Thief

Na ten powrót czekaliśmy od lat. Nowy Thief miał nam przypomnieć, za co pokochaliśmy skradanki. Niestety, król złodziei jakby trochę się zestarzał...

Nie chodzi tu bynajmniej o kwestie wizualne, bo te zostały przeniesione w nową epokę (o czym jeszcze napiszemy kilka akapitów niżej), ale o elementy, na które liczyliśmy przede wszystkim - na swobodną eksplorację świata gry, na sztuczną inteligencję strażników, na fabułę, na postać głównego bohatera. Eidos Montreal, które nie tak dawno zachwyciło nas kontynuacją cyklu Deus Ex, nie poradziło sobie z nimi tak dobrze, jak byśmy tego chcieli. Jednak rozczarowanie wynika głównie z tego, że liczyliśmy na wielki przebój, a otrzymaliśmy po prostu dobrą grę. Ale po kolei...

Reklama

Zacznijmy od fabuły. Ta z początku intryguje, ale szybko przestaje, operując przy tym wyświechtanymi zagrywkami ze strony scenarzystów. Garrett wraz ze swoją uczennicą imieniem Erin podczas jednego z zadań natrafiają na tajemniczy kamień, co kończy się śmiercią dziewczyny oraz rocznym zwolnieniem lekarskim dla głównego bohatera. Po tym czasie powraca on jednak do Miasta (przypominamy, że tak nazywa się metropolia, w której toczy się akcja seria), gdzie zastaje mieszkańców chorujących na nietypową chorobę oraz staje się świadkiem rewolucji wywołanej przez niejakiego Oriona z grupą jego popleczników, zwanych "pogrobowcami".

Tak zaczyna się fabuła, która z czasem coraz bardziej przestaje nas obchodzić. Miewa swoje lepsze momenty, ale jednak więcej tych gorszych. Nie najlepiej wypada także jej główny bohater, który stracił sporo ze swojego charakteru. To już nie ten sam Garrett, co kiedyś.

Akcja Thiefa toczy się w otwartym środowisku. Miasto może się podobać. To w dalszym ciągu posępne, mgliste miejsce, w którym mieszają się różne epoki. Tym razem więcej tu nowoczesności - na ulicach więcej jest lamp, a w mieszkaniach pojawiła się elektryczność. Jednak nie przeszkodziło to ani trochę we wprowadzeniu elementów mistycyzmu, dzięki którym Thief miejscami zamienia się niemalże w horror.

Miasto możemy przemierzać w miarę swobodnie, nie tylko ciesząc się dobrze zaprojektowanymi lokacjami, ale również biorąc na siebie dodatkowe zlecenia (które częstokroć wypadają lepiej niż zadania z głównego wątku) czy zbierając łupy, które można później zamieniać na dodatkowe gadżety. Jednak jest coś, co bardzo skutecznie psuje czerpanie frajdy z eksploracji. To bardzo częste ekrany ładowania. W związku z tym, że Miasto zostało podzielone na wiele pomniejszych obszarów, jesteśmy skazani na ciągłe "loadingi" (występują one często także całkiem niespodziewani). To naprawdę dokuczliwe.

Pomimo pierwszych zapowiedzi twórców nic nie zmieniło się w rdzeniu rozgrywki. Thief to w dalszym ciągu skradanka pełną gębą. Nie macie co liczyć na siłowe rozwiązania. Z pojedynczym strażnikiem Garrett jakoś sobie poradzi, ale z dwójką będzie miał już spore problemy. Jeszcze gorzej, gdy któryś z nich będzie wyposażony w kuszę - wtedy lepiej czym prędzej wracać do cienia.

W ogóle należy pamiętać, że cień to naturalne środowisko Garretta. To tutaj spędzamy większość czasu, omijając przeciwników i zmierzając do celu. Do tegoż możemy często dotrzeć różnymi drogami, ale taka możliwość pojawia się zdecydowanie zbyt rzadko. Autorzy wielokrotnie wymuszają na nas podążanie jedyną słuszną ścieżką. Ktoś tu chyba zapomniał o korzeniach serii.

Tak sobie wypada sztuczna inteligencja strażników. Nie razi jakoś bardzo, ale liczyliśmy, że po tylu latach od ostatniej części dostrzeżemy wyraźną różnicę, tymczasem algorytmy z nowego Thiefa są chyba tylko nieco lepsze od tych ze starego. Spodziewaliśmy się, że tym razem przeciwnicy będą bardziej realistycznie reagować na odgłosy z otoczenia (a tu potrafią zignorować dochodzący z niedaleka hałas) czy zmiany w tymże (czy tak trudno zauważyć, że drzwi "same" otwierają się i zamykają?). No cóż, pod tym względem Thief nie wypada źle, ale do ideału mu daleko.

Thief jest grą o wiele łatwiejszą od poprzedniczek, na co dowodem jest na przykład wprowadzenie trybu koncentracji, w którym podświetlone zostają wszystkie ważne elementy otoczenia. Autorzy przygotowali też inne ułatwienia, które na szczęście możemy wyłączyć w opcjach. Weterani skradanek nie mają się czego obawiać. Na najwyższym stopniu trudności czeka ich prawdziwe wyzwanie, którego ukończenie może im zająć nawet przeszło 20 godzin (po wliczeniu wszystkich aktywności pobocznych). Thief zdecydowanie nie jest grą na jeden wieczór.

Jeśli chodzi o oprawę nowego Thiefa, mamy mieszane uczucia. Z jednej strony autorzy zaserwowali świetne projekty lokacji, utrzymane w klimatycznej stylistyce, oraz tak realistyczne odgłosy, że w niektórych sytuacjach można na nich całkowicie opierać nasze działania, ale z drugiej - miejscami gra jest zbyt jasna, a muzyka zbyt nachalna. Jednak ogólne wrażenia należy bez wątpienia ocenić jako pozytywne. Eidos Montreal wykonało kawał dobrej roboty.

Marzyliśmy o tym, by nowy Thief był tak dobry, jak jego pierwsza część. Nie jest taki, ale to w dalszym ciągu dobra skradanka, w którą powinien zagrać każdy miłośnik tego gatunku. To nawet przeszło 20 godzin eksploracji, napawania się klimatem oraz wykonywania (w większości) ciekawych zadań. Eidos Montreal nie wszystko zrobiło dobrze, ale grze trudno odmówić kilku dużych zalet.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Thief
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy