraz luźnego podejścia do prowadzenia polityki.

Reklama

Jeśli grałeś w choć jedną z odsłon cyklu, w "piątce" nic nie powinno cię zaskoczyć, bo to ta sama gra, co poprzednio, tylko odświeżona, poprawiona i wzbogacona w zasadzie tylko o jedną istotną rzecz. Otóż tym razem autorzy podzielili kampanię na cztery okresy, trwające łącznie przeszło sto lat. Zabawę zaczynamy w czasach kolonializmu, a kończymy we współczesności. W kolejnych epokach pojawiają się nowe budynki, technologie, edykty polityczne, a także państwa, z którymi możemy zawierać sojusze albo wręcz przeciwnie. Kampania składa się ze zróżnicowanych misji, w których czasem musimy wydobyć i wyeksportować określoną ilość określonego towaru, kiedy indziej wygrać wybory (uciekając się w tym celu do przeróżnych forteli), a jeszcze kiedy indziej sprowadzić na naszą wyspę taką a taką liczbę turystów. Zadania są ciekawe i nie nudzą się nawet po paru godzinach rozgrywki. A gdy ukończymy kampanię, do dyspozycji mamy tryb sandboksowy, w którym możemy bawić się całkiem swobodnie, nie mając przed sobą żadnego konkretnego celu do osiągnięcia.

Tropico 5 - podobnie jak poprzednie części - to dość prosta strategia ekonomiczna, w której nie musimy wczytywać się w dziesiątki danych oraz przeglądać tyle samo tabelek oraz wykresów. Niektórzy będą narzekać, że w grze w dalszym ciągu nie pozwolono nam na podejmowanie bardziej szczegółowych decyzji, dotyczących gospodarki czy handlu, czy też na większą swobodę w zarządzaniu armią, ale takich elementów należy od zawsze szukać gdzie indziej, a nie w Tropico. Zaletą tej serii od zawsze była przystępność, dzięki której nawet początkujący gracze się tutaj odnajdą. Kampania z czasem staje się coraz bardziej wymagająca, ale na pewno nie z powodu poziomu skomplikowania. Ten cały czas utrzymuje się na średnich pułapach.

Jest w Tropico 5 jeszcze jedna nowość, której wyczekiwaliśmy od dawna. Autorzy wprowadzili do gry tryb multiplayer, w którym możemy wspólnie nawet z trzema innymi graczami rządzić swoimi państewkami, wchodząc z nimi w sojusze albo na drogę wojenną. Jednak to wszystko, co można napisać o opcji wieloosobowej, bo nie wyróżnia się ona niczym szczególnym. To po prostu stare, dobre Tropico, tylko z innymi żywymi graczami, tyle.

Jak widzicie, Tropico 5 bardzo daleko do tego, aby określić je grą rewolucyjną. Autorzy postawili na sprawdzone rozwiązania, wprowadzając do zabawy w zasadzie tylko jedną dużą nowość - kampanię podzieloną na epoki. Poza tym to ta sama gra, z którą mieliśmy do czynienia do tej pory. Niektórych skusi jeszcze tryb wieloosobowy, ale pozostałym sugerujemy zainteresować się trzecią czy czwartą odsłoną, które można obecnie kupić "za grosze". Jeśli w nie do tej pory nie graliście, rzecz jasna. A jeśli graliście i czekaliście na dokładkę, to proszę bardzo, oto i ona.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Tropico 5
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy