The Walking Dead: Survival Instinct

Gdy oglądałem w telewizji "Żywe trupy", myślałem: "dawno nie widziałem tak dobrego serialu". Gdy grałem w nową grę na jego podstawie, po głowie chodziła mi tylko jedna myśl: "dawno nie grałem w tak słabą grę". Niestety.

Czytając zapowiedzi The Walking Dead: Survival Instinct (i pisząc własną), miałem ogromną nadzieję, że w końcu spełni się moje marzenie o udanej, "growej" adaptacji jednego z moich ulubionych seriali ostatnich lat. Niestety, jej autorzy potraktowali ją bardzo brutalnie, pozostawiając mnie samego bez większych złudzeń - dobrych gier na podstawie seriali NIE MA. Albo prawie nie ma. W każdym razie tutaj nie możemy mówić o wyjątku.

The Walking Dead: Survival Instinct przedstawia wydarzenia, które miały miejsce przed telewizyjnym serialem, dopiero u początków epidemii żywych trupów. Głównymi bohaterami przedstawionego scenariusza są bracia Dixonowie - Daryl oraz Merle. Akcja rozpoczyna się od pożarcia ich ojca przez jedną ze "szwend" (tak bywają nazywane zombiaki w świecie serialu/gry). I już na tym etapie można zorientować się w nieudolności, jaka cechuje próby twórców zbudowania jakiejkolwiek warstwy emocji czy osobistego charakteru rozgrywki. Zapomnijcie. The Walking Dead: Survival Instinct jest absolutnie bezpłciowy, pozbawiony emocjonalności, która zadecydowała przecież (jako jeden z czynników, rzecz jasna) o sukcesie serialu.

Reklama

Pomysł twórców na rozgrywkę był niezły. Gra toczy się w częściowo otwartym świecie. To my decydujemy, w jakiej kolejności chcemy odwiedzać poszczególne lokacje oraz którymi drogami chcemy do nich dotrzeć. Scenariusz rozwija się nieco inaczej w zależności od podejmowanych przez nas decyzji. Co prawda wariantów jest niewiele, ale to, że w ogóle są, to już przyjemna niespodzianka. Mało tego, w samochodzie, którym się poruszamy, jest kilka miejsc, które mogą zająć napotkane w różnych miejscach postacie. Przed misjami wydajemy im rozkazy, uzbrajamy i wysyłamy na poszukiwanie zasobów. Po drodze do Atlanty (to nasz cel ostateczny) pod nasze nogi rzucane zostaję kłody - to zepsuje się auto, to skończy się w nim paliwo. W takich sytuacjach zostajemy zmuszeni udać się na poszukiwania rozwiązania, ryzykując oczywiście życiem.

Jednak to tylko teoria. W praktyce o utratę życia w The Walking Dead: Survival Instinct naprawdę trudno. "Szwendy" są tak głupie, że jeśli tylko wykażemy się choć odrobiną pomyślunku, nie mają z nami szans. A czasem nawet i pomyślunek nie jest potrzebny, skoro nasze drogie zombiaki potrafią stanąć przed nami i czekać, aż rozwalimy im czaszkę, zamiast dobrać się nam do mózgu. Nie raz czy dwa - gra zaskakuje (oczywiście bardzo niemile) takimi lub podobnymi akcjami tak często, że po dwóch-trzech godzinach zabawy zaczynamy mieć dosyć. W końcu ileż można grać w niedopracowaną betę? Nie dajcie się bowiem nabrać na to, że The Walking Dead: Survival Instinct to ukończony produkt. To co najwyżej wczesna beta, za którą trzeba zapłacić na Steamie 50 euro. 220 złotych!

Co w niej otrzymujemy poza fatalną sztuczną inteligencją? Ano, chociażby niewygodne sterowanie, powtarzalne lokacje czy brzydką grafikę, okraszoną błędami, których powstydziliby się nawet początkujący deweloperzy. Po takiej grze, jak The Walking Dead: Survival Instinct, można by się spodziewać także klimatu rodem z horroru, wiecznej ucieczki, zaszczucia, czającego się na każdym kroku strachu, zombiaków rzucających się na nas jak mały Amerykanin na hamburgera. Nic z tego. OK, kilka razy twórcom udało się mnie przestraszyć, ale to o kilkadziesiąt razy za mało. Co z tego, że "szwend" jest dużo, skoro są głupie, nieporadne i obdarzone niewielkim repertuarem możliwości atakowania nas? Wyobrażacie sobie, że wystarczy wskoczyć na maskę samochodu, by grupka zombiaków nie potrafiła nam zrobić dosłownie NIC?!

Niech dopełnieniem tego koszmarnego obrazu, jaki - mam nadzieję - się przed wami wyrysował podczas czytania tego tekstu, będzie krótki komentarz dotyczący oprawy. The Walking Dead: Survival Instinct wygląda, jakby przeniósł się z przeszłości, z początku tego wieku. Poważnie, gra jest po prostu okropna - kanciasta, kiepsko animowana, wypełniona do bólu powtarzalnymi projektami i brzydkimi teksturami. Niewiele lepiej wypadają dialogi, przeważnie sztuczne i zdawkowe.

The Walking Dead: Survival Instinct to gra, która wymaga jeszcze CO NAJMNIEJ kilku miesięcy wytężonej pracy, by w ogóle dało się w nią grać. W obecnej formie może się odbić czkwaką nawet najzagorzalszym miłośnikom serialu. A już szczególnie tym z Polski, którzy za tę wątpliwą przyjemność, trwającą pięć godzin (niestety czy na szczęście?), muszą zapłacić więcej niż za genialnego BioShocka. Trudno mi znaleźć jakiekolwiek ekonomiczne uzasadnienie dla tego zakupu.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Activision
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy