Total War Saga: Troy - recenzja

Total War Saga: Troy /materiały prasowe

​O Total War Saga: Troy zrobiło się głośno nie ze względu na samą grę, lecz... sposób dystrybucji.

Do takiej sytuacji chyba jeszcze nigdy nie doszło. Otóż Epic Games zawarł z SEGĄ umowę, w myśl której Total War Saga: Troy przez 24 godziny od premiery był dostępny za darmo w sklepie Epic Games Store. Nie jego wersja próbna, nie żadne demo ani nie przez wyznaczony okres. Jeśli tylko pobraliście grę w ciągu doby, stała się wasza na zawsze. Można było mieć podejrzenia, że z Total War Saga: Troy coś poszło nie tak i gra wyszła na tyle kiepsko, że SEGA - wiedząc, że w pełnej cenie nie ma szans dobrze sprzedać swojego dzieła - podjęła taką decyzję. Od razu mogę powiedzieć, że najnowsza odsłona popularnej serii nie jest ani najlepszą, ale też nie wypada wyraźnie gorzej od swoich poprzedniczek. Choć ma z pewnością swoje mankamenty, o których za chwilę wspomnę.

Reklama

Nie muszę się natomiast rozpisywać o tle historycznym. Już podtytuł Total War Saga: Troy mówi wszystko, co powinniście wiedzieć. Otóż przenosimy się do Troi, która właśnie rozpoczyna ogromny konflikt - wojnę trojańską. Jej przyczyną było porwanie Heleny, żony króla Sparty, przez Parysa. Zgodnie z przewidywaniami, wywołało to w Grecji nie lada zamieszanie, które ostatecznie doprowadziło do krwawych starć. I tutaj wkraczamy my, wybierając na wstępie, po której stronie chcemy się opowiedzieć - Trojan (Hektor, Parys, Eneasz, Sarpedon), a może Danaów (Agamemnon, Achilles, Odyseusz, Menelaos). Każdy z bohaterów rozpoczyna z innym obszarem, jak również ma dostęp do odmiennych jednostek specjalnych.

Na początku dysponujemy jedynie niewielkim skrawkiem terenu, więc jednym z głównych zadań staje się podbój nowych terytoriów. Z grubsza wszystko wygląda tak jak w poprzedniczkach, ale szybko zaczynamy dostrzegać zmiany. Pierwsza dotyczy surowców, których mamy w sumie pięć (żywność, brąz, drewno, marmur oraz złoto), a w każdej osadzie możemy wydobywać tylko jeden z nich i rozwijać tylko gałąź przemysłu z nim związaną. Co więcej, źródła zasobów z czasem wyczerpują się i zaczynają przynosić raptem 10% poprzedniej wartości. Gracz jest więc zmuszony albo do ciągłego zdobywania nowych obszarów, albo do intensywnego rozwoju dyplomacji i podpisywania traktatów handlowych.

A skoro mowa o dyplomacji - a także o polityce wewnętrznej - to trzeba rzec, że autorzy Total War Saga: Troy uprościli rządzące nią mechanizmy. Nie wiem, dlaczego, ale zrezygnowali z niektórych naprawdę udanych rozwiązań, znanych chociażby z Total War Saga: Three Kingdoms. Wciąż możemy wykorzystać szpiegów i kapłanki, wywołać bunt w szeregach wroga czy pohandlować z innymi stronami konfliktu, ale zakulisowych działań jest zdecydowanie mniej. Negocjować zaczynamy głównie wtedy, gdy zaczyna nam brakować któregoś surowca.

A gdy negocjacje nie przynoszą oczekiwanych rezultatów, możemy - a czasem wręcz musimy - zacząć walczyć. W ogóle Total War Saga: Troy jest mocno skupiona na walce - nawet jeśli sami nie atakujemy, to możemy się spodziewać, że niebawem zostaniemy zaatakowani przynajmniej przez jednego wroga. Agresywna sztuczna inteligencja czasem przypuszcza na nas atak z kilku stron. Co zaś się tyczy samych walk, to - zgodnie z prawdą historyczną - wykorzystujemy w nich przeważnie piechotę. Ciekawostką są oddziały mityczne (tutaj prawda historyczna schodzi już na dalszy plan), składające się z minotaurów czy centaurów, a także bogowie, którzy - w wyniku modlitw i wznoszenia świątyń - mogą zapewnić nam bonusy na polu bitwy.

W wojnie biorą także udział bohaterowie, którzy pełnią ważną rolę, choć nie aż tak istotną, jak w Total War Saga: Three Kingdoms. Postacie te mają specjalne umiejętności, potężny ekwipunek i mogą się rozwijać w quasi-erpegowy sposób. Ba, mają nawet specjalną, inspirowaną "Illiadą" misję do wykonania. Jednak zabrakło mi większego nacisku na starcia bohaterów jeden na jednego, mogące wyraźnie przechylić szalę zwycięstwa na którąś ze stron. Żałowałem też, że w grze nie występują bitwy morskie.

Podsumowując, jest w Total War Saga: Troy kilka rozwiązań, które według mnie wprowadzono niepotrzebnie (jak pomniejszenie roli bohaterów czy spłycenie dyplomacji i polityki wewnętrznej), ale to w dalszym ciągu bardzo dobra strategia, która powinna przypaść do gustu wszystkim miłośnikom serii. Nawet jeśli będziecie za nią musieli zapłacić, to zdecydowanie warto. Niekoniecznie pełną cenę, ale jak tylko dorwiecie jakąś promocję, kupujcie.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy