Treasure Hunter Simulator - recenzja
Czekamy na dzień, w którym okaże się, że powstały już growe symulatory absolutnie wszystkiego. To, że się do niego zbliżamy, zdaje się potwierdzać premiera Treasure Hunter Simulator.
Jeszcze kilkanaście lat temu marzyliśmy głównie o symulatorach samochodów czy samolotów. W końcu jednak deweloperzy zaczęli dostrzegać kolejne, coraz ciaśniejsze nisze i tworzyć gry, które pozwalają się nam wcielać w farmera, chirurga, matkę, operatora numeru alarmowego, youtubera czy operatora koparki. Zabawa w wymyślanie coraz dziwniejszych i bardziej niespodziewanych symulatorów trwa w najlepsze. Czy spodziewaliście się, że będzie wam kiedykolwiek dane wcielić się w poszukiwacza skarbów? Z taką propozycją wyszło polskie studio DRAGO Entertainment. I wyobraźcie sobie, że ich gra zwróciła się w ciągu pierwszego dnia sprzedaży!
Jednak żeby nieco stonować tę euforię, podkreślmy, że mówimy o symulatorze, którego stworzenie nie kosztowało zbyt wiele. Nie znamy dokładnych kwot, ale przy dostępnych obecnie narzędziach jest to prawdopodobnie jeden z najtańszych w produkcji gatunków gier. Widać to także od razu po rozpoczęciu rozgrywki w Treasure Hunter Simulator. Nie ma w niej niczego skomplikowanego. Ot, przenosimy się na jedną z map, po której możemy się swobodnie poruszać, szukając przy tym skarbów. Wykorzystujemy do tego różnego rodzaju wykrywacze, które pomagają nam namierzyć... coś. A co to jest, dowiadujemy się dopiero po wykopaniu. Czasem jest to coś cennego (jak na przykład jakaś stara moneta), a czasem coś kompletnie bezwartościowego.
DRAGO Entertainment pomyślało także o trybie fabularnym, choć jest to określenie trochę - a nawet bardziej niż trochę - na wyrost. Otrzymujemy w nim różne zadania do wykonania. Raz musimy znaleźć kilka dowolnych cennych rzeczy na danej mapie, innym razem wysprzątać okolicę ze śmieci... Wykonując zlecenia, zarabiamy pieniądze i zdobywamy reputację, co pozwala nam na kupowanie coraz lepszych wykrywaczy oraz odblokowywanie kolejnych plansz.
Odkrywanie kolejnych map daje całkiem sporo przyjemności, ponieważ każda z nich została naprawdę nieźle zaprojektowana. Nie ma na nich może starożytnych zabytków do zwiedzania ani innych tego rodzaju atrakcji, ale za to jest prześliczna przyroda i efektowne krajobrazy do podziwiania. A w tle przygrywa cały czas przyjemna muzyka, która pozwala się zrelaksować po ciężkim dniu w pracy. Jedyne, co wam może dokuczać, to kiepska optymalizacja, przez którą będzie wam trudno delektować się płynną animacją nawet na niezłej klasy pececie (a przecież z technicznego punktu widzenia jest to raczej nieskomplikowana produkcja).
Jeżeli zajęcie poszukiwacza skarbów kojarzy wam się przede wszystkim z Indianą Jonesem, Tomb Raiderem czy Uncharted, będziecie musieli szybko zejść na ziemię. Treasure Hunter Simulator to gra, która podczas półgodzinnej sesji potrafi zauroczyć, ale po spędzonych z nią dwóch-trzech godzinach zaczyna zwyczajnie nużyć. A później zaczyna nużyć potwornie. To, że na planszach nie ma niczego poza zakopanymi skarbami i piękną przyrodą, oraz to, że cała zabawa polega na bieganiu z wykrywaczem, prędzej czy później sprawia, że mamy ochotę położyć się na ciepłym piasku i zasnąć.
Przedstawioną w Treasure Hunter Simulator można by oczywiście rozwijać w nieskończoność, wprowadzając nowe plansze, nowe rodzaje skarbów (w tym podwodne), nowe narzędzia (poza wykrywaczem), nowe zlecenia, a nawet pełnoprawny tryb fabularny. Być może DRAGO Entartainment, widząc dość spore zainteresowanie graczy, pomyśli o dalszym rozwijaniu swojego projektu, ale na razie nic o takich planach nie wiadomo. Pozostaje delektować się relaksującymi spacerami w ślicznym otoczeniu...